Rozdział 8.

42 7 0
                                    

W końcu nadszedł ten dzień... 13 maja 2016 rok- piątek.

-Alice... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo się starałaś...- zaczyna moja mama.

-Nie dostałam się do kadry mazowieckiej? Prawda?- spuszcza głowę, a ja zaczynam płakać.

-Do kadry dostały się za to Juliett i Marie.

-Jeszcze lepiej.

-Chodź na trening...

Ja: Umarłam w środku... Teraz czas na resztę...

Owen: A co z jutrem?

No tak... Mieliśmy się spotkać żeby zrobić plakat na historię.

Ja: Jeśli przeżyję to wszystko powinno być tak jak miało być.

Owen: Ok powodzenia.

Wychodzę. Nie widzę sensu w tym. Cały czas płaczę przez co od razu po wejściu na mate trener mnie wyrzuca z treningu.

Ja: Przepraszam nie będę ci mogła więcej pomagać,

Emily: Co się dzieje?

Ja: Chyba dzisiaj skończę z tym wszystkim...

Wracam do domu. I wtedy stało się to co się stało

Ja: Amanda przepraszam.

Amanda: ??

Ja: To koniec.

Wysypuję na dłoń tabletki i od razu je łykam.

Ja: Matt nie dałam rady...

Matt: Pocięłaś się?

Ja: Nie tym razem Matt.

Matt: CO ZROBIŁAŚ?

Ja: Przepraszam.

Ja: Chcę tylko żebyś wiedział, że ja ani na chwilę nie przestałam cię kochać...

Matt: Też cię kocham cwelu...

Kiedy moja mama się dawiedziała dała mi w twarz i zadzwoniła po ciocię. Wiozą mnie do szpitala... Psychiatrycznego. Cały czas lekko podsypiam, a mamusia sprawdza mi tętno.

Będę szczera. Zupełnie nie pamiętam rozmowy z lekarzem, który miał akurat dyżur. Pamiętam, że po tym jak obwieścił nam, że zostaje na dłużej zaczęłam płakać i nic do mnie nie trafiało. Tylko płakałam. Zostałam przeszukana przez pielęgniarza. Potem kazali mi iść spać w izolatce. Tak też zrobiłam. Bałam się okropnie i cały czas myślałam co z Mattem. Nie mogłam do niego napisać, bo mama zabrała mi telefon parę godzin temu. Zaczynam płakać jeszcze bardziej. Zasypiam praktycznie od razu ze łzami w oczach.

***

Budzi mnie wrzask i uderzanie w szybę.

-Carl! Zostaw to!

-Ale to nie ja!

Pod drzwiami cały czas chodzą jakieś dziewczyny i zaglądają przez szybkę.

-Alice po leki!- słyszę jedną z nich.

Próbuję się ruszyć, ale jestem sparaliżowana strachem. Drzwi się otwierają.

-Cześć, jestem pan Patric i jestem tu jednym z opiekunów.- uśmiecha się do mnie mężczyzna.

Jest dosyć wysoki i raczej młody. Ma ciemne włosy i okulary. Chyba zauważa, że jestem przestraszona i raczej nie odpowiem, bo wychodzi. Po chwili drzwi znowu się otwierają i wchodzą cztery dziewczyny.

-Heeej. Jestem Veronica- mówi jedna.

Ma jasnobrązowe, kręcone włosy, zielone oczy i śliczny uśmiech.

-Ja jestem Emmy.- mówi rudowłosa- niestety za bardzo mnie nie poznasz, bo dzisiaj stąd wychodzę.- dziewczyna aż podskakuje z radości.

-To są Caroline i Brusilla.- Veronica wskazuje na dwie pozostałe.

-Mów po prostu Bruse.- uśmiecha się nieśmiało brunetka.

-Jak masz na imię?

-Alice.- opowiadam nadal lekko przestraszona.

-O czyli to ciebie wołałam na leki... Za co jesteś?- Veronica dalej pyta.

-Nieważne.

-I tak wszyscy będą cię męczyć, więc będziesz musiała powiedzieć...

-Niech zgadnę- zaczyna Emmy- próba samobójcza?- przytakuję.

-To tak jak ja, Bruse i Veronica- uśmiecha się.

-A ty?- patrzę na Carolline.

-Za picie... I depresję... Dużo by opowiadać...

Idziemy na śniadanie przy okazji biorę leki. Ominę w opowieści te dwa dni... Istotny jest poniedziałek. Całe dnie słucham muzyki razem z Bruce. Razem nawet niektóre śpiewamy na przykład Shinedown- Cut the cord. Wszyscy wracają w niedzielę wieczorem. Zostaję na oddziale tylko ja, Bruce i Veronica. Chodzę w tę i z powrotem po korytarzu kiedy woła mnie Vera.

-Co tak sama chodzisz?

-Bruce poszła spać...

-Ehh...

-Dlaczego dokładnie tu jesteś?

-Ciężka depresja... Cały czas jestem na lekach... Ogólnie to zaczęło się od tego, że ojciec chciał mnie zabić.

-Alice mogę cię prosić?- wchodzi jakaś doktor.

Idę z nią na korytarz.

-Będę cię prowadzić cały twój pobyt.

Rozmawiam z nią trzy godziny z czego przez półtorej ona rozmawia przez telefon i męczy się z komputerem. Cały czas kłamię...

Po jakimś czasie przyjeżdża moja mama. Zaczynam ją błagać o wypis na żądanie. Zgadza się i idzie to załatwić. Jeszcze tego samego dnia wychodzę na wolność.

Pierwsze co robię po powrocie do domu to sprawdzam facebooka. Matt zrobił mi okropny spam...

Ja: Żyję.

Matt: Martwiłem się...

Ja: Byłam w psychiatryku. Nie polecam.

Matt: Domyślam się.

Żadne z nas nie wspomina o ostatniej rozmowie.

--------------

Rozdział wyjątkowo. Z dedykacją dla Kuby. 

Zapraszam do czytania mojego nowego opow! 

Następny już naprawdę jak będzie 15 gwiazdek.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 31, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

So fucking perfect.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz