1

97 8 0
                                    


„He must have really hurt you
To make you say the things that you do.
He must have really hurt you
To make those pretty eyes look so blue...

He must have known that he could,
That you'd never leave him.
Now you can't see my love is good
And that I'm not him."

George Michael, „Heal the pain"



„Richie, gdzie jesteś ty, tam i ja, na tym to chyba polega".

Cóż za ironia losu... Teraz słowa, które Richard usłyszał od swojej świeżo poślubionej żony dwa lata wcześniej, zdawały się być już nie cudownym, słodkim wyznaniem które przypieczętowało ich wielką miłość, a jakimś koszmarnym nieporozumieniem. Miał wrażenie, że to, co niegdyś powiedziała mu w absolutnie dobrej wierze i z ogromem miłości w tonie głosu, było tak naprawdę złym proroctwem, kajdanami, które związały ich ze sobą nie tylko na te dobre dni, ale też, niestety, na te najgorsze, najbardziej upokarzające.

Powrót ze szpitala po wypadku powinien być dla niego ulgą, ale w ogóle tak nie było. Tam przynajmniej zajmowali się nim anonimowi pielęgniarze, dla których karmienie, mycie i pomoc kalece w załatwianiu innych potrzeb fizjologicznych były tylko zwyczajną robotą do wykonania, jakiej mieli wiele każdego dnia. Co prawda i to sprawiało, że czuł się upokorzony niemożnością wykonania nawet najprostszych czynności samodzielnie, ale nie uwierało go tak mocno jak fakt, że do domu przywiozła go Kate. Gdyby tylko przywiozła...

- Rozpakuję twoje rzeczy, a później zrobię ci coś do jedzenia – powiedziała, krzątając się po jego domu jakby od zawsze robiła tylko to. – Chyba, że jesteś bardzo głodny.

- Poradzę sobie – odparł Richard, nieco poirytowany jej opiekuńczością. Coś, co powinien poczytywać za plus, odbierał jako atak na jego niezależność.

- Jak sobie poradzisz?

Zacisnął zęby, kiedy dostrzegł jej pełen współczucia wzrok skierowany na jego ręce. Był na nią zły za jej współczucie, nie potrafił sobie z tym poradzić, ale jednocześnie oddałby wszystko, aby móc wziąć ją w ramiona... Była tylko jedna przeszkoda. Zasadnicza, ogromna przeszkoda.

- Richard, kości niedługo się zrosną, zobaczysz...

- Jasne.

Widziała, że nie było sensu z nim dyskutować. Wzruszywszy ramionami, chwyciła jego walizkę i poszła na piętro. Każdy krok przywoływał wspomnienia... Każdy stopień, który pokonywała, przypominał jej o tym, jak cudowny czas spędziła w tym domu ze swoim mężem. Kiedy znalazła się w sypialni, którą niegdyś z nim dzieliła, z wrażenia aż cofnęła się o krok. Jakby jakaś niewidzialna siła ścisnęła ją za szyję i popchnęła do tyłu... Jednak to nie piękne wspomnienia były powodem tej reakcji. To świadomość, że po niej w tej sypialni królowały inne kobiety. W wyobraźni widziała Emmanuelle, wijącą się w pościeli, którą to ona, Kate, wybierała, którą ona kupiła. Claudię, która z triumfem na twarzy leżała obok śpiącego Richarda. Kate wzdrygnęła się, kiedy te wyobrażenia zawładnęły jej umysłem. Rzuciła walizkę na podłogę i wyszła z pokoju. Nie znalazła w sobie tyle siły, by zmierzyć się z tym w tej chwili.

- Zamówię coś na szybko – powiedziała, zaglądając do salonu, w którym bez ruchu siedział Richard, zatopiony we własnych myślach.

- Coś nie tak? – zapytał, zmieszany.

- Nie mam nastroju na gotowanie. Może być coś z chińskiej?

- Jak uważasz.

Denerwowała ją obojętność Richarda. A raczej jego irytacja, którą starał się ukrywać za pozorami obojętności. Zachowywał się, jakby jego chwilowa niepełnosprawność była winą Kate, jakby obarczał ją odpowiedzialnością za to, że ma złamane obie ręce i na dobrą sprawę nie może nawet samodzielnie podnieść do ust szklanki z wodą. Ona sama nie miała najmniejszej ochoty niańczyć go, widząc jego obrażoną minę, ale poczucie powinności było silniejsze. Wiedziała, że nikt poza nią nie zaopiekuje się Richardem w tej trudnej sytuacji... Absolutnie nie chciała angażować jego ojca. Edward był starszym człowiekiem o nie najlepszym zdrowiu; jak miał pielęgnować dorosłego syna, skoro sam ledwo dawał radę samotnie radzić sobie z samym sobą? Co prawda istniała opcja zatrudnienia pielęgniarza na całą dobę, ale Richard nie chciał o tym słyszeć. Bardzo bał się obecności zupełnie obcej osoby w swoim domu, a po tym, co przeszedł z Emmanuelle, Kate w ogóle mu się nie dziwiła, choć jeden z pielęgniarzy, których poznała w szpitalu, był znajomym znajomego Darcych i cieszył się nieposzlakowaną opinią człowieka sumiennego i nad wyraz lojalnego oraz dyskretnego. Richard ubzdurał sobie jednak, że ze wszystkim poradzi sobie sam, że nie potrzebuje niczyjej pomocy; Kate pomagała mu dosłownie siłą, choć czuła, że wcale nie powinna tego robić. Po tym wszystkim, co przeszła przez swojego męża, po tym w jakim stanie i w jakim towarzystwie go widywała, powinna zerwać z nim wszelkie kontakty. A jednak była tu, opiekowała się nim, sprawiała wrażenie, jakby przeszłość nie miała żadnego znaczenia. Ale tylko ona tak naprawdę wiedziała, jak to jest wrócić do swojego domu, który nadal pachnie inną kobietą... W którym inna kobieta przestawiała rzeczy w kuchni. W którym inna kobieta krzyczała z rozkoszy w łóżku, które niegdyś całą swoją namiętnością i miłością zajmowała Kate.

Primadonna 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz