Część 5 - Retrospekcje

12 1 0
                                    


   Gdy nadeszło popołudnie, chłodne nieco, Aleksy zszedł do podziemi. Kierował się oczywiście w stronę laboratorium. Postąpił zgodnie z przedwczorajszą procedurą. Po chwili znów pojawiła się postać Samiela.
- Witaj, Aleksy. Miałem podać ci instrukcję, co masz zrobić, aby mnie wspomóc. Otóż, w umowie między Twardowskim a mną jest pewien mały dopisek, który głosi iż będę mógł odebrać swój dług w Rzymie, bowiem Twardowski miał się tam wybrać na pielgrzymkę jakiś czas po podpisaniu tegoż cyrografu. Ale jak nie pojechał, tak nie pojechał. Chcę, byś go ściągnął do Rzymu. A więc udasz się do Krakowa, tam pójdziesz do Twardowskiego na kwaterę i poczekasz na niego, ja zaś potem dołączę do ciebie, dobrze?
- Niech będzie - odpowiedział Aleksy. - Dręczy mię tylko jedno pytanie...
- Wal.
- Co z duszą Aleksandry zaklętą w obrazie? Jak ją odesłać w zaświaty?
- Na to pytanie będziesz sam musiał znaleźć odpowiedź. Nie jestem wszechwiedzący, ale myślę, że będziesz musiał skontaktować się z tym upiorem.
Aleksy po chwili znowu został sam. Niewiele myśląc, poszedł na górę, gdzie spostrzegł się, że coś jest nie tak. Wyczuł dziwną, trupią wręcz atmosferę. Wyjrzał przez okno. Zdziwił się niepomiernie, gdyż na zewnątrz panowały nieprzebite ciemności, a zamiast słońca świecił krwistą czerwienią księżyc. W innych okolicznościach Aleksy martwiłby się o losy światłodajnej gwiazdy, gdyby nie to, że brodził w sinej mgle, ewentualnie dymie, po kolana. Coś tu nie gra, do cholery, tylko nie wiem co, przebiegło mu przez myśl.
- Aleksy - usłyszał za sobą głos. Odwrócił się. Nie zauważył jednak niczego.
- Gdzie jesteś? Kim jesteś? - zapytał w dym. Zaczął nasłuchiwać. Odwrócił się błyskawicznie. Zaklął.
Za nim, a obecnie przed, stała ubrana w szarość zakapturzona sylwetka o srebrnych włosach i szarych oczach, o twarzy ukrytej za siwą maską. Wams w kolorze dymu zapewniał doskonały kamuflaż pośród wszechobecnego waporu. Nogawki, o dziwo czarnych, spodni wpuszczone były w wysokie skórzane buty. Za pas miał zatkniętą szablę.
- Aha. Ktoś ty? - zapytał Aleksy.
- Mniejsza z tym. Jeszcze zdążymy się zapoznać. Nasze zadanie jest inne.
- Do diabła, jakie znów zadanie? - zirytował się wurdałak.
- Pamiętasz może duszę z obrazu? - w odpowiedzi zapytał dziwny osobnik.
- No pamiętam. Ale jaki to ma związek z tobą, nieznajomy? Nie rozumiem.
- Jeszcze przyjdzie pora, że zrozumiesz, Aleksy. Na razie skupmy się na samym duchu. Za życia nazywała się Aleksandra, była szlachcianką i żoną Twardowskiego. Ginie jednak w nieznanych okolicznościach, do tego nie może opuścić ziemskiej płaszczyzny i straszy w posiadłości rodu Twardowskich. Jej owdowiały zaś jest najgorszym spośród ludzi i zawiązał pakt z Samielem, by zyskać potęgę, o jakiej nie marzył żaden człowiek od czasów Salomona. Zagadka jest jak na razie nierozwiązywalna, jak na razie. Główny podejrzany to Twardowski, sęk w tym, że potrzebujemy na niego mocnych dowodów.
- No właśnie. To człowiek zdolny do wszystkiego - zgodził się tamten.
- I dlatego tu jesteśmy, z czego ty trochę nieświadomie - zauważył kapturnik. - Trzeba poznać prawdę o samym Twardowskim i przede wszystkim zapewnić wieczny odpoczynek duchowi jego żony.
Księżyc stał w zenicie, gdy z obrazu wyszło widmo Aleksandry.
- Chcecie poznać prawdę? - zapytało widmo. Po czym nagle obaj poczuli dziwny stan nieważkości, jakby wokół niech nie było niczego, rozbłysło białe światło i nagle spadli z ciężkim hukiem na podłogę. Ta jęknęła pod ich ciężarem, ale nie przerwała się ani o cal.
- Ughhh... O wa! mój łeb - jęknął Aleksy, trzymając się oburącz za głowę.
- Czy mi się zdaje, czy wszystko wokół jest takie... Takie... - szary osobnik nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.
- Zastygłe? - podpowiedział wurdałak.
- Tak, właśnie. Zastygłe - kapturnik kiwnął z uznaniem głową.
Jakby gnani przeczuciem weszli na górę, gdzie miał swoją kwaterę Twardowski. Jakież było ich zdziwienie, gdy ujrzeli dość ciekawe widowisko. Aleksandra, żywa jeszcze, pozowała do obrazu, podczas gdy Jan patrzył na malarza, który zastygł z pędzlem na płótnie. Po chwili obraz się poruszył i malarz malował portret szlachcianki, ustrojonej w czerń. Aleksy chciał się o coś zapytać Twardowskiego, ale kładąc mu rękę na ramieniu, doznał szoku, gdyż dłoń przeniknęła przez szlachetkę, jakby był on duchem.
- Co, u diabła? - zapytał się kapturnika, nie rozumiejąc o co chodzi. Ten bezradnie rozłożył ręce. Obaj uznali, że muszą jeszcze poczekać i zrozumieć, co dalej, choć szary miał podejrzenia, że uzyskali dostęp do wspomnień upiora. Nagle mignął obok nich jakiś cień, jakby wskazujący, gdzie mają się dalej kierować. Przeczucie zawiodło ich aż do kuchni. Aleksy przybrał swoją wurdałaczą postać, która i tym razem nie zawiodła. Znalazłszy wejście do podziemi, obaj skierowali się w kierunku laboratorium. Wkrótce zobaczyli kolejną scenerię. Pośród zastygłego ognia stała w pentagramie postać Samiela, Anioła Śmierci, zaś przed nim Twardowski, przybierając postawę proszącą. Wkrótce czas znów ruszył. Zaczęło się.
- Czy jesteś aby na pewno pewien, czego chcesz, śmiertelniku? - zapytał destruktor. - Możesz się jeszcze wycofać z umowy, wszak nie będzie odwrotu, gdy już ją podpiszesz.
- Tak. Wiem, czego chcę. Daj mi moc, daj mi potęgę i bogactwo. Daj mi nieśmiertelność - głos Leliwczyka był twardy i nieugięty.
- Tak. Dam ci to, czego pragniesz, śmiertelny, ale cena jest proporcjonalna do tego, jak wysokie są twe żądania - Aleksy mógł przysiąc, że na obliczu Upadłego zabłysnął paskudny uśmiech. Szlachetka patrzył w oczy skrzydlatego. - Ceną będzie życie ukochanej osoby, Twardowski.
Aleksy wybałuszył oczy. Jego dymny towarzysz przygryzł wargę. Twarz Twardowskiego wydawała się nieporuszona. Nie wiedział, o kim mówi Upadły, ale jasno zrozumiał przekaz.
- Niech będzie. Ale jest jeden warunek, Samielu. Dług odbierzesz tylko wtedy, gdy będę w Rzymie. Mam tam zamiar udać się na pielgrzymkę za kilka miesięcy - zgodził się szlachcic.
- Sehr gut, sehr gut - uśmiechnął się Anioł Śmierci. - Za moment spiszemy intercyzę, którą podpiszecie wy i ja.
- Krwią z serdecznego palca? - zapytał szlachcic.
- Z serdecznego - potwierdził Samiel. - A więc eins, zwei, drei! - i po chwili w ręku Upadłego pojawił się pergamin z byczej skóry, a na nim pióro samoczynnie kreśliło litery kontraktu. Gdy został on już spisany, Samiel chwycił prawicę Twardowskiego, po czym pióro dziabnęło serdeczny palec, na którym zalśniła kropla szkarłatu. Twardowski sam złapał narzędzie i zapisał kształtnym i estetycznym pismem swoje nazwisko. Gdy druga strona podpisała cyrograf, Samiel zwinął go w rulonik i zawiązał, po czym zabrzmiał głos Anioła Śmierci, mówiący w jakimś starożytnym i dziwnie brzmiącym języku.
Wkrótce znowu mignął im jakiś cień, wywabiając ich na powierzchnię. Stanąwszy w głównej izbie, poczuli, że znowu coś jest nie tak w tym zamarzniętym czasowo miejscu. Wnet ujrzeli, co jest nie tak. Drzwi do kwatery Twardowskiego były otwarte na oścież, a gdy wdarli się do pokoju, ujrzeli ściskający ducha widok. Twardowski trzymał w ramionach martwą Aleksandrę. Gdy czas ruszył, słyszeli płacz rozpaczy i bezsilnej złości. Twardowski był wściekły i zrozpaczony.
- A więc jednak - szepnął kapturnik. - Jesteśmy we wspomnieniach dziewczyny.
Nagle pojawiły się obok nich trzy byty. Jeden był krukiem o wściekle czerwonych oczach, drugi wielkim psem o krwistych płomieniach oczu, trzeci zaś był niezidentyfikowanym mrocznym kształtem, z grubsza humanoidalnym, o świecących fioletowych kulkach, zapewne czymś zastępującym gałki oczne.
- Kim jesteście? - zapytał z lodowatym spokojem Aleksy.
- Urd - odrzekł kruk.
- Werdandi - odrzekł pies.
- Skuld - odrzekł cień
Aleksy i jego towarzysz wymienili spojrzenia. Czyżby stanęły przed nimi demony? Coś nie grało.
- Co tu robicie?
- Twardowski.... - zaczął Urd.
- Przywołał nas z Midian... - ciągnął Werdandi.
- Byśmy dotrzymywali towarzystwa Aleksandrze - zakończył Skuld.
Aleksy i kapturnik osłupieli. Nie mogli uwierzyć, że w to, co usłyszeli. Żaden człowiek nie wyrządziłby takiego czegoś ukochanej osobie. Nikt. W głowie Aleksego zadźwięczały słowa Ithaquy, że "pośród ludzkiej rasy on najgorszy ze wszystek".
- I dotrzymujemy... - dodał Urd.
- Przykuci jak psy do budy... - dopowiedział Werdandi.
- Z Tolimą - warknął Skuld.
- Tolima? Czy on...? - Aleksemu język skołowaciał.
- Tak - odpowiedział kapturnik. - On jest jednym z demonów.
- Skąd wiesz?
- Zobaczysz - zapowiedział zakapturzony dymny człowiek.
- Żeby uwolnić naszą panią i nas... - zakrakał kruk.
- Musicie zdobyć trzy rzeczy... - zaszczekał pies.
- Dzięki którym pokonacie Twardowskiego, uwolnicie ją i nasze dusze - zaszemrał cień.
Po chwili wyrzuciło ich z powrotem do teraźniejszości. Księżyc lśnił szkarłatem krwi tak samo jak przedtem, za nic nie chcąc ustąpić dniu. Zostawała kluczowa kwestia: co dalej czynić?
- Proszę, proszę - zaskrzypiał za nimi głos starego Tolimy. - A kogóż tu widzę... 

Pan TwardowskiWhere stories live. Discover now