Obudził ją tryumfalny dźwięk trąb. Dźwięk trąb. Marsz, znowu dźwięk trąb.
- Zaspałam! – krzyknęła Angel budząc się już na poważnie i otwierając szeroko oczy. Do pokoju wpadały jasne promienie światła, a zza okna dało się słyszeć przemarsz legionu. Usiadła otępiała na łóżku. Więc jednak trzeba było iść spać, a nie rysować. Niestety, sztuka tak ją pochłonęła, że musiała wykorzystać wenę do końca, przez co położyła się spać o wiele za późno i teraz nie mogła się obudzić na czas. Czuła panikę, bo nie wiedziała co robić. Tryumfalne powitanie legionu jej ojca już się rozpoczęło, a ona nawet w połowie nie była gotowa. Podbiegła do toaletki i chwyciła za szczotkę, ale po chwili zamarła w bezruchu.
„Muszę się jeszcze wykąpać!", pomyślała i pobiegła w stronę cienkich, drewnianych drzwi z wyrysowanymi na złoto tańczącymi slinkami. Wczorajsze popołudnie spędziła na jeździe konnej, potem zjadła kolację w pokoju i zaczęła rysować, rysowała i rysowała do późna, aż zasnęła z głową na szkicowniku. Czuć ją było stajnią i potem, a na ceremonii powinna pachnieć jak nieziemski pieprzony kwiatek.
Otworzyła drzwi na oścież i gorączkowo zaczęła się rozbierać. Na ziemi wylądowały jej bawełniane bryczesy z ruki ze skórzanymi naszywkami, potem jej ulubiona luźna, lniana koszula o którą często kłóci się z bratem, bo wcześniej należała do niego i że wygląda w niej gorzej niż swoja służąca, a na samym końcu czarne karwasze, które uwielbiała nosić. Związała włosy pierwszym lepszym rzemykiem, bo nie miała czasu na ich mycie, a tym bardziej na suszenie. Kudły miała długie do połowy ud, gęste i falowane, gotowe schnąć pół dnia. Oczywiście mogła użyć magii by je ekspresowo wysuszyć, bo przecież była młodym, utalentowanym magiem, ale ostatnio jak próbowała tego sposobu, to przez przypadek przypaliła sobie całkiem spore pasemko, które teraz mające zaledwie połowę pierwotnej długości i czarne, zwęglone końcówki, kryło się żałośnie pomiędzy zdrowymi włosami. Zawsze wypadało jej z kucyka lub warkocza, przypominając o niefortunnym wypadku z magią ognia.
Jej łazienka składała się z marmurowej podłogi i ścian z tego samego materiału pokrytych farbą z mieszaniny płynnego złota i sproszkowanego rogu akairuna. Całe pomieszczenie znajdowało się z prawej strony pokoju i miało może około dwudziestu metrów kwadratowych. Doskonale zapamiętała sobie te informacje, gdy remontowano jej pokój kilka lat temu i zachwalano z czego i jak jest zrobiony. Przy lewej ścianie stał tron królowej, jak to Angel lubiła nazywać, rzecz na której Tengri, jej starszy brat, potrafił spędzić na raz około czterdziestu minut, a jak jest chory to i dwie godziny posiedzi. Dziewczyna pozwoliła by na jej twarz wkradł się mały, drwiący uśmieszek, przypominając sobie dzień, w którym dosypała mu ukradkiem do posiłku odrobinę suszonej rupiny, która w połączeniu z mięsem ma działanie silnie przeczyszczające. Oczywiście potem dostała solidny opieprz, ale nie dlatego, że jej brat musiał spędzić następne dwa dni w łóżku na przemian z toaletą, tylko dlatego, że rupina jest droga i trudno dostępna, bo rośnie tylko po górnej stronie Atrei, dokąd, jak wiadomo – elyosi mają utrudniony dostęp.
Przeszła dalej koło drewnianej, ozdabianej farbą mithrilową i turkusowymi kamieniami toaletki, na której stała ceramiczna misa z wodą do mycia i owocowo-ziołowe mydło. Dalej znajdował się klasyczny i prosty, ale z solidnych materiałów, natrysk i dziura odpływowa. Wystarczyło pociągnąć za cienki, biały sznurek, a ze srebrnej rury leciała letnia woda. Jej temperatura zależała od stopnia nagrzania zbiornika z wodą, który był umiejscowiony w podziemiach budynku. Angel często pomagała sobie magią ognia – zbierała w jednej dłoni dużo energii cieplnej, po czym chwytała za rurę, i woda, która w niej płynęła, nagrzewała się odpowiednio. Z reguły odpowiednio. Raz się poparzyła jej skórę do krwi.
Dziewczyna weszła do kabiny, machając stopą i pomagając jej oswobodzić się ze zrzuconych w pośpiechu majtek. Pociągnęła za opisany wcześniej sznurek i chwilę później poczuła chłodny strumień na swoich plecach. Zadrżała lekko na ten bodziec, ale nie miała czasu na zabawę w ciepły prysznic. Nagrzanie wody stacjonarnie zajęłoby około piętnastu minut, a magią...no cóż, mniej, ale wolała nie ryzykować poparzeniem, poza tym nie mogłaby się skupić na wykonaniu zaklęcia. Po namoczeniu ciała zauważyła, że nie wzięła mydła, a dzieliło ją od niego jakieś...pięć metrów. Eh, no nic, wyszła mokrymi stopami na posadzkę, mało się nie zabijając z powodu poślizgnięcia się na niej, chwyciła mydło, które zresztą jej wypadło i musiała je podnieść, znowu walcząc o przeżycie na śliskiej podłodze. Życie Angel było zawsze życiem na krawędzi. No nic, skoro ma już mydło, może wracać pod prysznic. Chociaż...włosy. Ze smutkiem i stresem stwierdziła, że są w strasznym stanie i jednak musi je umyć. Ale nie, flakonik z szamponem stał stanowczo za daleko. Dziesięć metrów na południowy wschód, dolna szuflada z lewej strony toaletki. Ostatecznie postanowiła, że umyje włosy mydłem.
CZYTASZ
Aion: Luhutidium
FantasyLuhutidia były pięknym i dość powszechnym zjawiskiem występującym w prehistorycznej Atrei przed nastąpieniem Wielkiej Katastrofy. W wyniku rozdarcia rdzenia planety, pola magicznych kwiatów pozornie zniknęły raz na zawsze z tego pogrążonego w cierpi...