12 kwietnia 1912 rok, Queenstown.
Nastało popołudnie. Drugi dzień rejsu z małymi postojami.
Charles wyszedł ze swojego pokoju i skierował się do palarni.
-Zapaliłbym...- pomyślał, obracając w rękach papierosa.
Miejsce to było tak samo piękne, jak każde inne na pokładzie; ozdobne fotele, szyby z kolorowego szkła i te obrazy, które nadawały klimatu.
Mężczyzna wyjął z kieszeni marynarki zapałki, po czym odpalił papierosa.
Próbował on wyłapać uchem jakiś plotek wśród pasażerów, jednak na próżno. Wszyscy rozmawiali między sobą tylko o pieniądzach i interesach.
-Przepraszam, ma pan ognia?- odezwał się głos za Charlesem.
-Tak- odparł, odwracając się na pięcie i podnosząc pudełeczko z zapałkami.
Przed nim ukazał się postawny mężczyzna w średnim wieku, o miłym wyrazie twarzy i wąsach.
-Ah! Gdzież moje maniery! Bruce Ismay- powiedział, podając rękę Charlesowi.
*Porozmawiaj z nim.
-Miło mi, Charles Collins- odparł Asasyn.
-Jak się panu podoba ten gigant?- zapytał Ismay, zaciągając się dymem papierosa.
-Jest... no cóż, kolosalny! Jakiś czas temu miałem okazję widzieć Olympica, ale Titanic... on ma w sobie coś niezwykłego- uśmiechnął się Charles.
-Miło mi słyszeć. To duma naszej spółki!- przechwalał się Ismay.
-White Star Line, jak mniemam?- upewnił się Asasyn.
-Tak, przecież Cunard nie zbudowałby takiego pięknego okrętu. Ba, nawet dwóch!- odparł Ismay.
-A co z Lusitanią i Mauretanią?- Charles zmarszczył brwi.
-Eh... to inny temat... są szybkie, ale mniejsze i nie tak luksusowe, jak Titanic... co do solidności, to też nie byłbym taki pewien...- Bruce zakaszlnął.
Nagle, rozległ się dźwięk syreny z komina.
-Co się dzieje?- zapytał Charles.
-Dopłynęliśmy do Queenstown- odparł Ismay.
Mężczyźni wyszli na pokład spacerowy, a ich oczom ukazał się skrawek lądu i typowy port, oddalony o kilka mil.
Wiwatów i okrzyków tłumów przy nabrzeżu nie było końca. Titanic stanowił dla nich bowiem cud techniki.
-A dlaczego tutaj zawinęliśmy?- Charles zwrócił się do Bruce'a.
-Odbieramy pakunki, pocztę i kilku pasażerów- odparł Ismay.
Chwilę później, do burty transatlantyka zbliżył się mały kuter i tender.
Charles pożegnał się z Ismay'em i udał na dolny pokład.
-Gdzie idziesz?- zapytał go głos z oddali.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i zobaczył Pauline.
-Schodzę w dół... pozwiedzam trochę ten statek- Charles uśmiechnął się.
-Widziałam pewnego człowieka, ubranego w biały strój White Star... wydawał się podejrzany... To znaczy, dziwnie się zachowywał, był jakiś taki nerwowy i zabiegany- wyjaśniła.
-Czy miał na palcu pierścień?- zapytał Charles.
-Nie zwróciłam na to uwagi... Chyba tak, chyba miał, rzucił mi się w oczy czerwony kolor- odparła.
-Musimy się za to zabrać- pogonił Charles.
Asasyni zeszli na jeden z dolnych pokładów, na których znajdywały się przejścia przez trapy.
-To on- wyszeptała Pauline.
Między pakunkami i otworzoną furtą, stał mężczyzna, na którego wcześniej natknął się Charles, w czasie rozmowy z Molly Brown.
-Zrobimy tak, ja go prześledzę, a ty na razie tutaj zostań- zaproponował Charles.
-Niech tak będzie- zgodziła się Pauline.
CZYTASZ
Titanic: Assassin's Creed Historie
Historical FictionWspomnienia genetyczne wykradzione z tajnych akt Abstergo. 1912 rok. RMS Titanic- chluba White Star Line wypływa w swój dziewiczy rejs. Na pokładzie znajduje się Asasyn Charles Collins z jasnym zadaniem wytropienia Templariusza, który także płynie d...