IV. Ramen

141 17 14
                                    

    Podszedłem szybko do drzwi i nacisnąłem na klamkę. Nie otworzyły się. Spróbowałem jeszcze raz, i znowu nic. Uderzyłem kilka razy w drewno mając nadzieję, że Kushina jest jednak w domu i mi otworzy. Nic bardziej mylnego. Wyciągnąłem telefon i wystukałem odpowiedni numer.

— Naruto? — usłyszałem zdziwiony głos mamy.

— Masz inne dzieci?

— Coś się stało? — spytała zaniepokojona.

— Mam taki mały problem — zacząłem — gdzie jesteś?

— Co to za pytanie, oczywiście, że w pracy. To co się stało? Zepsułeś coś? Potrzebne Ci na coś pieniądze? Jeśli o to chodzi to w tym miesiącu już nic więcej nie dostaniesz!

— Nie o to, nie mam kluczy. Myślałem, że dzisiaj kończysz szybciej i nie brałem swoich. Za ile będziesz?

— Dopiero około dwudziestej, muszę wyjaśnić parę rzeczy wolontariuszom.

— I mam tak stać przez prawie cztery godziny? — westchnąłem i usiadłem na schodach od werandy. Najwyżej złapie wilka.

— Nie możesz iść na ten czas do jakiegoś kolegi?

— Shikamaru ma jakieś spotkanie rodzinne, Kiba dostał szlaban i ma się uczyć.

— A Neji? Albo ten taki z czerwonymi włosami?

— Hyuga zemną nie wytrzyma sam, a Gaara mieszka za daleko.

— Co to za problem?

— Mały problem — oparłem twarz na dłoni.
— Mam plamę z tyłu na spodniach i nie widzi mi się tak paradować przez dłuższą chwilę.

—Słuchaj, Naruto. Pierwsze co przyszło mi na myśl to okres, ale to niemożliwe. Jesteś chłopcem.

— Zgadza się. Również tak sądzę.

— Może idź do sąsiadów? Wiesz, tych nowych i tak przecież miałeś oprowadzić syna Fugaku po mieście.

— Mamo — jęknąłem w rozpaczy. Dom Uchihy to chyba ostatnie miejsce gdzie chciałbym pójść.

— Jestem też pewna, że dadzą Ci tam jakieś spodnie na zmianę. Naprawdę muszę już kończyć, pa skarbie — chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale mama już się rozłączyła.

— Nie zostało mi nic innego jak tam iść — mruknąłem i przedostałem się na drugą stronę ulicy. Tylko szkoda, że nie mam pojęcia, który to dom.

— Ach, Naruto! — usłyszałem za sobą męski głos. W następnej sekundzie mężczyzna stał już obok mnie. — Przyszedłeś do Sasuke? — przyjrzałem się chłopakowi i rozpoznałem w nim brata czarno włosego.

— Dzień dobry, Itachi. Tak właściwie to pomyliły mi się godziny końca pracy Kushiny i nie mam jak się teraz dostać do środka. Więc pomyślałem, że może mógłbym... — mam się go tak po prostu spytać czy mogę mu wbić na chatę?

—Rozumiem do czego zmierzasz — przytaknął i przeszedł przez furtkę domu przed, którym właśnie staliśmy. — Na co czekasz? Wchodź! — wszedł do środka zostawiając otwarte drzwi. Wszedłem na posesję i zamknąłem za sobą furtkę, a następnie zrobiłem to samo z drzwiami wejściowymi kiedy znalazłem się już w ciepłym budynku. Ściągnąłem buty i kładąc plecak obok szafki pozbyłem się kurtki oraz szalika i czapki.

— Braciszku! Ktoś do ciebie przyszedł! — usłyszałem wołanie Itachiego, który następnie pojawił się obok mnie.

— Czy to napewno nie problem? — zapytałem niepewnie.

Nie używaj słów, których nie rozumieszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz