Minęło trochę czasu. Ona zdążyła odkryć, jak nazywa się jej tajemnicza, bratnia dusza. Akashi Seijūrō. Czerwonowłosy kapitan drużyny koszykarskiej. Jedno oko ma czerwone, a drugie złote. Podobno kiedyś oboje jego oczu były identycznie czerwone. Wysportowany, jak to na koszykarza przystało. Najlepszy uczeń w szkole, przewodniczący, ogólnie idealny.
Teraz, zwróćmy uwagę na jedno zdanie, mówiące o jego oczach. Skoro jedno było czerwone, a drugie miało inny kolor, to wszyscy wiemy w jakim stanie był Akashi. Tak, nie był do końca sobą. W kawiarni, czyli na początku naszej historii, owszem był sobą. Teraz jednak niedokońca wiadomo czemu, ta niechciana wersja znowu się uaktywnia. A co to znaczy? Oznacza to, że jego podejście do przeznaczenia było jeszcze gorsze. Podsumowując? Ostatnia deska ratunku może zawieść. Co wtedy? Już nigdy się nie spotkają? Przeznaczenie da sobie spokój? A ona? Będzie żyć, jakby nigdy go nie spotkała?
Dziewczyna szła spokojnie do szatni. Jej zajęcia klubowe właśnie się skończyły i mogła wrócić do domu.
Jednak coś ją podkusiło, by poszła jeszcze na salę gimnastyczną. Nie wiedziała, czy koszykarze napewno tam są. Na korytarzu było słychać tylko cichy odgłos jej kroków, ale im bliżej sali tym więcej hałasu można było usłyszeć. Pisk butów, dźwięk odbijanej piłki, gwizdek i jakieś głośne rozmowy, prawdopodobnie uwagi co do gry. Tak, drużyna dalej miała trening. Gdy dziewczyna chciała zawrócić, została pociągnięta za rękę. Reo kierował się na salę, zmuszając tym dziewczynę, by poszła za nim. Weszli do pomieszczenia, a Kotarō przybiegł do nich niezwykle szybko. Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenie, by po chwili ich twarze skrzywiły się nieznacznie. No tak, stan Absoluta nie był najlepszy, a zwłaszcza by rozmawiać o przeznaczeniu, z którym tak mocno walczył. Jednak nim ktokolwiek zdążył wyjść niezauważony z sali, Akashi już kierował swoje kroki w ich stronę.
-Będą kłopoty- powiedział Mibuchi, a Hayama tylko mruknął coś w odpowiedzi, by nadchodzący kapitan ich nie usłyszał.
-Myślę, że mogło być gorzej- odparła dziewczyna.
Koszykarze spojrzeli w jej kierunku, jednak szybko odeszli, gdy Seijūrō skinął na nich głową. Odchodząc krzyczeli coś jeszcze o przeznaczeniu, jednak jedno władcze spojrzenie i obaj zamilkli. Licealiści wyszli z hali sportowej. Szli w dość dużej odległości od siebie, nie odzywając się ani słowem. Nagle jednak zza rogu ktoś wybiegł, mocno uderzając dziewczynę w ramię. Nastolatka upadła, jednak nie dane jej było wstać.
[Tą część pisała niezawodna Vemona]
Czerwonowłosy pochylił się lekko nad dziewczyną.
-Naprawdę nie powinnaś być taka naiwna - powiedział odgarnijąc opadające kosmyki włosów z jej czoła. - Świat jest niebezpiecznym miejscem.
Nie wiedział dlaczego kiedykolwiek taka istota jak ona mogła pomyśleć, że on Imperator będzie w stanie poczuć do niej coś więcej. Chłopak odsunął się po czym wyminął ją i poszedł przed siebie, nie oglądając się na dziewczynę, po której policzku spłynęła samotna łza.
[Jeszcze raz Ci dziękuję]
-Gra skończona, przeznaczenie- rzuciła, czując na policzkach coraz więcej łez. Jedna, druga, trzecia i jeszcze jedna. Czemu płakała? Przecież jak nie on, to może ktoś inny. Czy przeznaczenie naprawdę przegrało? Możliwe, przecież próbowało wygrać z Absolutem, którego przegrane policzyć można na palcach jednej ręki. Nie, to nastolatek był na dobrej drodze, by przegrać szczęśliwą przyszłość, ale czy przeznaczenie odpuści, gdy czerwonowłosy je znieważył. Tak, to była zniewaga, jednak ono jeszcze zagra mu na nosie.
CZYTASZ
Przeznaczenie? /Akashi Seijūrō
Fanfiction❝-Przeznaczenie? Po co mi to, ojcze? Czy twoją bratnią duszą nie była moja matka? Była i nic dobrego z tego nie wynikło. -Przeznaczenia nie oszukasz, Seijūrō.❞ ❝Czerwonowłosy pochylił się lekko nad dziewczyną. -Naprawdę nie powinnaś być taka naiwna...