Rozdział 1 "Za górami, za lasami"

30 3 6
                                    

Zgadnijcie kto odzyskał internet?



Kolejny dzień na Orvidii dobiegał końca, czego oznaką było powoli zachodzące za horyzont słońce. Jego ostatnie promienie wdzierały się do wnętrza pałacu przez okna, rozświetlając ponure korytarze, przy tym przyjemnie ogrzewając moją twarz, gdy zmierzałam w stronę własnej komnaty. Musiałam przerwać trening nieco wcześniej niż zakładał plan, dlatego, że król, a zarazem mój stryj, wezwał mnie na bardzo ważną rozmowę, która z jakiegoś powodu nie mogła zaczekać. Szczerze? Wolałabym zostać i skończyć to co zaczęłam, aby wyrobić codzienną normę. Niestety, nie mogłam zignorować rozkazu. Każda, nawet najmniejsza oznaka nieposłuszeństwa spotykała się z surowymi konsekwencjami, których za wszelką cenę pragnęłam uniknąć. Chciałam przeżyć następną dobę.

Fakt, iż byłam księżniczką, w rzeczywistości nie dawał mi zbyt wielu przywilejów. Wręcz przeciwnie. Przez to, że moja matka była człowiekiem, wymagano odemnie więcej niż od rodowitych Orvidian. Nie pomagało mi również to, że bardzo późno dowiedziałam się o swoim pochodzeniu. Gdy miałam około siedmiu lat, moi rodzice powiedzieli mi, że jestem „inna" od pozostałych dzieci, a o byciu księżniczką uświadomili mnie przed opuszczeniem Ziemii. Właściwie od samego początku przebywania w pałacu, zostałam rzucona na bardzo głęboką wodę. Musiałam przyzwyczaić się do tak wielu rzeczy, jak nowy dom, nowy wygląd... i masa obowiązków. Trenowałam dużo, jednocześnie ucząc się tych wszystkich nudnych rzeczy jak protokół dworski, które powinien znać każdy członek rodziny królewskiej. Było ciężko, nawet bardzo. Niekiedy myślałam o tym, żeby się poddać, ale nie pozwalali mi na to rodzice oraz trenerzy i nauczyciele. W końcu przyzwyczaiłam się do takiego trybu życia. Wielkim wsparciem była Aika, młoda szlachcianka, która została dla mnie kimś w rodzaju damy dworu, a z czasem także i przyjaciółki.

Kiedy weszłam do komnaty, blondynka stała przy oknie. Odwróciła się, usłyszawszy odgłos zamykanych drzwi.

— Suki? Co ty tu robisz? Nie miałaś być na treningu? — Zarzuciła mnie pytaniami.

— Byłam. Tarou chce mnie natychmiast widzieć. — powiedziałam.

— Jak to natychmiast? Dlaczego? — Była zdziwiona.

— Nie wiem, ale lepiej nie kazać mu czekać zbyt długo. — odparłam. — Pomożesz mi?

— Pewnie. — Posłała mi ciepły uśmiech.

Najpierw zmieniłam strój na bardziej odpowiedni, następnie usiadłam przy toaletce, a Aika zrobiła mi koka na czubku głowy, tak jak najbardziej lubiłam. W końcu musiałam jakoś wyglądać, przecież szłam do króla, prawda? Denerwowałam się tą rozmową, może trochę bardziej niż powinnam. Nie miałam nawet pojęcia czego mógł ode mnie chcieć. Nie zrobiłam niczego złego. Byłam posłuszna, jak zawsze z resztą.

— Gotowe. — oznajmiła, spoglądając na moje odbicie w lustrze.

— Dziękuję. — mruknęłam.

Wstałam z krzesła, po czym westchnęłam cicho, jednak nie uszło to uwadze dziewczyny. Rzuciła mi jedno z tych swoich pełnych troski, matczynych spojrzeń. W pewnym stopniu zastępowała mi matkę, opiekowała się mną i wspierała, potrafiąc przy tym prawić kazania, jeśli zaszła taka potrzeba. Trochę śmiesznie to wyglądało, bo była sporo niższa ode mnie, chociaż starsza o niecałe dwa lata.

— Boisz się? — Bardziej stwierdziła niż zapytała.

Przełknęłam głośno ślinę. Czy miała rację? Tak. Jak bardzo nienawidziłam przyznawania do słabości, tak w tej sytuacji po prostu nie mogłam zaprzeczyć. Bałam się stryja. Mężczyzna roztaczał wokół siebie tajemniczą, mroczną aurę, która niszcząco wpływała na umysł każdej istoty, która nie miała własnej wystarczająco silnej pozytywnej energii. Zawsze mnie zastanowiało jak to działa. Musiało to mieć jakiś związek z jego ciemnymi mocami. Nikt, podczas rozmowy z nim, nie odważył patrzeć mu w oczy przez cały czas. Tarou był świadomy jakie wrażenie sprawiał i wykorzystywał to dla swoich własnych celów.

Beyblade: Pani OgniaWhere stories live. Discover now