Rozdział 3

117 19 19
                                    

*Henryk Pov*

Minęły już trzy tygodnie od przesłuchań. Te dni były dla mnie bardzo ciężkie, ale i inspirujące. Czułem, że z każdym kolejnym występem zbliżam się do spełnienia moich marzeń.

Dziś wszyscy uczestnicy mają stawić się przed jurorami, aby dowiedzieć się, kto przejdzie do następnego etapu. Polega on na tym, że rekruci są przydzieleni do drużyn jurorów, co jest bardzo stresującym momentem, ponieważ nie wiem jak potoczą się dalej moje losy.

Poszedłem w stronę toalet. Ze stresu, w moim pęcherzu gromadził się mocz, który jak najszybciej musiałem wydalić. W drodze do ubikacji zaczepił mnie chłopak, którego kojarzyłem, chyba miał na imię Lech.

-Jak tam nastroje? - Uśmiechnął się miło. Chciałem mu odpowiedzieć, lecz on kontynuował. - Ja, gdy byłem tu pierwszy raz miałem ogromnego cykora!

-Wybacz, ale muszę udać się na sikundę - tym razem ja mu przerwałem. Lubiłem Lecha, był bardzo sympatyczny, ale za bardzo obnosił się z tym, że to jego drugi raz w "Mam Talent".

Pośpiesznym krokiem wszedłem do toalety. Moje gacie prawie stały się mokre. Niczym Usain Bolt pobiegłem do pisuaru. Z tego całego pośpiechu nie zauważyłem osoby stojącej obok mnie. Osoby, którą przez przypadek obsikałem.

-Upsi-pupsi. - wymamrotałem z zażenowaniem, starając się obrócić tą sytuację w prank.

-Gitara - powiedział jak się okazało...  Ludwik Tomaszewski, chłopak, którego już trochę poznałem. Odkrycie jego tożsamości sprawiło tylko, że jeszcze bardziej się zawstydziłem, lecz on zaskoczył mnie - Dobry prank. Uczysz się u Dubiela? - rozległ się jego głośny śmiech. Nadal zażenowany uśmiechnąłem się i patrzyłem jak odchodzi, wcześniej klepiąc mnie po plecach.

Nie wierzyłem, że zrobiłem coś tak głupiego! Kurka wodna! Wziąłem się w garść. Postanowiłem, że postaram się zapomnieć o tym nieprzyjemnym incydencie i pobiegłem w stronę sceny, gdzie miało odbyć się, wcześniej wspomniane, spotkanie z jurorami.

Trochę się spóźniłem. Stanąłem blisko chłopaka z arabskimi rysami twarzy i ciemną karnacją. (Trochę bałem się, że wybuchnie... moja rodzina jest trochę rasistowska). Jego imię przypomniałem sobie dopiero po paru chwilach - Zenon Malicki, zasłynął swoim występem tanecznym na obozie rekrutów. Zwalił mnie wtedy z nóg.

Nagle usłyszałem głos Zenka:

-Wszyscy wiele przeszliście podczas tych 3 tygodni. Jedni poradzili sobie bardzo dobrze...

-A inni byli po prostu gówniani. - Powiedział czerwony sos*.

Do moich uszu dotarły ciche słowa Tomaszewskiego, które odzwierciedlały moje odczucia:

-Kruci, co za babsztyl

-Jak wiecie - kontynuował Zenek - niestety z niektórymi z was musimy się dziś pożegnać. Była to dla nas trudna decyzja, wszyscy jesteście niesamowicie utalentowani, jednak musieliśmy dokonać wyboru - czuje jak moje serce zaczyna szybciej bić - Kasia Kowal, Danut Ziniewicz, Pawel Kula, Magdalena Wapowska... - Zenek wymieniał po kolei nazwiska, a żadne z nich nie należało do mnie - wy...PRZECHODZICIE DALEJ!!!!

-Gratulacje! - Krzyczy Marylka, klaszcząc w dłonie.

Co się właśnie stało? Ludzie wokół mnie skaczą i wiwatują. Blond chłopak z końca rzędu zaczął histeryzować, a w całej sali słychać jego płacz.

-Bardzo nam przykro. - powiedziała Salsa, ale widać było, że w ogóle tak nie jest. Moje ręce zaczęły się trząść, a do oczu napłynęły łzy. Wtedy znowu rozległ się głos Zenka:

-Lech Ból, Nikodem Hobiegaj, Zenon Malicki, Henryk Styl - Co? Ja? - i Ludwik Tomaszewski, zostańcie na chwilę.

*Tu chodzi o salse

~*~

Dawno nie było rozdziału, ale bardzo za to przepraszamy. Mamy gigantyczną nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Do zobaczyska w następnym :*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 22, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jeden KierunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz