33. Furia.

5.2K 294 3
                                    

- Pani Gabriela Mendez? – Podnoszę głowę znad papierów rozesłanych po całym łóżku.Jestem kompletnie wyczerpana, ale i tak mogę stwierdzić, że stoi przed mną niezłe ciacho. Jakim cudem nie słyszałam jak wszedł do sali? Rob z Aidanem zerkają z ciekawością do tyłu. Kilka minut temu przyszli zobaczyć co z Mattem, natomiast ja postanowiłam trochę popracować, aby oderwać głowę od problemów.

- Tak, a kto pyta? – Przyglądam się mu podejrzliwie. Nigdy wcześniej go tu nie widziałam, a zdążyłam już poznać pielęgniarki i lekarzy pracujących na tym oddziale.

- Kevin Cade. – Przedstawia się i podaje mi dłoń, którą z wahaniem ściskam.

- Świetnie, ale ja dalej nie wiem kim pan jest. – Cada uśmiecha się do mnie życzliwie. O rany! Ale ma uśmiech. Pewnie gdybym stała to zmiękłyby mi nogi.

- Jestem strażakiem, któremu pani groziła. – Robię wielkie oczy i próbuję przypomnieć sobie, bym takiemu ideałowi śmiałam grozić, ale nic takiego mi nie przychodzi do głowy.

- Mam rozumieć, że to żart. Tak?

- Nic z tych rzeczy. – Śmieje się gardłowo, a ja aż mam gęsią skórkę na rękach. – Gdy wyciągnąłem panią z płonącego domu, chciała pani koniecznie zobaczyć pana Kaseygo. – Wskazuje na Matta. – Próbowałem panią uspokoić, że wszystko z nim w porządku. – Tłumaczy z dziwnym błyskiem w oczach. – A pani powiedziała, że mi nakopie do tyłka jeśli kłamię odnośnie stanu zdrowia pana Kaseygo. – Rob i Aidan zaczynają ryczeć ze śmiechu. Pewnie ich całe piętro słyszy. Natomiast ja purpurowieję na twarzy. Cholera! Ja i mój niewyparzony język.

- Widocznie był pan mało przekonujący. – Bronię się słabo, a Cade po raz kolejny obdarza mnie hollywoodzkim uśmiechem. Powinien zostać modelem z taką twarzą i ciałem, a nie strażakiem. Minął się z powołaniem bez wątpienia.

- Najwyraźniej. Wpadłem tylko zobaczyć, czy z panią wszystko w porządku. – Wydaje się być to miłe z jego strony, ale nie zainteresował się Matta. Przecież w tej cholernej piwnicy nie byłam sama! – W zasadzie to chciałem zapytać, czy jest pani z kimś? – Ścisza głos, aby Aidan i Rob nie słyszeli o czym rozmawiamy. Nie podoba mi się dokąd to zmierza, a wzrok mojego brata i Roba za jego plecami mówi sam za siebie, że jeszcze chwila a wkroczą do akcji.

- Jak widzi pan, wszystko ze mą w porządku i tak, jestem z kimś związana. – Rzucam chłodno. Nie podoba mi się to dziwne zainteresowanie moją osobą. – W każdym razie dziękuję, za prawdopodobnie uratowanie nam życia. – Podkreślam słowo nam.

- Nie ma za co. Taką mam pracę. – Ani na chwilę skubaniec nie traci rezonansu i cały czas się gapi nachalnie. Zaczyna mnie to wkurzać. Widzę jak Aidan z Robem za jego plecami zaczynają się wydurniać i modlę się w duchu, aby się nie odwrócił. – Chciałbym... – Zaczyna, ale przerywa mu pikanie. Szybko wyciąga coś z kieszeni, co okazało się pagerem. – Przepraszam, ale na mnie już pora. – Podchodzi do drzwi, ale jeszcze się odwraca. – Mam nadzieje, że do szybkiego zobaczenia. – Puszcza mi oczko, a ja się krzywię z niezadowolenia. Kiwa głową chłopką i wychodzi.

- Pan „słodziutki" ewidentnie na ciebie leci. – Mówi sarkastycznie Rob.

- No i co z tego. – Prycham i wracam do pracy.

- Matt, musisz się szybko obudzić, bo ci strażak laskę sprzątnie sprzed nosa. – Mówi konspiracyjnie do nieprzytomnego Matta.

- Kretyn. – Warczę rozdrażniona.

- Pan Code aż się za ślinił na twój widok. Do Roba dołącza Aidan. – Chyba myślał, że w podzięce do wycałujesz... w usta. – Rechocze się złośliwie. Chwytam teczkę i rzucam nią w brata, ale ten uskakuje w bok.

Zagubiona DiablicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz