ROZDZIAŁ 22

1.1K 116 5
                                    

Pierwszym, co zauważyłam po przybyciu na Asgard był całkowity spokój. Prawdopodobnie cała ta sprawa związana z rzekomą ucieczką Lokiego a także moją została już odłożona w niepamięć. W końcu nie było nas już jakiś czas. Mimo to musiałam zachować ostrożność. Wiedziałam, że jeśli dałabym się schwytać, to byłby to koniec. Nie udałoby mi się uciec ponownie. Teraz czekało na mnie zadanie. Musiałam znaleźć Thora, który swoją drogą mógł być wszędzie. Powiedzieć co tak naprawdę się stało. I unikać strażników. Łatwizna.

Od razu porzuciłam skrzydła. Każdy zorientowałby się kim jestem. Natychmiast podniesiono by alarm. Postanowiłam wmieszać się w tłum. W mieście akurat odbywał się targ. Na ulicy krzątało się dziesiątki kobiet i mężczyzn. Dzieci biegały za sobą w tę i we w tę. Zauważyłam, że osoby które mnie mijały, kręciły głową z niezadowoleniem, mrucząc coś pod nosem. No tak. Mój strój. Miałam na sobie tę samą suknię, w której byłam na balu. Była niespotykanie brudna i poszarpana. Niegdyś czerwona i pozłacana, teraz w większości ubrudzona błotem i krwią. Moje włosy z szykownego, dumnego koka przeistoczyły się w ubłoconą, posklejaną plątaninę. Jednak to strój zwracał największą uwagę. Prędko pochwyciłam z najbliżej stojącego straganu brązowy, lekki płaszcz i narzuciłam na siebie. Wokół stanowiska zebrało się dosyć sporo ludzi, zajętych sobą, toteż zanim ktokolwiek coś zauważył udało mi się oddalić na bezpieczną odległość. Włosy rozczesałam palcami i przykryłam kapturem. Po drodze do zamku natknęłam się na paru strażników, jednak na szczęście żaden z nich mnie nie rozpoznał. Udało mi się dostać na dziedziniec, na który wpuszczano mieszczan. Zdjęłam kaptur, gdyż mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Tutaj ludzie byli jeszcze bardziej zabiegani. Kątem oka spostrzegłam, jak jedna z służących odkłada kosz ze świeżo wypraną szatą na bok, aby podnieść z ziemi jakąś monetę. Podeszłam do niej i spojrzałam na postawiony obok koszyk. Naszła mnie pewna myśl.

- Jeśli chcesz mogę cię wyręczyć – zagadałam do kobiety, posyłając jej najszczerszy uśmiech, na jaki udało mi się zdobyć. Służąca uniosła głowę i spojrzała na mnie podejrzliwie.

- A kim ty w ogóle jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam - wyprostowała się. Mimo to górowałam nad nią wzrostem.

- Och, ja jestem tu nowa. W zastępstwie za Martę, moją siostrę. Biedna, poważnie zachorowała i nie była wstanie stawić się dzisiaj na służbie – wiedziałam, że obieram niepewną drogę, ale byłam niemal pewna, że w tak wielkim zamku pracuje jakaś służąca imieniem Marta.

- Widzę, że jesteś zmęczona – kontynuowałam. - Możesz sobie zrobić chwilę wolnego a ja odniosę pranie.

Kobieta na to jakby zamyśliła się, lecz po chwili posłała mi lekki uśmiech.

- Ach, Marta... - służąca zmarszczyła brwi. – Tak, faktycznie, ostatnio chyba nie czuła się zbyt dobrze. Mimo to, nie wiedziałam, że ma siostrę. Ale w sumie, to nie jest to w tej chwili ani trochę ważne. A co do tego prania... jeśli tak bardzo chcesz, to zanieś je do komnaty księcia Thora. Gdyby ktoś pytał, dlaczego nie przyszłam, to powiedz, że widziałaś się ze mną. Ach! I nie zapomnij wspomnieć o Marcie! – Uśmiechnęła się raz jeszcze i zadowolona udała się w swoją drogę. Coś mi mówiło, że wcale nie przejmowała się losem biednej Marty. Bardziej zależało jej na tym, że dziś pracę skończy wcześniej.

Usatysfakcjonowana tym, że mój plan się powiódł, pochwyciłam kosz w obie ręce. Wiedziałam, gdzie znajduje się komnata Thora, gdyż byłam tam parę razy. Jak to dobrze się złożyło, że szata należała do niego. Uśmiechając się sama do siebie ruszyłam w stronę celu.

Nie spotkałam żadnych przeszkód. Owszem minęłam się z paroma służącymi, dworzanami, lecz ci widząc w moich dłoniach kosz z praniem, wzięli mnie za jedną ze swoich.

W połowie drogi natknęłam się na strażnika. Już myślałam, że uda mi się go wyminąć, gdy:

- Stój – rozległ się głos za mną. Posłusznie zatrzymałam się i odwróciłam, przeklinając się w myślach, że jednak nie zrobiłam czegoś z tymi włosami.

- Kim jesteś? – zapytał strażnik.

- Mam na imię Marta – wymyśliłam na poczekaniu, posyłając mu niezdarny uśmiech. Serce tłukło mi się w piersi.

- Marta? – zapytał tamten. – Nigdy cię tu nie widziałem.

- To niemożliwe – udałam zdziwioną. – Pracuję tu już od jakiegoś czasu.

Strażnik podrapał się po głowie. Wiadome było, że nie zna imion wszystkich ludzi bywających w zamku, jednak z twarzami było inaczej.

- Ależ to Maria zawsze przynosiła pranie dla księcia Thora. Dobrze ją pamiętam.

- Tak, ale spotkałam się z nią dzisiaj. Poprosiła mnie bym ją wyręczyła. W każdym razie byłam jej winna przysługę.

- Ona nigdy nikogo nie prosi, by ją wyręczył – mojej uwadze nie umknął wrogi ton głosu strażnika i dłoń zaciskająca się na dzierżonym przez nim orężu. – Poza tym wyglądasz jakoś znajomo. Gdzieś cię już widziałem – strażnik popatrzył przed siebie, próbując sobie przypomnieć daną sytuację.

- Jakiś czas temu – powiedział cicho – był bal. Wielka uroczystość, która została niewyobrażalnie znieważona przez...

Dobrze wiedziałam, że strażnik wkrótce powiąże koniec z końcem.

- Ty... - powiedział, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem, równocześnie chwytając za oręż.

Nie miałam czasu do stracenia. Z całej siły uderzyłam nic niespodziewającego się mężczyznę w skroń. To na chwilę go oszołomiło i zanim zdołał wezwać pomoc, byłam już za następnym zakrętem. Czym prędzej pobiegłam do komnaty Odinsona. Słyszałam za sobą głośne krzyki i kroki adbiegających się strażników. Przyspieszyłam. Nie chciałam używać magii. Nie chciałam, żeby się mnie obawiali. Poza tym po zaklęciu oszałamiającym dojście do siebie mogłoby im zająć trochę więcej czasu.

Rozpędzona wpadłam do komnaty Thora zatrzaskując za sobą drzwi i wypowiadając zaklęcie zamykające. Kosz z praniem cisnęłam gdzieś po drodze. Zdyszana oparłam głowę o chłodne wrota.

- Octavia? – usłyszałam zdziwiony męski głos.

Obróciłam się, machinalnie robiąc krok w tył i uderzając plecami w drzwi. Z moich ust wydobył się zduszony okrzyk.

- Spokojnie – Thor uniósł ręce do góry. – Nie musisz się bać. Co się stało? Czemu tak długo cię nie było? Co się stało z Lokim? Jesteś ranna? – Gromowładny zalewał mnie potokiem pytań, z wolna zmniejszając dystans między nami. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie pomieszane ze zdezorientowaniem.

Zdziwiona spojrzałam mu w oczy i uniosłam rękę, by dać mu znak, aby skończył mówić.

- Ty nam wierzysz? Wierzysz, że Loki nie uciekł?

- Oczywiście – odpowiedział bez chwili zastanowienia się. – Widziałem was na balu, kiedy tańczyliście. Nie było mowy, abyście gdzieś się wybierali, a już na pewno nie Loki. On był taki... szczęśliwy. Poza tym, jak wytłumaczyć to, że byłaś ranna i nieprzytomna? Loki by cie nie... - Nie pozwoliłam mu dokończyć i uścisnęłam go z całej siły.

- Dziękuję Ci – powiedziałam. – Nikt nam nie wierzył... Ale dlaczego nic nie zrobiłeś? – wypuściłam go z objęć.

- Próbowałem, wierz mi, lecz ojciec tak się nastawił na kolejną zdradę Lokiego, że nie dał sobie wmówić nic innego.

- Przynajmniej próbowałeś – spuściłam wzrok.

- A zatem? Co się stało? Po co tu przyszłaś? Dlaczego masz krew we włosach? – W głosie Thora było słychać troskę

- Och, Thorze... – westchnęłam. – Nawet sobie nie wyobrażasz, czego się dowiedzieliśmy.

Witajcie z powrotem. Wybaczcie, że musieliście czekać aż tak długo, ale no, cóż... jakoś tak wyszło :')) Zastanawiam się, czy w ogóle ktoś to jeszcze czyta :D Jeśli tak, to dajcie znać, czy podobał Wam się rozdział :)

Ponownie, po prawie 2 miesiącach nieobecności,

~ Newty


The Gods Are Changing: Loki-ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz