Chapter 3.

79 14 3
                                    

Chłodne, poranne powietrze delikatnie muskało moją zziębniętą twarz i wypełniało płuca, tak bardzo stęsknione za powiewem świeżości, wypełnione dotychczas tytoniowym dymem wypalonych cygar.

Delikatny, letni wietrzyk subtelnie rozwiewał wszystkie kosmyki włosów, zszarzałych, roztrzepanych...
Tak tęskniących za kojącym dotykiem wiatru, za promieniami, niczym dłońmi wschodzącego słońca.

Mogłabym przysiąc, że mgła unosząca się nad londyńskimi uliczkami była dziś jakby mniej ponura i ciężka, tym razem ustąpiła miejsca złocistej poświacie słońca budzącego świat na nowo.

W oddali słychać było okrzyki kupców zachęcających do zakupu drogocennych sukien czy kwiatów, których woń dosięgała nawet do moich nozdrzy... dziesięć metrów nad ziemią...
A może to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle?

Widać było mieszkańców budzących się do życia.

Karoca jakiegoś zamożnego pana gnała przed siebie gdzieś, nie wiadomo gdzie...

Boskiej urody kobieta siedząc na parapecie nuciła przepiękną melodię,
kierowała ją wprost do nieba.

Może do ukochanego?
Któż to wie... - myślałam tak i myślałam, w skutek czego ogarnęła mnie melancholia, niby...

Tęsknota.

Z owych myśli wyrwał mnie jednak straszny ucisk na klatce piersiowej oraz żebrach.
No tak, zastanawia mnie, kiedy w końcu opatentują coś wygodniejszego niż gorset.
Klosz z fiszbin pod czernią aksamitu już sam w sobie wydawał się makabrycznym narzędziem tortur, ale gorset?!
Jestem pewna, że to wynalazek jakiejś inkwizycji!
No cóż... dla urody trzeba cierpieć.

...

- Elizabeth Crause... Elizabeth Crause...
Gdzie ja to podziałem? - czerwonowłosy przewracał kartki małego, kieszonkowego notesu.

Nie chciałam ingerować w rozmowę, gdyż jego wyraz twarzy ukazywał, jak bardzo był skupiony.
Wolałam popatrzeć i wywnioskować co dalej...

- AHA! MAM CIĘ! - wykrzyknął triumfalnie płosząc przy tym stado kruków siedzących na przydrożnych lampach.

- Cóż to takiego, jeśli można spytać? - przemówiłam nieco niepewnie.

Shinigami automatycznie spochmurniał, a jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnych emocji.
Oczywiście wiedziałam, że jest to tylko teatralna scenka, przykrywka niczym maska...
Poznałam już Grella wystarczająco!

- Ach... - ziewnął teatralnie - skoro już tu jesteś, to myślę, myślę... - przedłużał.

- Do rzeczy!

- Tak się składa Biscuit, że masz zaszczyt towarzyszyć mi przy brudnej robocie...

- Ojej, Grellu... nie jestem pewna czy dam sobie radę.
W sumie to nawet nie wiem, co mam robić - starałam się zachować spokój.

- ...Mam nadzieję, że lubisz pobrudzić sobie rączki - dodał po chwili szeptem.
Niestety, mój wyczulony słuch zdołał to usłyszeć.

- No dalej, dalej! Ruchy kopciuszku!
Audiencję mam umówioną na 7:05...
oby tak dalej, a jakiś demon porwie nam duszę wraz z cinematic records - po tych słowach skierował swój lot ku otwartemu oknu, a dokładniej kobiety nucącej jakże piękną melodię.

- D-Demon, dd-dusza!?? - wytrzeszczyłam oczy i czym prędzej ruszyłam za mężczyzną.

Zatrzymałam się tuż przed pięknym, zdobionym wiktoriańskim oknem.
Niepewna zwracałam swój wzrok raz na swego towarzysza, a raz na zwiewną, kobiecą sylwetkę.
Chyba nas nie widziała.

Arszenik ~ KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz