Rozdział 3.

263 16 0
                                    

TO nią do reszty owładnęło. Sonea przestała całkowicie nad sobą panować. Z nocy przemiany pamiętała niewiele. Dziewczyna obudziła się wraz ze wschodzącym słońcem. Jego promienie przyjemnie tuliły nagie ciało Puchonki. Zorientowała się, że straciła swoją piżamę. Wstała zbyt gwałtownie, więc zakręciło jej się w głowie. Ponownie upadła na drzewo, drapiąc plecy o brudną korę. Zasyczała z bólu. W jej nozdrza wdarł się zapach mchu i grzybów. Była w lesie. To już jakiś postęp. Jednak czy to nadal Zakazany Las? Co do tego miała wątpliwości. Gdyby tylko miała różdżkę...

- Co zrobić? Co zrobić? - powtarzała bezustannie.

Nic nie przychodziło Sonei do głowy. Podniosła się ponownie, tym razem wolniej. Usłyszała cichy szelest. Pomimo nagości przyjęła pozycję bojową, wyciągając prawą rękę przed siebie.

- Nie mam różdżki - Sonea upomniała siebie i natychmiast schowała się za drzewo.

Cichy warkot doszedł jej uszu. Dziewczyna wzdrygnęła się i wyjrzała zza pnia, zachowując ostrożność.

- Kieł! - wykrzyknęła radośnie.

Przed jej oczami stał czarny pies Hagrida. Na jej widok nagle złagodniał, a jego postawiony ogon poruszał się raz w lewo, raz w prawo. Zaraz za nim pojawiła się ogromna postać.

- Cholibka, żeś mnie wystrachała - potężny baryton pół - olbrzyma zagłuszył dźwięki lasu.

- Przepraszam, nie miałam tego na celu - zgarbiła się, zaplatając ramiona na piersi.

- A co ty tu świecisz tyłkiem? - zdjął swój podniszczony płaszcz i zarzucił na ramiona Sonei. - Niech skonam, pewno nieźle zmarzłaś, co?

Dziewczyna opatuliła się szczelnie ubraniem. Było o kilkadziesiąt rozmiarów za duże, ale lepsze to niż nic.

- No więc... skąd się tu wzięłaś? - Hagrid zagwizdał na psa i ruszył do przodu.

Stawiał tak ogromne kroki, że Sonea musiała niemal biec. Przeskakiwała przez kłody, ciężko dysząc. Nie miała zamiaru odpowiedzieć na pytanie gajowego, dlatego skupiła się na dotrzymaniu mu kroku.

- Gdzie jesteśmy? - Puchonka zadała pytanie nurtujące ją odkąd się obudziła.

- Jak to gdzie? W Zakazanym Lesie - odparł zdziwionym tonem.

Dziewczyna tylko pokiwała głową, na znak, że przyjęła to do wiadomości.

W milczeniu dotarli do znajomych Sonei drzew. Teraz wiedziała, że kierują się w stronę chatki Hagrida. Słońce było dość wysoko, a z zachodu wiał lekki wietrzyk. Gdy wyszli z labiryntu drzew, na twarzy dziewczyny pojawiło się przerażenie. Strzępy jej pomarańczowej piżamy leżały wśród zielonych źdźbeł trawy. Ale gdzie jest różdżka? Dziewczyna za wszelką cenę próbowała przypomnieć sobie wydarzenia minionej nocy. Widziała je jak przez mgłę, ale dokładnie pamiętała ból, jaki spowodowała przemiana.

- Chodź no, ogrzejesz się letko - Hagrid otworzył drzwi potężną dłonią i zaprosił Soneę.

- Dziękuję, ale chyba powinnam wrócić do Hogwartu. Mój brat pewnie się martwi i... - urwała, gdy zobaczyła wystrój przytulnego domku gajowego.

Było w nim tak ciepło i miło. Ktoś inny nazwałby Hagrida bałaganiarzem i niechlujem, ale nie ona. Puchonka lubiła kiedy pomieszczenie odzwierciedlało charakter osoby, a nie było tylko miejscem do ogrzania się i wyspania.

- Mam zupe dyniową - odparł, z nadzieją, że to ją przekona.

I przekonało. Po 10 minutach dziewczyna siedziała i zalewała swój żołądek pyszną zupą. Jej zapach pieścił jej nozdrza, a smak język.

- No więc... powiesz co robiłaś w Lesie? - pytanie pół-olbrzyma sprawiło, że Sonea zachłysnęła się zupą.

Po kilku odkaszlnięciach, znowu powrócił jej miarowy oddech.

- Sama chciałabym wiedzieć - odłożyła pustą miskę.

- To ty nie wiesz? A... znaczy się, nie pamiętasz? Dobrze... dobrze... - odpowiedział zamyślony. - To by wyjaśniało twoją goliznę. Toż przecież świadomie byś się w lesie nie rozbierała.

Sonea zachichotała.

- Ma pan rację. Świadomie bym tego nie zrobiła - zapadło milczenie. - Dziękuję za wszystko.

Powiedziała i podniosła się z chwiejnego, drewnianego krzesełka. Zanim Hagrid cokolwiek odpowiedział, dziewczyna już była za drzwiami.

KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz