ROZDZIAŁ 30

776 85 10
                                    

Wybór zdawał się być oczywisty. Deamon potrzebował serca. Inaczej niemiałby szans w pokonaniu armii Asgardu. Prawdę powiedziawszy również miałam lekką urazę do Odyna. Nie mogłam poświęcić Lokiego. Po prostu nie mogłam. Na dodatek w mojej głowie zaczął się formować pewien plan.

- Chcę go zobaczyć – powiedziałam. – Chcę zobaczyć Lokiego. Zanim to się stanie, w niczym ci nie pomogę. Muszę wiedzieć, czy jest bezpieczny.

Deamon uśmiechnął się i podrapał po brodzie.

- Jak sobie życzysz. W takim razie wracamy na Domino.

Mężczyzna podszedł i wypowiadając bezgłośnie jakąś formułkę uwolnił moje ręce, lecz na nadgarstkach pozostawił metalowe obręcze, które blokowały moją magię.

- To jest konieczne? – zapytałam unosząc dłonie ku górze.

- Przezorny zawsze ubezpieczony – rzekł i chwycił mnie za ramię.

Po chwili, jak na wezwanie obok nas teleportowała się postać. Mężczyzna był wysoki i szczupły. Miał na sobie płaszcz o barwie ciemnego wina, a u pasa długie sztylety. Jego twarz przysłaniał cień kaptura. Było w nim coś znajomego. Na dodatek czułam emanującą wokół niego energię.

- Kim on jest? – nie spuszczałam z mężczyzny wzroku.

- Naszym transportem – Deamon najwidoczniej dobrze znał tego człowieka.

- Jesteś czarodziejem – skierowałam słowa do przybysza. Dostrzegłam, jak kąciki jego ust drgnęły. – Jak ci na imię?

- Beleth – odparł mag i paroma długimi krokami pokonał dzielącą nas odległość, po czym chwycił mnie za drugie ramie.

Następnie nie wiedząc, jakim sposobem teleportował na Domino.

Poczułam znajomy zapach, jaki przywiódł ze sobą lekki powiew wiatru. Teleportowaliśmy się tuż przed twierdzą Deamona. Byłam zszokowana tym, że czarodziejowi udało się teleportować nas oboje za jednym razem. To była wyjątkowo trudna magia.

Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem, Deamon szedł ze mną ramię w ramię. Beleth trzymał się z tyłu. Gdy zobaczyłam Lokiego, poczułam, jakby ziemia osunęła mi się spod nóg. Bóg leżał na podłodze w niewielkiej celi. Pojedynczy kosmyk jego ciemnych włosów opadał mu na czoło. Był nieprzytomny. Jego klatka piersiowa leniwie unosiła się i opadała. Wyglądał, jakby był na skraju śmierci.

- Co wyście mu zrobili?! – chciałam ruszyć bogu na pomoc, lecz Deamon zagrodził drogę, przepuszczając obok siebie Beletha.

- Przepuść mnie! – zaczęłam się szamotać z ramieniem Deamona, które objęło mnie w pasie. – Chcę do niego wejść!

- Spokojnie, nic mu nie jest, zaraz zobaczysz – cała ta sytuacja zdawała się Deamona wyjątkowo bawić.

Beleth otworzył kratowane drzwi jednym z kluczy, których wcześniej nie zauważyłam obok sztyletów. Powolnym krokim podszedł do Lokiego i uklęknął na jedno kolano. Dwoma palcami prawej ręki zmierzył mu puls.

- Wszystko idzie dokładnie tak, jak mówiłem. Mój eliksir sprawdza się doskonale – rzekł z zadowoleniem.

- Słucham!? Jaki eliksir?

W odpowiedzi czarodziej wyjął zza pazuchy niewielką fiolkę wypełnioną połyskującym płynem. Następnie wlał dokładnie cztery krople do rozchylonych ust Lokiego.

- Co to jest? – zapytałam, podenerwowana.

- To trucizna...

- TRUCIZNA?! – wrzasnęłam w bezsilności. – Miał być bezpieczny!

- Pozwól mi dokończyć – powiedział spokojnie Deamon. – Dzięki tej miksturze Loki jest nieprzytomny, a co za tym idzie, nieszkodliwy. Beleth utrzymuje go przy życiu. Lecz jedna kropla więcej może go zabić w zaledwie pół godziny.

- Jeśli coś mu się stanie...

- Beleth wie, co robi – mężczyzna nie pozwolił mi dokończyć groźby. – Zna się nie tylko na magii. Jest wręcz wybitny w tworzeniu różnego rodzaju mikstur.

- Zabrakło mi argumentów. Nie byłam w stanie nic zrobić. Mogłam jedynie obiecać sobie, że jeśli tylko choćby delikatnie zadrży mu ręka, zginie w czeluściach.

- Złamałeś umowę – powiedziałam. – Loki miał być bezpieczny. To był mój warunek, żeby wam pomóc.

- Po pierwsze, twojemu bożkowi nic nie jest – Deamon zniecierpliwił się. - A po drugie, to ja stawiam tutaj warunki. Oboje jesteście tutaj na mojej łasce.

- A ty jesteś na mojej – wtrąciłam. – Istnieje możliwość, że jednak ci nie pomogę.

- Istnieje również możliwość, że Beleth doleje kropelkę więcej.

Westchnęłam. Miał rację. Cokolwiek by się nie stało, żadne rozwiązanie nie było przynajmniej w połowie dla mnie zadowalające. Nie mówiąc już o tym, że Loki może zginąć. Nie mogłam go narażać.

- Co teraz? – zapytałam.

- Teraz? – Deamon spojrzał mi w oczy, nie ukrywając satysfakcji. – Teraz idziemy odciąć Odynowi głowę.

Wybaczcie, że tak krótko.

~ Newty

The Gods Are Changing: Loki-ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz