W końcu nadszedł ten dzień... 13 maja 2016 rok- piątek.
-Alice... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Wiem jak bardzo się starałaś...- zaczyna moja mama.
-Nie dostałam się do kadry mazowieckiej? Prawda?- spuszcza głowę, a ja zaczynam płakać.
-Do kadry dostały się za to Juliett i Marie.
-Jeszcze lepiej.
-Chodź na trening...
Ja: Umarłam w środku... Teraz czas na resztę...
Owen: A co z jutrem?
No tak... Mieliśmy się spotkać żeby zrobić plakat na historię.
Ja: Jeśli przeżyję to wszystko powinno być tak jak miało być.
Owen: Ok powodzenia.
Wychodzę. Nie widzę sensu w tym. Cały czas płaczę przez co od razu po wejściu na mate trener mnie wyrzuca z treningu.
Ja: Przepraszam nie będę ci mogła więcej pomagać,
Emily: Co się dzieje?
Ja: Chyba dzisiaj skończę z tym wszystkim...
Wracam do domu. I wtedy stało się to co się stało
Ja: Amanda przepraszam.
Amanda: ??
Ja: To koniec.
Wysypuję na dłoń tabletki i od razu je łykam.
Ja: Matt nie dałam rady...
Matt: Pocięłaś się?
Ja: Nie tym razem Matt.
Matt: CO ZROBIŁAŚ?
Ja: Przepraszam.
Ja: Chcę tylko żebyś wiedział, że ja ani na chwilę nie przestałam cię kochać...
Matt: Też cię kocham cwelu...
Kiedy moja mama się dawiedziała dała mi w twarz i zadzwoniła po ciocię. Wiozą mnie do szpitala... Psychiatrycznego. Cały czas lekko podsypiam, a mamusia sprawdza mi tętno.
Będę szczera. Zupełnie nie pamiętam rozmowy z lekarzem, który miał akurat dyżur. Pamiętam, że po tym jak obwieścił nam, że zostaje na dłużej zaczęłam płakać i nic do mnie nie trafiało. Tylko płakałam. Zostałam przeszukana przez pielęgniarza. Potem kazali mi iść spać w izolatce. Tak też zrobiłam. Bałam się okropnie i cały czas myślałam co z Mattem. Nie mogłam do niego napisać, bo mama zabrała mi telefon parę godzin temu. Zaczynam płakać jeszcze bardziej. Zasypiam praktycznie od razu ze łzami w oczach.
***
Budzi mnie wrzask i uderzanie w szybę.
-Carl! Zostaw to!
-Ale to nie ja!
Pod drzwiami cały czas chodzą jakieś dziewczyny i zaglądają przez szybkę.
-Alice po leki!- słyszę jedną z nich.
Próbuję się ruszyć, ale jestem sparaliżowana strachem. Drzwi się otwierają.
-Cześć, jestem pan Patric i jestem tu jednym z opiekunów.- uśmiecha się do mnie mężczyzna.
Jest dosyć wysoki i raczej młody. Ma ciemne włosy i okulary. Chyba zauważa, że jestem przestraszona i raczej nie odpowiem, bo wychodzi. Po chwili drzwi znowu się otwierają i wchodzą cztery dziewczyny.
-Heeej. Jestem Veronica- mówi jedna.
Ma jasnobrązowe, kręcone włosy, zielone oczy i śliczny uśmiech.
-Ja jestem Emmy.- mówi rudowłosa- niestety za bardzo mnie nie poznasz, bo dzisiaj stąd wychodzę.- dziewczyna aż podskakuje z radości.
-To są Caroline i Brusilla.- Veronica wskazuje na dwie pozostałe.
-Mów po prostu Bruse.- uśmiecha się nieśmiało brunetka.
-Jak masz na imię?
-Alice.- opowiadam nadal lekko przestraszona.
-O czyli to ciebie wołałam na leki... Za co jesteś?- Veronica dalej pyta.
-Nieważne.
-I tak wszyscy będą cię męczyć, więc będziesz musiała powiedzieć...
-Niech zgadnę- zaczyna Emmy- próba samobójcza?- przytakuję.
-To tak jak ja, Bruse i Veronica- uśmiecha się.
-A ty?- patrzę na Carolline.
-Za picie... I depresję... Dużo by opowiadać...
Idziemy na śniadanie przy okazji biorę leki. Ominę w opowieści te dwa dni... Istotny jest poniedziałek. Całe dnie słucham muzyki razem z Bruce. Razem nawet niektóre śpiewamy na przykład Shinedown- Cut the cord. Wszyscy wracają w niedzielę wieczorem. Zostaję na oddziale tylko ja, Bruce i Veronica. Chodzę w tę i z powrotem po korytarzu kiedy woła mnie Vera.
-Co tak sama chodzisz?
-Bruce poszła spać...
-Ehh...
-Dlaczego dokładnie tu jesteś?
-Ciężka depresja... Cały czas jestem na lekach... Ogólnie to zaczęło się od tego, że ojciec chciał mnie zabić.
-Alice mogę cię prosić?- wchodzi jakaś doktor.
Idę z nią na korytarz.
-Będę cię prowadzić cały twój pobyt.
Rozmawiam z nią trzy godziny z czego przez półtorej ona rozmawia przez telefon i męczy się z komputerem. Cały czas kłamię...
Po jakimś czasie przyjeżdża moja mama. Zaczynam ją błagać o wypis na żądanie. Zgadza się i idzie to załatwić. Jeszcze tego samego dnia wychodzę na wolność.
Pierwsze co robię po powrocie do domu to sprawdzam facebooka. Matt zrobił mi okropny spam...
Ja: Żyję.
Matt: Martwiłem się...
Ja: Byłam w psychiatryku. Nie polecam.
Matt: Domyślam się.
Żadne z nas nie wspomina o ostatniej rozmowie.
--------------
Rozdział wyjątkowo. Z dedykacją dla Kuby.
Zapraszam do czytania mojego nowego opow!
Następny już naprawdę jak będzie 15 gwiazdek.
CZYTASZ
So fucking perfect.
Teen FictionAlice- czternastolatka, która wie o życiu prawdopodobnie więcej niż niejeden "dorosły". Skrzywdzona przez bliskich, ale też nic nie znaczących dla niej osób. Zmaga się z wieloma problemami, które dla większości ludzi są proste do rozwiązania i niez...