Ciężki wybór cz.14

470 16 5
                                    

Zapłaciłem oczywiście za kaucję,a policjantowi oświadczyłem ,że nic nie będę zgłaszał.
Luciano jest moim przyjacielem i nie zrobię mu takiego świństwa.

***

Będąc na zewnątrz szedłem w równej linii obok mnie Luciano ,a z drugiej Beth.
Luciano chciał abym zawiózł go pod jego firmę gdyż nie chce mu się czekać na kierowcę,który ma po niego przyjechać.
Bez wahania się zgodziłem.

-Powiesz mi dlaczego strzeliłeś do mojego...-zaczęła Beth ,ale zacięła się na chwilę gdyż nie wiedziała jak ma mnie określić-Partnera?

Z tyłu ,gdzie siedział Luciano,usłyszałem prychnięcie śmiechem. Zmierzyłem go wzrokiem patrząc przez przednie lusterko i od razu jego mina się zmieniła.

-Wiesz, to był zwykły wypadek-oznajmił bez żadnych uczuć.

Beth ewidentnie nie wyczuła ironii i odwróciła się w jego stronę patrząc spod łba.

-Wypadek? Przecież mogłeś go zabić!-wykrzyczała wściekła,mężczyzna tylko w odpowiedzi poprawił się na siedzeniu.

Skierowała głowę w moja stronę i czekała na to aż coś powiem.
Niestety nie chciałem opowiadać jej o Luciano i o tym w jakich okolicznościach się poznaliśmy.

-Powiesz coś?-odparła poirytowana,ale ja wciąż siedziałem cicho kierując nas w stronę firmy Luciano.

-On Ci nic nie powie. Gdy ja tu jestem będzie siedział cicho prawda Jean?-odezwał się nagle brunet i skierował pytanie w moją stronę.

Przełknąłem głośno ślinę i tępo patrzyłem się na drogę.
Luciano miał rację, nic nie powiem.
Nie mogę jej mówić.
To by zniszczyło wszystko,dosłownie wszystko.

-Widzisz? Posłuszny jak pies-zaśmiał się cicho.

-Nie mów tak do niego, on nie jest żadnym psem!-warknęła wściekła Beth i skierowała gniewny wzrok na Luciano,którego wszystko po prostu bawiło.

-Jak sobie chcesz-przewrócił oczami i widząc,że jesteśmy już na miejscu ,a samochód stoi na pakingu od dobrych dwóch minut,wyszedł.
Przechodząc obok samohodu zapukał w moją szybę dając mi znać abym wyszedł.
Bez wahania zrobiłem to.

-Wiele ryzykujesz dla mnie Jean. Oboje wiemy,że powinienem siedzieć w celi i to od bardzo dawna prawda?-pokiwałem lekko głową,a on w międzyczasie wyciągnął z kieszeni marynarki papierosa.
Z drugiej kieszeni zapalniczkę i zapalił zaciągając się mocno nikotyną.
Dmuchnął dymem mi w twarz i skierował wzrok na swoją firmę,którą założył kilka lat temu.

-Powiedz mi ile-spojrzałem na niego z podniesioną jedną brwią nie wiedząc o co mu chodzi-Powiedz ile jesteś wart,bo na pewno nie tyle ile oszacowałem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Powiedz mi ile-spojrzałem na niego z podniesioną jedną brwią nie wiedząc o co mu chodzi-Powiedz ile jesteś wart,bo na pewno nie tyle ile oszacowałem.

-Myślisz ,że się sprzedam?-oburzyłem się lekko-Nie jestem na sprzedaż dobrze o tym wiesz Luciano.

Zaśmiał się cicho i zdeptał niedopałek butem. Włożył ręce do kieszeni i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.

-Wszyscy w Dallas mówią ,że słynny doktor Jean Binenti jest najlepszy,więc chcę Cię mieć u siebie w firmie-pokręciłem od razu głową.

Nie zamierzam znów wrócić do jego firmy i pracować za ogromne pieniądze ,ale jakim kosztem?
Nie. Po prostu się kurwa nie zgadzam.

-Dobrze wiesz jakie mam zdanie na temat sprzedawania się. Moja odpowiedź wciąż brzmi nie Luciano-złapałem za klamkę od drzwi by wsiąść do środka,ale jego ręka zaciśnięta na moim ramieniu uniemożliwiła mi to.

-Dostaniesz mnóstwo kasy, mieszkanie,będziesz mógł nawet z tą Twoją młodą kurwą w nim zamieszkać ,ale tej starej ma nie być rozumiesz?-wycedził przez zęby i wskazał palcem na Beth,która posłusznie siedziała w samochodzie.
Spojrzałem najpierw na nią,a potem na Luciano.

Nie mogę sie zgodzić.
Nie chcę aby Laia miała zniszczone życie tylko dlatego aby mi było dobrze.
Po pierwsze nie jest to uczciwe,a po drugie kocham Laię i jej tego nie zrobię.
Za mocno ją kocham i mi na niej zależy.

-A co jeśli się nie zgodzę?-zapytałem,ale wiedziałem co odpowie.
Przecież to było oczywiste.
Uśmiechnął się lekko ukazując swoje białe zęby,które aż oślepiały moje oczy i przysunął się bliżej mnie.

-Przetrzymujesz mój towar u siebie,a jak policja albo inna firma się do Was dobierze to już nie mój problem-zaśmiał się pod nosem ,odsunął się ode mnie i ruszył w stronę swojej firmy.

Patrzyłem cały czas się w miejsce gdzie stał i słysząc jego głos za mną odwróciłem natychmiast głowę.

-Nie masz dużo czasu Jean. Odpowiedź chce dostać do wieczora dzisiejszego dnia-spojrzałem ukradkiem na miastowy zegar zawieszony na jednym z budynków sprawdzając czy rzeczywiście już jest następny dzień i Luciano miał rację.
Było już dużo po północy.

Kiwnąłem lekko głową i wsiadłem do samochodu.

***

-O czym rozmawialiście?-zapytała po chwili Beth gdy byliśmy w drodze do domu.
Przez całą drogę wypytywała mnie o czym z nim rozmawiałem,ale powiedziałem ,że mi dziękował za wyciągnięcie z celi i przepraszał za to,że we mnie strzelił.
Ale ona wiedziała ,że kłamię.
Najgorsza cecha Beth?
Umie wyczuć kłamstwo na kilometr, zawsze wiedziała kiedy kłamię ,ale jak to mówiła Jak zechcesz mi powiedzieć prawdę to przyjdź i powiedz.
Ale teraz nie miałem możliwości by uciec.Jechaliśmy samochodem i moja ucieczka zakończyłaby się wylądowaniem w szpitalu albo na cmentarzu.

-Dobra jak nie chcesz to nie mów-sapnęła zrezygnowała próbą wyciągnięcia ze mnie cokolwiek i oparła głowę o szybę.

***

Zatrzymałem auto na podjeździe. Beth wyszła pierwsza i rzucając Dzisiaj się do mnie nie odzywaj weszła do mieszkania.
Wychodząc z samochodu trzasnąłem głośno drzwiami i wszedłem po chwili do środka.

***

Rozebrałem się do bokserek,ciuchy rzuciłem na pobliski fotel i rzuciłem się na łóżko lekceważąc ból ramienia,które nawalało teraz cholernie.
Przykryłem się do połowy kołdrą,która pachniała Laią i sięgnąłem po telefon,który akurat wydał z siebie charakterystyczny dźwięk dostania wiadomości.
Odblokowałem go i uśmiechnąłem się szeroko widząc od kogo dostałem wiadomość.

Widziałam jak wróciłeś, coś się stało?

Czy mogę jej o tym powiedzieć? Mogę jej na tyle ufać? Powiem w swoim czasie.

Wszystko w porządku, czemu pytasz?

Widziałam jaki byłeś zmieszany, chcesz pogadać?

Nie trzeba. Idź spać, rano do szkoły.

Nie musisz się martwić,że się nie wyśpię do szkoły.

Martwię się ,że Cię kiedyś stracę.

Przez chwilę nic nie odpisała, może zasnęła pisząc ze mną? Możliwe ,także byłem już śpiący.
Nagle usłyszałem przyjście wiadomości.

Nie stracisz.

Uśmiechnąłem się pod nosem,odłożyłem telefon na bok łóżka i zasnąłem.

I want you SenioritaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz