czwartek

275 53 11
                                    

        Zachodzące słońce przyjemnie otulało swoim ciepłem ciało Min Yoongiego, którego wzrok utkwiony był w gładkiej tafli jeziora

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

        Zachodzące słońce przyjemnie otulało swoim ciepłem ciało Min Yoongiego, którego wzrok utkwiony był w gładkiej tafli jeziora. Odbijała ona otaczającą go rzeczywistość — tak jakby w mętnych wodach znajdował się inny świat, który przypominał ten chłopaka, ale był znacznie spokojniejszy. Czerwonowłosy zapragnął aż zanurzyć się w nim i już nigdy nie wypłynąć, ale wiedział, że musiał zostawić to na inny dzień. Bo jego tydzień pięknych, ostatnich spotkań jeszcze się nie skończył. Bo to jeszcze nie był na to czas.

        — Ktoś mógłby podejść do ciebie i cię zabić, a ty nawet byś tego nie zauważył. — Czyjeś ciało zwaliło się na trawę obok chłopaka, a w głosie przybysza dało się wyczuć rezygnację. Bo Kim Namjoon wiedział, że żadne reprymendy nie wpłyną na jego przyjaciela. Mimo tego wciąż próbował, choć nie pokładał w tym żadnych nadziei. — I naprawdę masz pomidora na głowie. Myślałem, że Taehyung próbuje mnie wkręcić. Co ty znowu wymyśliłeś?

        Yoongi szeroko uśmiechnął się na te słowa. Zawsze narzekał na matkowanie swojego przyjaciela, ale w rzeczywistości ogrzewało to jego serce. Namjoon był bowiem jedyną osobą, która próbowała go czegoś nauczyć i wychować na ludzi, choć był od niego starszy o zaledwie dwa lata. Był dla niego lepszym ojcem niż jego własny i lepszą matką niż ta, którą posiadał. Bo Yoongi miał wrażenie, że przyjaciel naprawdę chce dla niego jak najlepiej. Ale nawet to nie było wystarczające, by zatrzymać go przy życiu.

        — Halo, co to za uśmiech? Gdzie dawka narzekania na powitanie? — Starszy szturchnął go łokciem w bok, chcąc tym sposobem skłonić go do jakiejś reakcji.

        — Po prostu cieszę się, że jesteś Kim Namjoonem — wyznał, a słowa te zupełnie do niego nie pasowały. Z u p e ł n i e. Bo nawet jeśli naprawdę kochał swojego przyjaciela, to nigdy nie miał w zwyczaju tego okazywać. Pokazywanie uczuć było dla niego zbyt przerażające, ale starszy nigdy od niego tego nie wymagał. On po prostu wiedział. I tym razem również usłyszał w tych słowach głos serca Min Yoongiego. Podejrzanie głośny i wyraźny, ale nie doszukiwał się w tym niczego złego. Uznał to po prostu za postęp. Kroczek do przodu.

        — No tak. Każdy wolałby spotkać mnie niż seryjnego mordercę.

        — Myślę, że kryminały wyżarły ci już mózg i wszędzie doszukujesz się zagrożeń i przestępstw. Ogranicz telewizję i książki. Wyjdzie ci  to na dobre.

        Tym razem oczy Min Yoongiego nie były aż tak puste, choć uważny obserwator zobaczyłby w nich wygasającą powoli duszę. Nie było w nim już bowiem nadziei na lepsze jutro. Nie było woli walki ani chęci do życia. Min Yoongi marzył już bowiem tylko o upragnionych odpoczynku i nawet ludzie, których zdawał się kochać, nie mogli go zatrzymać. Bo było już za późno na cokolwiek. Bo w tym kruchym ciele było zbyt wiele ran wyżłobionych przez cierpienie. Bo nikt, kto czuł tak wiele, nie potrafił wytrzymać tak długo.

        Minuty mijały, a słońce powoli znikało za horyzontem schowanym za ścianą drzew. Dwaj chłopcy jednak nie śledzili uważnie jego trasy, zbyt skupieni na sobie. Min Yoongi chciał bowiem poświęcić przyjacielowi całą swoją uwagę ten ostatni raz. A Namjoon był szczęśliwy, myśląc, że jego towarzysz ma dzisiaj wybitnie dobry humor. Dopiero po dłuższym czasie postanowił poruszyć ten temat.

        — Wydajesz się być dzisiaj w lepszym stanie. Leki nareszcie działają czy to zasługa terapii? A może jest jeszcze coś, o czym nie wiem?

        Namjoon nie wiedział o wielu sprawach. O tym, że Yoongi nie bierze już leków i zrezygnował z terapii, która i tak nie przynosiła efektów. O tym, że całe jego uda i klatka piersiowa były w bliznach i świeżo wydrapanych ranach, bo tylko w ten sposób udawało mu się uczepić życia. O tym, że połowa szkoły odwróciła się od niego, a jego była już dziewczyna, która była temu winna, regularnie go zdradzała aż w końcu wpadła. O tym, że w jego domu było coraz gorzej i krzyki przerodziły się już w rękoczyny, których ofiarą stawał się chłopak, gdy jego matki nie było w domu i nie miał kto nawrzeszczeć na jego pijanego ojca. O tym, że zakochał się w nieodpowiedniej osobie i zaczął przez to obrzydzać sam siebie. Ale każdy, kto tego nie wiedział, czuł się zwyczajnie lżej, a Min Yoongi już wystarczająco uprzykrzył życie swoim znajomym.

        — Nie przesadzaj. Po prostu dzisiaj jestem dla ciebie miły.

        — Nadzwyczaj miły — zauważył starszy. — Zwyczajnie miły jesteś dla mnie zawsze. Nawet gdy chodzisz tylko ze skwaszoną miną i narzekasz na wszystko, co jest w zasięgu twojego wzroku. I gdy sypiesz sarkazmem i ironią w każdą stronę świata.

        — To brzmi jakbym był naprawdę beznadziejnym przypadkiem.

        — To brzmi jakbyś był wyjątkowy.

        A serce Yoongiego w tym momencie boleśnie zakuło. Nie chciał słuchać takich rzeczy. Nie teraz. Nie gdy już wiedział, że wszystko nareszcie chyli się ku końcowi. Dlatego zdecydował się zakończyć to spotkanie. W końcu Namjoon rano wstawał do pracy. Zanim jednak mógł to zrobić czuł, że musi powiedzieć kilka słów.

        — Ty też. Świetnie radzisz sobie w życiu i jesteś naprawdę dobrym człowiekiem. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile razy mi pomogłeś. Ile razy dzięki tobie poczułem się lepiej i ile razy świat wydał mi się piękniejszy tylko dzięki twoim słowom. — Westchnął. — Jesteś naprawdę świetnym przyjacielem i ciężko jest mi się z tobą pożegnać. To najtrudniejsze pożegnanie.

        — Pożegnanie? O czym ty do cholery mówisz?

        — O tym, że jutro wstajesz wcześnie do pracy i musisz się wyspać.

        — Yoongi, kręcisz. O co w tym chodzi?

        — Spokojnie. Patrzysz na mnie, jakbym to ja był seryjnym i czaił się na twoją duszę. — Spróbował zażartować, wiedząc, że powiedział zbyt wiele. Ale Namjoon na to zasługiwał. Zasługiwał na prawdę. Ale nie całą.

        — Po prostu brzmisz cholernie dziwnie. Dziękuję za te słowa, ale... Zachowujesz się nie jak ty. Coś się stało?

        — Uznałem, że zasługujesz, żeby to usłyszeć. Tyle.

        A Namjoon nie spróbował dalej drążyć tematu. Miał zbyt wielki mętlik w głowie i już sam nie wiedział, czy tylko dramatyzuje, czy może naprawdę w słowach swojego przyjaciela usłyszał coś, co go przeraziło. Bał się jednak odpowiedzi na pytania, które rodziły się w jego głowie, więc postanowił ich nie wypowiedzieć. Może gdyby postąpił inaczej, wszystko skończyłoby się inaczej? Nigdy nie dane było im się tego dowiedzieć. A gdy się pożegnali, Namjoon naprawdę czuł się dziwnie. Tak jak Yoongi. Ale było już za późno, by cokolwiek zmienić.

Goodbye [Yoongi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz