Czy jest czyn pośredni, który jest jednocześnie dobrym i złym czynem?
Jak wiadomo Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Podejmując jakąś decyzję godzimy się na wszelkie skutki z nią związane. Przykładem jest decyzja Marysi:
Marysia jest świadkiem kradzieży telefonu koleżanki. Zamiast zgłosić sprawę nauczycielowi, postanawia wymierzyć sprawiedliwość sama. Oczywiście zwraca własność koleżance z klasy, jednak młodocianej złodziejce kradnie jej nowy tablet, który dziewczyna wzięła do szkoły. Dziewczyna nie przyznaje się do kradzieży, jednak pod koniec dnia zwraca dziewczynie tablet. Czy decyzja Marysi jest dobra? A może jednak popełniła błąd?
Przeanalizujmy sytuację od początku. Marysia jest świadkiem kradzieży. Nie świadczy to o jej położeniu w sytuacji, nie mówi czy jest to coś złego, ani dobrego, bo nie stało się to dobrowolnie. Nie możemy osądzać się po tym, co stało się bez naszej decyzji i naszej woli. Jednak to co Marysia zrobi po całej sytuacji jak najbardziej podlega ocenie. Jeżeli dziewczyna zgłosiłaby całą sytuacje, byłby to czyn dobry, bohaterski (naraża się na gniew złodziejki). Jednak Marysia wymierza sprawiedliwość sama. Robi to co zrobiła jej koleżanka z klasy przed chwilą... kradnie. Fakt robi to, aby nauczyć złodziejkę, ma dobre intencje. Jednak nie na tym to polega, bo Marysia czyni to samo co uznawała za hańbę przed momentem. Możemy więc już włożyć jej czyn do tej torby grzechów, z których dziewczyna powinna się wyspowiadać. Podsumowując: Marysia mimo dobrych chęci popełniła grzech. Bóg nie ocenił jej wady, ani zalety. Nie ocenił też poziomu grzechu dziewczyny. Bóg nie ocenia naszych grzechów. On stara się, abyśmy to my oceniali własne postępowanie. Przyznanie się do grzechu jest równoznaczne do ocenienia własnego postępowania (tyle, że przed Bogiem). Grzech jest wadą do naprawienia, do zmiany. Po spowiedzi wychodzimy oczyszczeni, jednak to nie znaczy, że mamy zapominać o naszych błędach. Ba! Musimy o nich pamiętać, bo takie sytuację uczą nas postępowania w codziennym życiu. Dzięki takiej pojedynczej sytuacji znamy konsekwencje błędu i staramy się go omijać.
Czy Bóg kocha mnie mimo wad?
Bóg to chyba jedna z lepszych osób (jeżeli tak możemy nazwać naszego Stwórcę). Jest naszym przyjacielem, akceptuje nasze wady i zalety. Kocha nas takimi jakimi się narodziliśmy. Opowiem ci pewną historię, a potem w skrócie wyjaśnię:
Rolnik zasiał na swoim polu zboże. Kłosy pięknie zaczęły wybijać się nad ziemię. Jednak niektóre zatrzymały się w miejscu i nie chciały już urosnąć. Były małe, niewielkie i psuły cały widok na piękną, urodzajną ziemię. Codziennie z rolnikiem jeździł jego pracownik.
- Panie, czemu nie wyrwiesz tych małych, nieudanych kłosów? - spytał któregoś dnia.
- Bo każdy kłos ma szansę się rozwijać. W czasie żniw wyplenimy te, które do niczego się nie przydadzą - powiedział i poszedł oporządzić. Dbał o nie z równą dokładnością, każdy pielęgnował i podlewał.
W dniu, w którym nadszedł czas zbioru, syn powiedział do ojca:
- Panie miałeś rację! Niektóre z tych nieudanych, wyrosły na jedne z bardziej obfitych!
Rolnik uśmiechnął się tylko i wrócił do swojej pracy.
Teraz, krótkie wyjaśnienie:
Rolnik to oczywiście Bóg. Kłosami są ludzie. Polem jest nasze życie. Żniwa to koniec świata.
Bóg kocha każdego z nas. Nie wyrzuci nas z pola tylko dlatego, że urodziliśmy się słabsi, że możemy nie dać tak obfitego plonu. Dba o każdego z nas z taką samą dokładnością, każdego z nas kocha w ten sam sposób. Pod koniec, odbywają się żniwa. Bóg wybiera wtedy obfite, a te, które nie wyrosły wyrzuca. Dlaczego Bóg wyrzuca ludzi? To nie do końca jest tak, że Bóg wyrzuca ludzi. Najczęściej jest tak, że to ludzie odrzucają Boga i nie przyjmują jego miłości, aby pod koniec życia uschnąć. Sami decydujemy o tym jaki plon wydamy.