ROZDZIAŁ 33

754 77 19
                                    

Pomogłam Lokiemu wstać. Siła, która wstrząsnęła całą planetą, w czasie rozbicia się klejnotu, odrzuciła wszystkich do tyłu. Co ciekawe, mi całkowicie nic się nie stało. Przed sekundą zniszczyłam prawdopodobnie jeden z najpotężniejszych artefaktów magicznych. Zniszczyłam serce własnej planety. Zrobiłam to, ponieważ nie miałam wyboru. Deamon dobrze wiedział, że bez serca jego sprawa była przegrana. Dlatego nie pozostało mi nic innego. Nie byłam w stanie zabić Odyna. Mimo wszystkich złych rzeczy, których się dopóścił... Po prostu nie mogłam.

- Wszystko w porządku? – zapytałam boga, na co ten kiwnął głową.

- Nie... – cichy, lecz wyraźny jęk wyrwał wszystkich z oszołomienia. Deamon chwiejnym ruchem podniósł się z ziemi. Jego twarz zdobiła strużka krwi pomieszana z pyłem.

- Co ty zrobiłaś? – powiedział już pewniej. – Jak... Jak to możliwe? COŚ TY ZROBIŁA?!

Mężczyzna wyjął z pochwy długi miecz, który zalśnił w promieniach słońca.

- Deamon, poddaj się – stanęłam naprzeciw wojownika. – Już przegrałeś.

Szarooki uśmiechnął się.

- Octavio... - rzekł. – Ja nigdy nie przegrywam. DO ATAKU!

W całym pomieszczeniu zapanował niewyobrażalny zgiełk. Ludzie Deamona zaatakowali z zaciekłością. Pośród hałasu ścierających się ze sobą ostrzy mieczy słychać było nagłe wybuchy i śmigające wokół kolorowe promienie. Na moich oczach ginęli ludzie. Mnóstwo ludzi. Raz po raz widziałam przelatujący z jednej strony na drugą młot Thora. Kątem oka dostrzegłam Oriona. Ciął każdego, który wszedł mu w drogę, nim udało mu się na dobre do niego zbliżyć. Loki, choć wyczerpany również próbował stawiać czoła wrogom. Co ciekawe, nigdzie nie widać było Odyna. Wtem dostrzegłam przed sobą Deamona. W jego oczach nie widziałam nic prócz wściekłości. Ku mojemu przerażeniu, ruszył w moją stronę pewnym krokiem. Wiedziałam, że tym razem nic nie zatrzyma go przed zabiciem mnie. Nie byłam mu już potrzebna. Wyciągnęłam dłonie przed siebie gotowa odeprzeć jego atak. Lecz Deamon nie atakował, a ja pozwoliłam mu podejść zbyt blisko. Posłałam ku niemu zaklęcie oszałamiające, które przyjęło postać ognistej smugi. Mężczyzna bez najmniejszego problemu odbił zaklęcie klingą swego miecza, przez co promień uderzył w jednego z asgardzkich żołnierzy. Skrzyżowałam ręce, by móc ochronić się przed jego ciosem. Nagle Deamon wyskoczył do przodu, chwytając mnie za nadgarstek i zakładając na niego tę przedziwną metalową obręcz, która blokowała moją magię. Spostrzegłam leżący nieopodal sztylet i wyszarpując się z uścisku Deamona, rzuciłam się w kierunku tej niepozornej broni. Ujęłam nóż do drżącej dłoni. O walce bez magii widziałam niewiele, a na pewno nie na tyle, by mieć jakiekolwiek szanse z wyszkolonym żołnierzem. W bezsilności zrobiłam wypad do przodu, celując w ramię Deamona, lecz ten bez mrugnięcia okiem, zgrabnie uniknął ciosu. Nie napotykając na opór straciłam na moment równowagę i zachwiałam się. Mężczyzna wytrącił sztylet z mojej dłoni. Nim zdążyłam zareagować, zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Siła jego ciosu odrzuciła mnie i powaliła na ziemię. Bolała mnie cała lewa część twarzy. Poczułam jak z piekącej wargi popłynęła stróżka krwi. Sztylet, który Deamon wytrącił z mojej dłoni znajdował się w zasięgu ręki. Ze stłumionym jękiem podniosłam się, sięgając po sztylet. Chwyciłam mocno za rękojeść i nie mierząc dokładnie rzuciłam na oślep w stronę szermierza. Zdziwiłam się słysząc wrzask, który dobył się z gardła Deamona. Ostrze zanurzyło się w jego udzie, powalając go na kolana. Miecz wypadł mu z ręki.

- Zabiję cię – powiedział drżącym głosem. – Zabiję.

Wyjął nóż ze swojego ciała. Czułam, że to był koniec. Bez magii nie byłam w stanie się obronić. Z trwogą przyglądałam się krwi, która kapała z zabrudzonego ostrza.

- Deamon... - głos ugrzązł mi w gardle.

Jak w zwolnionym tempie patrzyłam na wirujący w powietrzu sztylet. Jego klinga złowrogo zalśniła. Spojrzałam ostatni raz na Lokiego. Dostrzegł mnie i już rzucił się w moją stronę. Zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć. Naiwnie wyciągnęłam dłoń przed siebie, jakby to miało mnie w jakikolwiek sposób uratować. Spodziewając się przeszywającego bólu, przez zamknięte powieki poczułam jak jakaś sylwetka przesłoniła mi światło. Otworzyłam oczy. Ujrzałam mężczyznę o jasnych włosach, którego ciało zostało lekko popchnięte do tyłu. Następnie postać upadła na kolana, by potem z całą siłą uderzyć z w ziemię, wznosząc wokół siebie chmurę pyłu. Lokiemu udało się do nas dobiec. Obok pojawił się także Thor, który widząc metalową obręcz na moim nadgarstku, natychmiast ją zniszczył. Loki ukląkł obok leżącej obok nieruchomo postaci. Z rozchylonych ust Oriona dobywała się krew. Sztylet rzucony przez Deamona głęboko utknął w jego piersi. Loki drżącą dłonią ujął jego twarz.

- Bracie – głos Oriona był ledwo słyszalny.

- Nic nie mów... – Loki trwał wpatrzony w oczy mężczyzny.

- Nie... - każde słowo sprawiało szermierzowi ból. – Byłem głupi, że cię porwałem. Przepraszam...

- Ty przepraszasz? – bóg był roztrzęsiony. – Nie masz za co przepraszać! To ja... To wszystko moja wina... Gdybym nie zabił twoich rodziców... Och, Orionie, czy będziesz wstanie mi wybaczyć?

Na te słowa Orion zaniósł się kaszlem, dławiąc się krwią.

- Nie... - po twarzy Lokiego zaczęły spływać łzy. – Nie... Nie możesz... ORIONIE, WYBACZ MI, BŁAGAM!

Gdy łzy boga zaczęły skapywać na twarz Oriona, mężczyzna z trudem uniósł zakrwawioną dłoń i ujął jego twarz, zmuszając do spojrzenia mu w oczy.

- Wybaczam – rzekł.

Po tych słowach jego oczy zatrzymały się wpatrzone w niewidzialny dla nas punkt, a jego ręka upadła, głucho uderzając o ziemię.

- Nie... Nie... - Loki chwycił się za głowę.

- ZABIJĘ CIĘ! – wrzasnął, wyjmując z pochwy własny nóż i rzucając nim w stronę Deamona.

- Dosyć! – stanęłam na drodze ostrza, odbijając je zaklęciem. Sztylet wylądował u nóg szarookiego. – Dosyć zabijania na dzisiaj! Nie wystarczy wam?! A ty? – zwróciłam się do Deamona. – Czy to jest właśnie to, czego chciałeś?

Zapadła cisza. Żadne za nas się nie odzywało. Deamon wpatrywał się w martwe ciało Oriona.

- Spójrz na mnie! – nasze spojrzenia się spotkały. – Czy to jest właśnie to, czego chciałeś? Odpowiedz mi. Czy to jest to, czego chciałaby Sarah?

- Chciałem tylko śmierci Odyna... Skąd możesz wiedzieć, czego chciałaby Sarah?! Ja zrobiłem to dla niej! On ją zabił! Odebrał mi moją Sarah... - głos mężczyzny załamał się. W tej chwili w jego oczach nie widać było już nienawiści. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że to nigdy nie była nienawiść. To był przerażający żal i smutek. Ból po stracie jego ukochanej zdawał się rozrywać jego serce.

- Deamonie... - powiedziałam spokojnie. – Nie jestem pewna, czy oby na pewno twoja Sarah by tego chciała. Proszę, poddaj się ze względu na nią. Zostaliście pokanani. Pogódź się z porażką. Już dość zabijania niewinnych, nie sądzisz? Myślę, że Sarah byłaby tego samego zdania.

- Moja Sarah... - po policzkach Deamona zaczęły spływać łzy. – Ja nie mogę... Nie jestem w stanie bez niej żyć. Nie każcie mi bez niej żyć...

- Ona na ciebie czeka, pamiętaj o tym – uklękłam obok mężczyzny. U jego stóp wciąż znajdował się sztylet Lokiego.

Deamon spojrzał mi w oczy. I uśmiechnął się. Lecz nie był to uśmiech ironiczny, jak zwykle. On... wyglądał na szczęśliwego.

- Nie każmy jej czekać dłużej – powiedział.

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, mężczyzna sięgnął po leżący na ziemi sztylet i wbił go prosto w swoje serce, zanurzając go aż po samą rękojeść.

~ Newty

The Gods Are Changing: Loki-ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz