W domu głównym panował chaos, wieść o zbliżającym się wrogu wywołała panikę wśród wilków. Samce niespokojnie warczały wokół swoich partnerek, a one próbowały uspokoić swe potomstwo, czy koleżanki obok. Alfa wraz z betami w gabinecie omawiali sytuację, próbując zanaleźć coś, co da im przewagę.
- Sprowadźcie mi tu Lunę i jej straż! - powiedział w połowie zwierzęcym głosem. Jego zazwyczaj opanowany ton, dziś przepełniony był furią spowodowaną strachem o stado.
Po chwili do pomieszczenia wpadła jego partnerka z małym zawiniątkiem w rękach. Zaraz za nią szła czwórka zmiennych o umięśnionych posturach. Były to dwie kobiety i dwuch mężczyzn. Alfa Trevor roztrzęsiony przygarną do siebie Mayę oraz dziecko. Zaciągną się ich zapachem, by choć trochę uspokoić swoją wilczy duszę.
- Taylor podejdź proszę - zwrócił się do dowódczyni strażników jego partnerki. Zmienna zbliżyła się do swego alfy i schyliła głowę, trochę ją przekrzywiając, by w geście poddania pokazać szyję. - Masz zabrać Mayę do chaty nad stawem, gdy wyczujesz niebezpieczeństwo, masz ją natychmiast zabrać do jej rodzinnej watahy. Zrozumiano?! - warkną na swoją poddaną. Taylor przytaknęła, nie zwracając uwagi na zmieniony głos przywódcy. Spojrzała tylko wyczekująco na swoją lunę z niemym pytaniem o gotowość do podróży.
- Poczekajcie na mnie za drzwiami - rzekła Maya ze szklącymi się oczami. Gdy Taylor przechodziła przez próg, jeszcze kątem oka zobaczyła jak jej alfa i luna zastygają w namiętnym pocałunku. Dowódczyni straży spojrzała na swych pobratymców i zaczęła wydawać rozkazy:
- Gale, ty pójdziesz przodem, Stephen sprawdzasz tyły, a Rose będzie krążyć wokół. - spokojny głos Taylor odbijał się od ścian korytarza, tworząc przyjemną atmosferę opanowania, która powoli wpływała na umysły jej towarzyszów.
- Nie rozumiem jak można być gburem nawet w chwili grozy Tay - powiedziała Rose, obejmując się ramionami. W ich zespole była zwana ścigaczem. Jej smukła budowa ciała oraz zdolności sprawiały, że przeciwnik nie zauważał skąd przychodzi atak.
- Myślę, że dawno nie bawiła się w porządną imprezę i dlatego widzi świat jako nudne miejsce naszej egzystencji - przewrócił oczami Gale, który ze swoim niezwykle czułym węchem, miał rolę zwiadowcy.
- A co jesteś chętny do zabawy? - odgryzła się Taylor, patrząc na niego z niebezpiecznym błyskiem w oku. To właśnie dla tej drapieżnej iskierki niesparowani samce tracili głowy. Samiec tylko posłał jej znaczące spojrzenie i zalotnie mrugnął.
- Od bardzo dawna czekałem na to pytanie.
- Sądzę, że na wypowiedzi Gale'a wpływa siedząca w nim niewyżyta i przerośnięta łasica. Wybacz mu. - wtrącił Stephen. Jak zawsze przywraca ich wszystkich do porządku. Jego wilk obdarzony był niesamowitym instynktem, który nie raz uchronił ich tyłki od ataków wroga.
Przekomarzanie się czwórki delt przerwała luna, która z lekkim rumieniem wyszła z gabinetu.
- Możemy ruszać.***
Taylor jako jedyna z ich czwórki zachowała ludzką postać. Teraz lunie potrzebna była jako wsparcie psychiczne, a czasem i fizyczne. Pomagała matce watahy nieść dziecko, wyszukać odpowiednią drogę wśród gęstwiny, czy po prostu prowadziła rozmowę o letnich zbiorach. Gdy partnerka alfy zachowywała spokój, to całej watasze również było lżej. Jej samopoczucie bardzo oddziałowywało na stado, dlatego należało zapewnić jej odpowiednią opiekę. Głos Taylor, który miał senna barwę idealnie nadawał się do przekonania luny o tym, że nie ma się czym przejmować.
Gdy dotarły do celu, reszta dołączyła do nich, a ich nagie sylwetki w świetle zachodzącego słońca rzucały złowrogi cień na puszczę. Ktokolwiek spróbuje się tu zbliżyć, będzie miał do czynienia z nimi. Tay posłała ostatnie porozumiewawcze spojrzenie kompanom i otworzyła drzwi chaty. Drewniany domek miał tylko dwa pomieszczenia: łazienkę oraz kuchnię oddzieloną wysepką od salonu, który także pełnił funkcję sypialni.
- Skromnie, a praktycznie - stwierdziła strażniczka. Rozejrzała się jeszcze raz po pomieszczeniu. Swoją lunę posadziła na wygodnej sofie, a przyszłego alfę owinęła kocem i położyła obok. Sama ruszyła do kuchni. Sięgnęła do szuflady ze sztućcami, by znaleźć coś co może ocalić życie partnerce oraz dziecku alfy. Pod fałszywym denkiem krył się klucz, który teraz stał się najcenniejszym przedmiotem. Niemal z nabożną czcią, Taylor przeniosła wiekowy żelazny przedmiot i podniosła dywan. Tylko osoby, które wiedziały o tym fakcie, dostrzegły by lekko ruchome deski. Delta wyjeła je z posadzki odsłaniając żeliwny właz. Otworzyła go za pomocą klucza, jednak tam nie ujrzała widoku jakiego się spodziewała.
CZYTASZ
Jeden dzień
WerewolfCzy zastanawialiście się kiedyś, co jest po śmierci? Gdzie trafiają dusze? Taylor Soulnight przekonała się o tym w momencie, gdy została pokonana w bitwie stada o zachowanie terytorium. Jej dusza trafia przed bogonię Księżyca, jednak ta zamiast ofia...