środa

310 55 6
                                    

        W kawiarni nie było dużego ruchu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


        W kawiarni nie było dużego ruchu. Większość ludzi w tym czasie musiała pracować lub siedzieć w szkole, ale Min Yoongiego to już nie dotyczyło. W końcu i tak lada dzień miał zostawić to wszystko za sobą, więc dlaczego wciąż miałby udawać, że ma przed sobą jakąś przyszłość? Że przejmuje się swoją edukacją i ma plany na resztę życia? Czuł się od tego wolny, a to dodawało dziwnej lekkości poranionemu sercu.

        Jego oczy zdawały się byś puste, gdy bawił się papierowymi serwetkami. Próbował jakoś zabić czas, a przyjemna struktura pod jego palcami zdawała się być do tego idealnym obiektem. Uważnie badał fakturę, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie po raz ostatni może ją poczuć. Że po raz ostatni jego zmysły mogą doświadczyć uroku otaczającej go rzeczywistości. A myśl ta sprawiała, że nagle wszystko wydawało się odrobinę piękniejsze i mniej groźne. Jakby świat wokół niego na moment stał się dużo lepszym miejscem. A wszystko dlatego że Min Yoongi wkrótce miał znaleźć upragniony spokój.

        — Przepraszam, że musiałeś tyle czekać. I woooow. Jakie świetne włosy! Odważnie. — Jego cieszenie się rzeczywistością przerwał przyjemny dla ucha głos chłopaka, który usiadł naprzeciwko niego. Miał on na sobie typowy stój dla pracownika kawiarni, w której obecnie się znajdowali, a czarne włosy wpadały mu do oczu. Zdecydowanie można było nazwać go przystojnym, ale Yoongi nie podzielał tego zdania. Dla niego Kim Seokjin przypominał raczej krzyżówkę jaszczurki z lisem. Lepka skóra, która kojarzyła mu się z kłamstwami i puszysty ogon, który ostrzegał przed intrygami. Ale nie był on złą osobą, a Yoongi — ku swojemu zdziwieniu — nigdy nim nie gardził. Bo Kim Seokjin był okropnym plotkarzem, ale jego serce zdawało się wciąż być czyste. Po prostu był niczym ciekawskie dziecko, które chce wszystko wiedzieć, by potem podzielić się swoją wiedzą z całym światem.

        — Obiecałem kiedyś tutaj wpaść, więc oto jestem. — Obietnicę tę Yoongi złożył z grzeczności — co nie było częstym zjawiskiem — i nigdy nie zamierzał jej spełnić, ale ostatnie wydarzenia jak i te nadchodzące zmusiły go do zmiany zdania. — Co u ciebie, hyung?

        Yoongi nigdy wcześniej nie zadał tego pytania. Bo to zupełnie do niego nie pasowało. Bo to nie było w jego stylu. Bo oznaczało zbyt duże jak na niego zaangażowanie. Teraz jednak z uwagą słuchał o trudach zbierania przez Seokjina wystarczającej kwoty, by studiować na miejscowym uniwersytecie... tak naprawdę obojętne co. Bo Seokjin kompletnie nie wiedział, czego chciał od życia, ale żył z poczuciem, że musi zrobić coś wielkiego. Że musi coś osiągnąć. Byli z Yoongim swoimi idealnymi przeciwieństwami.

        — A co u ciebie? — Wywód zakończyło pytanie, na które Yoongi tylko czekał. — Słyszałem, że Jisoo jest w ciąży. Niesamowite! Gratuluję. Choć będzie wam ciężko połączyć bycie rodzicami ze szkołą, co? Więc może nie powinienem gratulować? Przepraszam.

        Słowa wychodziły z ust chłopaka bez żadnej kontroli. Każda jego myśl została wypowiedziała, a Yoongi zdał sobie sprawę, że pierwszy raz nie działa mu to na nerwy. Wiedział, że ciekawski znajomy poruszy ten temat — w końcu był kuzynem byłej dziewczyny Mina i informacja o ciąży Jisoo musiała dojść do kogoś takiego jak Kim Seokjin. W końcu głownie po to tutaj przyszedł. Bo prawda musiała ujrzeć światło dzienne, a starszy chłopak na pewno miał się tym zająć. Bo Yoongi chciał, by Jisoo nareszcie poniosła jakieś konsekwencje swojej głupoty — a może po prostu chciał by cierpiała tak, jak on cierpiał przez wszystkie poniżenia z jej strony.

        — Kim Jisoo jest w ciąży — potwierdził — ale nie ze mną.

        Słowa te zawisły między dwójką siedzącą przy stoliku przy oknie. Ciepłe promienie słońca ogrzewały ich twarze, ale serce Yoongiego pozostawało zimne. Bo w końcu dla niego było już za późno.

         — Ale jak to? — zaczął dociekać starszy, a Yoongi pierwszy raz nie zamierzał niczego ukrywać. Prawda wychodząca z jego ust przyniosła mu spokój. Potrzebował tego równie mocno, co cierpienia Jisoo. Chciał, by ludzie patrzyli na nią równie krzywo, co na niego. Była to jego mała zemsta, która zupełnie do niego nie pasowała, ale o której marzył od kilku tygodni. Tygodni pełnych dodatkowych dawek bólu.

        Gdy Seokjin zdobył już wszystkie informacje na temat puszczalskiej kuzynki, a jego przerwa dobiegła końca, pożegnali się krótkim „żegnaj", które było ich ostatnimi słowami skierowanymi do siebie. A Yoongi — choć miał wyrzuty sumienia — był z siebie cholernie dumny.

Goodbye [Yoongi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz