Rozdział II

126 14 0
                                    

Położyłem przed królem kartkę z tekstem traktatu pokojowego. Władca włożył okulary i wnikliwie przeczytał każde słowo jakie się na niej znajdowało. Ja w tym czasie byłem kłębkiem nerwów. Przełknąłem głośno śline i czekałem, aż król Artur zabierze głos. Po chwili odłożył kartkę z powrotem na stół i spojrzał na mnie uśmiechając się.

- Doskonale wykonana praca panie Namjoon.

Odetchnąłem z ulgą i rozluźniłem się nieco.

- Cieszę się z tego niezmiernie wasza łaskawość.
- Teraz już jesteśmy gotowi na podpisanie pokoju. Wyruszymy do Eraklyonu za dwa dni o wschodzie słońca.
- Kogo wasza wysokość zamierza zabrać ze sobą?
- Cóż na pewno wezmę ze sobą mojego syna, kilku strażników no i oczywiście ciebie.

Spojrzałem zdziwiony na mojego władcę. W jakim sensie mnie? Ja miałem z nim jechać?!

- Ale jak to? Ja też mam się wybrać z waszą wysokością?
- Ależ oczywiście! I liczę, że zaprezentujesz nasze królestwo z jak najlepszej strony!
- Ja?

Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie słyszę. Niesamowicie byłoby się zaprezentować przed całym królewskim dworem Eraklyonu. Jednak z drugiej strony nie byłem pewien czy będę miał dość odwagi i pewności siebie, żeby to zrobić. Poprawiłem zsuwające mi się z nosa okulary i przełknąłem śline.

- Naturalnie! Jako mój doradca musisz jechać razem ze mną! Mam nadzieję, że się zgadzasz.

Jakże mogłem mu odmówić? W końcu jest moim królem. Jednak przypomniałem sobie co powiedział. Książę Seokjin przecież wyruszy razem z nami. Nie miałem pojęcia jak uda mi się wytrzymać tyle czasu, gdy on będzie blisko trzymając emocje na wodzy. Jednak nie miałem innego wyjścia.

- Będę zaszczycony mogąc ci tworzyć wasza łaskawość. - mówiąc to ukłoniłem się przed władcą.
- Cudownie! A teraz możesz narazie odejść. Wezwę cię, gdy będę tego potrzebował.
- Oczywiście. - znów ukłoniłem się przed królem i opuściłem sale uśmiechając się, ale też denerwujac zarazem. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza, żeby się nieco uspokoić, więc ruszyłem od razu na dziedziniec.

***

Po lekcji gry na fortepianie udało mi się znaleźć chwilę dla siebie. Na zewnątrz była piękna pogoda, więc postanowiłem przejść się alejkami ogromnego ogrodu za pałacem. Lubiłem spędzać tutaj wolny czas, jednak nie miałem go zbyt wiele. Za ogrodem znajdował się las, do którego udawałem się, gdy potrzebowałem samotności. Tam mogłem sie schować przed służbą, strażnikami i moimi rodzicami.
Szedłem między krzewami idealnie przystrzyżonych róż. Rozglądałem się dookoła napawając się cudownym widokiem kwitnących kwiatów. Przystanąłem na chwilę chcąc zerwać jedną czerwoną róże. Jednak po chwili poczułem, że coś we mnie uderzyło z całkiem sporą siłą. Zachwiałem się i upadłem na tyłek. Dookoła mnie rozsypało się sporo kartek, ale nie miałem pojęcia skąd się wzięły. Po chwili dane mi było się dowiedzieć. Naprzeciw mnie zobaczyłem Namjoona, który założył na nos okulary, które spadły mu podczas upadku. Gdy mnie zauważył na jego twarzy pojawiło się przerażenie.

- Bardzo przepraszam wasza wysokość! Nie chciałem naprawdę! Nie patrzyłem gdzie idę!
- Spokojnie nic się nie stało! To był zwykły wypadek - zaśmiałem się widząc jego reakcje.

Namjoon zaczął pośpiesznie zbierać rozrzucone kartki. Cóż... Nie dziwię mu się, że tak zareagował. Wszyscy tak reagują i zachowują się jakbym był z porcelany.

- Pomogę Ci. - oświadczyłem i zacząłem zbierać te które znajdowały się obok mnie.
- Nie, nie trzeba poradzę sobie wasza wysokość.
- Nalegam. - uśmiechnąłem się do niego podając mu zebrane przeze mnie dokumenty.

AwakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz