; 7

31 3 0
                                    

w ciągu krótkiej drogi do mieszkania Liama ciągle szukali wzajemnego kontaktu. nie był to nachalny, agresywny dotyk, który charakteryzował te wszystkie pijane pary, chcące jak najszybciej zedrzeć z siebie resztę ubrań. ich ramiona ocierały się o siebie, łokieć stukał o łokieć, a palce Theo w przelocie, subtelnie muskały wierzch jego dłoni. nawet ich kroki były zsynchronizowane do jednego, równego rytmu. nocne powietrze naelektryzowało się wiązanką ładunków, przyciągali się jak dwa magnesy. słodkie pragnienie i ekscytacja otulały ich, niczym niematerialny woal ciemności, który skrywał kolejne budynki, zacieniał twarze.

puścił go przodem, był cholernie dobrym gospodarzem. nie zapalili światła. jedynym źródłem jakiejkolwiek jasności była łuna księżyca wpadająca wątłą kaskadą przez okno. i Theo. stał na samym środku ze swobodnie opuszczonymi ramionami, twarzą zwróconą ku szybie. mleczna skóra odcinała się od ciemnych plam zasłon, zarysów mebli, drewnianej podłogi.

pozostawił go tam, samemu opierając się o framugę, oferując wolną przestrzeń, jakiś pozór przyjacielskiego dystansu. szansę na wycofanie się. przyglądał mu się w ciszy tak intensywnie, jakby sycił głód. ale to nie wystarczyło, już nie mogło wystarczyć. kiedy już zaczynasz biec, trudno jest zatrzymać się w pół kroku.

- jeszcze możesz powiedzieć; nie - powiedział łagodnie, niby od niechcenia. - ale zrób to właśnie teraz, wyjdź, jeśli chcesz. później... później może nie być okazji.

krzywizna barków, minimalny ruch jabłka Adama, ciemne kosmyki zacieniające skroń. zmięty materiał koszuli, usta bez uśmiechu. chłopak odwrócił się ku niemu, patrzył przez chwilę i powoli pokonał tych kilka dzielących ich kroków. gracja, tyle cholernej gracji w tak trywialnej czynności, w tak drobnym ciele. stanął przed nim, przekrzywiając lekko głowę. czy to prawda, że można zatonąć w czyichś oczach? dwa ciemne oceany, płuca Liama zaczęły palić. tonął.

uniósł lekko podbródek, jakby pytał: na co czekasz? położył dłoń na jego ramieniu, nieme przyzwolenie.

granica została przekroczona, nie było miejsca na odwrót. zdrowy rozsądek, zahamowania, warstwa ubrań, wszystko zbędne. nie obyło się bez niemalże nieśmiałego badania konturów, kosztowania ciepłej skóry pod rozgorączkowanymi dłońmi. ich stopy omal nie zaplątały się o siebie, kiedy prowadził go do małej sypialni z rozsuniętymi zasłonami. napawał się ostrożnością Theo, kiedy opadł lekko na materac zajmujący większość drewnianej podłogi, ze skórą gładką i usianą drobnymi pieprzykami. cholernymi pieprzykami. westchnął, omal się nie zaśmiał, ogarniając wzrokiem widok przed sobą. złapał jego nadgarstki w swoje duże dłonie i ucałował każdy z nich po wewnętrznej stronie. czuł szybki puls na ustach. popchnął lekko jego klatkę piersiową, aż głowa pełna ciemnych kosmyków znalazła się na poduszce. Liam unosił się nad nim, jak zwykle opanowany, choć z sercem bijącym mocno, mocniej niż kiedykolwiek.

- drżysz - wyszeptał, wsuwając nos w jego włosy, by przekonać się, że zapach szamponu, którego musiał używać dzisiaj rano jeszcze się nie ulotnił. - denerwujesz się?

chłopak prychnął lekceważąco, ale usta się rozchyliły, gdy powietrze przestało wystarczać płucom. - to troska?

Liam uśmiechnął się na widok jego nierówno unoszącej się klatki piersiowej i lekkiego strachu odmalowanego w szeroko otwartych oczach. z bliska nie były brązowe. to odcień płynnego miodu, który przypomina o wakacjach na wsi, i orzechowe plamki dodające głębi, a jednocześnie łagodności.

- staram się pamiętać o kurtuazji - rzucił i sięgnął po niego.

i to pragnienie również było czymś nowym. po raz pierwszy chciał odkrywać czyjeś ciało, a nie tylko go użyć. delikatnie przejechał dłonią od jego żuchwy, poprzez obojczyki, aż dotarł do brzucha. jego skóra pokryła się gęsią skórką, napinała się pod dotykiem, ciepła i wrażliwa na każdy ruch z jego strony. wkrótce palce Liama były wszędzie, ale nie tak zachłanne, nie natarczywe. tańczyły po każdej nierówności, zaciskały się na kształtnych biodrach. nie tak mocno, by zranić, ale na tyle zdecydowanie, aby pozostał ślad. sypialnia tonęła w srebrzystym świetle księżyca w pełni, kiedy Liam odsunął się, by spojrzeć na jego twarz. studiował ją milimetr po milimetrze, opuszkami przejechał po skroni i ujął w dłoń ciepły policzek. Theo wtulił się w jego rękę, niczym kot domagający się pieszczot. musnął wargami ramię Liama i lekko, ale pewnie, wypchnął biodra. wystarczyło, aby ich miednice się zderzyły, a przyjemny prąd wystrzelił wzdłuż kręgosłupa. syknął głośno, nie odrywając wzroku od jego twarzy. chłopak patrzył mu prosto w oczy, nie uciekał spojrzeniem.

- trudno myśleć o kurtuazji, kiedy do głosu dochodzi twój własny penis, prawda, Liam?

błysk w oku, rozchylone usta, z których ulatywały płytkie wydechy. odsłonięty, zapraszający. uwodził go każdym gestem i nawet o tym nie wiedział. niewymuszony wdzięk, urok. wytwór pragnień, błysków pożądania i piękna spoczywał na jego pościeli. tylko miękka skóra, karminowe usta bez uśmiechu, ciemne punkciki pieprzyków na tle nieskazitelnego alabastru.

- touché - parsknął i omal nie zachłysnął się własnym ochrypłym stęknięciem, gdy ich biodra otarły się o siebie. chłopak pod nim zagryzł wargę, a kiedy wypuścił ją spomiędzy zębów z westchnieniem, była jeszcze bardziej czerwona, lśniąca od śliny.

jego palce same odnalazły drogę, kiedy Theo rozsunął kolana. uda lekko dygotały, a ta słodka twarz była zarumieniona, a jednak w tęczówkach dopatrzył się ufności. mało rzeczy zdołało wstrząsnąć nim tak bardzo, jak to oddanie, którym obdarzył go w tej chwili Theo.

syknął, gdy Liam wykonał powolny ruch palcami. nigdy nie starał się być delikatny, nie dbał o komfort innych, zwyczajnie biorąc wszystko, co mu się należało. tym razem ważył każdy ruch, uważnie obserwował rysy chłopaka pod nim, który zacisnął dłonie na jego barkach, ciągnąc go w dół. patrzyli sobie w oczy, gdy powoli wsuwał się w niego, naszeptując niewyraźne słowa, które być może były jedynie jednym głębokim oddechem. Theo krzyknął, odchylając głowę do tyłu, zaciskając zęby na nadgarstku. i wtedy Liam to zobaczył. rysy ściągnięte w bolesnym grymasie, pojedyncza łza na policzku, niczym kropla deszczowej wody spływająca po krysztale. chciał się wycofać, błagać o wybaczenie, rozpłakać, ponieważ sprawił mu ból. ponieważ nie był wart, by być jego pierwszym. nie on, nieprzywiązujący się do ludzi i ofiarujący im w prezencie jedynie wspomnienia i kubeł zawodu. wiedział, że nie zasługiwał na niego, a mimo to poruszył się w nim znowu. raz, drugi, trzeci i kilka kolejnych, aż wreszcie stracił rachubę. za późno, za późno, by się wycofać. przepraszam. wolne, cierpliwe, posuwiste pchnięcia i moment przerwy, nabranie oddechu, pocałunek złożony na obojczyku, szyi. z każdym kolejnym Theo rozluźniał się, a po jakiejś chwili uchylił powieki, wyciągając do niego dłoń. Liam pozwolił, by gładził jego policzek, przesuwał palcami po jego skroni i krótkich włosach na karku. jego palce były chłodne i kiedy obrysowywały kontur ust Liama, nie dał im tak łatwo stamtąd zniknąć, całując ich opuszki, wnętrze dłoni. czuł coraz większe napięcie w dole brzucha, pchnął powoli, do samego końca, i pozostawił biodra całkowicie nieruchomo. był tak blisko, gorący oddech Theo owiewał jego szyję, niemal wzdrygnął się na poczucie tak drobnej przyjemności. wystarczyło się pochylić, tylko kilka centymetrów. jego wargi chybiły, składając pocałunek na żuchwie, ponieważ chłopak odwrócił twarz w stronę okna. niezgranie dwóch ciał bliskich spełnienia, zbyt dużo doznań, rozgorączkowanie. albo unik.

granica. nie spróbował ponownie, nie przekroczył jej.

nie było słów. jedynie kilka cięższych oddechów, gdy nadszedł ten kulminacyjny moment. wszystko było intensywne, nasączone czymś głębszym, niż tylko satysfakcją z pieprzenia. stykali się w każdym miejscu, rozkruszyli się na kawałki w tej samej chwili, która rozciągała się, pochłaniała wszechświat, ich ciała. Theo wpatrywał się w niego, rozchylając wilgotne usta i próbując wyrównać oddech, szukając jego dłoni na pościeli. Liam poczuł strach, ponieważ to on był tym, który splótł razem ich palce.

heart on your hand | l.pOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz