Rozdział 1

30 1 0
                                    




            Co około pięciu sekund ktoś umiera, natomiast co trzy rodzi się istota ludzka, która przez większość  czasu źle podejmuje poszczególne decyzje.

Popaść w nałogi, albo żyć w bogatych jakże ,,cudownych" miejscach, ale być nieszczęśliwym może taka sytuacja spotkać każdego.

Człowiek ma jedno życie, o każdej porze słyszy się, że można dostać drugie nowe, lepsze. Oczywiście mówimy tu między innymi o ludziach schorowanych, ale również o tych którzy nawiązują wszelakie umowy. Po prostu jest wiele takich przypadków.

Jesteśmy przepełnieni radością, cieszymy się każdą najmniejszą chwilą w naszym życiu, dajemy się ponieść fantazji.

Mamy własne zainteresowania, dzielimy się nimi. Niestety tak jest przede wszystkim w naszej beztroskiej młodości, wydaje nam się, że uporamy się z tym co nas czeka. Ja  także tak myślałam, lecz świat to jest jeden wielki ,,wyścig szczurów", kto pierwszy ten lepszy.

Jestem Rachel Shane, córka matki biznesmenki, oraz alkoholiczki. ,,mieszkałyśmy", bo inaczej tego nazwać się nie da, w Birminghamie w Wielkiej Brytanii, a dlaczego? Nie wiem jak ani kiedy, ja wręcz nie mam żadnego pomysłu skąd matka znalazła sobie jakiegoś frajera taki kawał stąd.
Stoję wryta i patrzę się na nią jak na ostatnią wariatkę. Czuję jak moje policzki pieką ze złości i jak jedna łza po drugiej spokojnie spływają. Zamykam chwilowo oczy i ciężko wzdycham, marszcząc przy tym nosek. Wszystko jeszcze raz analizuje.

- Gdzie dokładnie? - ściskam dłonie, mrużąc powieki.

- Do Montrealu, ale kochanie - próbuje otrzeć mi łzę, ale natychmiastowo odtrącam jej rękę.

- Nie dotykaj mnie. Rozumiesz (?) - pytam chodź bardziej brzmiało to jakby to było oczywiste.

    Coraz więcej pytań naradzało mi się w głowie, lecz nie  miałam zamiaru jej pytać. Opowiadała faktycznie o jakimś mężczyźnie, ale to były zwykłe bełkoty gdy się upijała. Widziałam zmiany, częstsze wyjazdy służbowe, zaczęła bardziej o siebie dbać, mniej się kłóciłyśmy, ale nie przeczuwałabym, że skończy się to tak, a nie inaczej.

Momentalnie ocieram dłonią mokre smugi po łzach, odwracam się na pięcie i ruszam prosto po schodach do swojego pokoju. Słyszę za sobą prośby mojej mamy, lecz w tym momencie są zbędne. Zatrzaskuję za sobą drzwi, sięgam po telefon. Wykręcam numer do Mindy, umawiając się z nią za dziesięć minut przy stacji, jakieś dwie ulice dalej od domu.

Podchodzę do lusterka i poprawiam makijaż, oczywiście nie noszę jakiejś tony tapety. Odpychają mnie takie rzeczy, poprawiam tuszem rzęsy, oraz nakładam pod powieki korektor. Następnie chwytam klucze, oraz telefon wraz z portfelem i wychodzę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Nigdy więcej mnie tak nie strasz! - podchodzi do mnie zdyszana Mindy, patrzę na zmokniętą dziewczynę. Zaśmiałam się pod nosem.

- A Ty dopiero z  wanny wyszłaś? - podałam jej swoją bluzę.

- Wyobraź sobie, że spokojnie sobie biegłam, gdy nagle, chłopak podkreślę  bardzo przystojny chłopak - poruszyła śmiesznie brwiami, ja prychnęłam na ten gest. - Biegnąc szturchnął mnie ramieniem wymijając mnie! A ja pod pływem chwili gapiąc się na niego przejeżdżała ciężarówka ochlapując mnie!!! - sfrustrowana zakryła rękoma oczy.

- Aż dziwię się, że afery mu nie zrobiłaś haha.

- Tylko dlatego, że był przystojny - dopowiedziała po czym popatrzyła się na mnie - i oczywiście dlatego, że miałyśmy się spotkać.

Little HypocritesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz