Pomścij moją śmierć

228 16 6
                                    

Wiedziałem, 
że ta sprawa
będzie inna. 
Od początku 
coś mi 
w niej nie 
pasowało. 

  Sprawa od początku wydała mi się dziwna. 
-Co jest? - zapytałem, kiedy przyjechałem do willi, w której znaleziono zwłoki. 
-Kobieta, lat trzydzieści dwa, utopiona we własnej wannie. -poinformował mnie Marek, komisarz prowadzący sprawę. 
-Utopiona? - zdziwiłem się. 

-Tak, utopiona. Ktoś jej pomógł zejść z tego świata. -do rozmowy włączył się patolog. 
-Zabójca dostał się do środka przez okno balkonowe w łazience. -relacjonował Marek. -Kiedy ofiara relaksowała się w kąpieli, podszedł do niej od tyłu i przytrzymał jej głowę pod wodą. Kobieta próbowała się bronić, ale napastnik był silny... 
-Kto znalazł zwłoki? 
-Gosposia. -odpowiedział komisarz. 
-Kim jest ofiara? 
Zajrzał do notatek i podał mi imię i nazwisko. 
-Coś o niej wiemy? - kontynuowałem przesłuchanie. 
-Niewiele poza tym, że niedawno owdowiała. Nie jest stąd. -mówił znużonym głosem. 
-Sąsiedzi coś widzieli? 
-Sprawdzamy. -usłyszałem w odpowiedzi. -Jak będę coś miał, dam znać. Faceta wkrótce zgarniemy, zostawił pełno odcisków palców. Jest albo głupi, albo chce, żebyśmy go znaleźli... 

  Jeszcze tego samego dnia zatrzymaliśmy podejrzanego, Janusza K., trzydziestoletniego ochroniarza w jednym z okolicznych lokali... Zachowywał się tak, jakby na nas czekał. Kiedy go przesłuchiwałem , odpowiadał na wszystkie pytania, nie kręcił, był spokojny. 
-Niech mi pan powie, dlaczego nie zatarł pan śladów? Wszędzie były pana odciski. Nie wiedział pan o tym? 
Wzruszył ramionami. 
-Dlaczego pan ją zabił? Niespełniona miłość? Pieniądze? Zemsta? -naciskałem. 
Mężczyzna długo milczał, zanim wyznał:
-Miałem już dosyć. Ona nie dawała mi spokoju. Każdej nocy przychodziła do mnie... 
-Kto? Sylwia K.? Kobieta, którą pan zabił? -zapytałem. 
Zaprzeczył ruchem głowy. 
-Ta mała... Jezu! -jęknął i schował twarz w dłoniach. 
-Jaka mała? O kim pan mówi? 
_Monika, pasierbica Sylwii. Gdybym wiedział... Ale ona mi nie powiedziała, że mała z nami będzie. -mężczyzna pocierał nerwowo twarz dłońmi. 
-Spokojnie. Niech pan opowie po kolei, co się wydarzyło. -poprosiłem. 
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. 
-To był pomysł Sylwii... Potrzebowaliśmy kasy na rozkręcenie interesu. Od dawna marzyła o własnej knajpie, nie chciała dłużej pracować na czyjeś plecy. Ale żadne bank nie chciał dać nam kredytu, nie mieliśmy zdolności kredytowej... Wtedy Sylwia wpadła na pomysł, jak szybko zdobyć forsę: miała poślubić jakiegoś bogatego frajera. No i poznała właściciela tartaku. Nie przeszkadzało jej, że jest dużo starszy, że to wdowiec i ma dziecko... Poszła z nim do łóżka, potem powiedziała, że zaszła w ciążę. Pokazała mu zdjęcie z USG, które dała jej siostra. Facet łyknął to jak pelikan, kupił pierścionek zaręczynowy i honorowo chajtnął się z Sylwią. Jakiś miesiąc później powiedziała mu, że poroniła... -Janusz K. kręcił głową. -Zaczęli się kłócić, jemu nie podobało się, że ona wychodzi wieczorami, a ona miała pretensje, że on każe jej zajmować się swoim bachorem, wydziela kasę. Sylwię to wkurzyło. Mówiła, że nie ma zamiaru niańczyć cudzego bachora i prosić frajera o pieniądze. "Muszę się go pozbyć", stwierdziła któregoś dnia. "po jego śmierci wszystko będzie nasze, rozumiesz? Ale musisz mi w tym pomóc..."

  -Plan był prosty. -opowiadał dalej facet. -Miałem zajechać frajerowi drogę na moście... Nieszczęśliwy wypadek. Wszystko poszło gładko. Facet odruchowo skręcił w prawo, zarzuciło go, wpadł do rzeki. Poszedł pod wodę. W nocy nie mogłem zasnąć, czułem, że coś jest nie tak... Do Sylwii nie mogłem zadzwonić, bo mi zabroniła. Mówiła, że psy od razu wpadną na to, że ma z tym coś wspólnego. Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i kiedy stałem przed zaparowanym lustrem, zobaczyłem tę małą. Myślałem, że mi pikawa ze strachu stanie, Jezu... W życiu się tak nie wystraszyłem. To była córka tego gościa, jak żywa! Napiłem się. Nie wiem, ile w siebie wlałem, ale sporo. W końcu zasnąłem. I ona znów mi się pokazała. Widziałem ją tak, jakbyśmy oboje byli pod wodą, obok wraku samochodu. Ten jej wzrok... Jezu! Próbowałem uciec, ale nie mogłem. Gdzie nie spojrzałem, wszędzie ją widziałem... Obudziłem się. Myślałem, że, wie pan, zabiłem gościa, dzieciak został sam, stąd wyrzuty sumienia i ten sen. No, tak próbowałem wytłumaczyć sobie koszmar... Włączyłem radio. Mówili, że z rzeki został wyciągnięty wrak auta, w którym znaleziono zwłoki mężczyzny i dziesięcioletniej dziewczynki. Nogi zrobiły mi się jak z waty, przecież dzieciaka miało tam nie być! Nie jestem pieprzonym dzieciobójcą! Pojechałem do Sylwii. Powiedziała, żebym nie histeryzował i potraktował to jak wypadek przy pracy. Miałem siedzieć cicho i czekać, aż sprawa przycichnie. Ale ta mała przychodziła do mnie co noc i patrzyła na mnie w taki sposób, że cały ze strachu dygotałem... Myślałem, że zwariuję, byłem bliski obłędu. Zapytałem w końcu, czego chce, co mam zrobić, żeby zostawiła mnie w spokoju... -Janusz K. nagle umilkł. 

  -I co panu powiedziała? -zapytałem z ironią w głosie. 
Mężczyzna podniósł głowę. 
-Sylwia wiedziała, że mała będzie wracała z ojcem, po prostu śmierć dziecka była jej na rękę... Ten duch... Zjawa powiedziała, że nie da mi spokoju, dopóki nie pomszczę jej śmierci. 
-I ja mam w to uwierzyć? -zakpiłem.  -A może Sylwia wystawiła cię do wiatru? Wkurzyłeś się i postanowiłeś się zemścić? Po co te gadki o duchach? Zamierzasz grać wariata? -prowokowałem go. 
-Nie, mówię prawdę. Przysięgam! 
-Źle to wygląda... Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. -rzuciłem wprost. -Powiem ci, jak to widzę: zaplanowaliście, że zabijecie faceta i jego córkę, by nie było problemów z przejęciem majątku. Potem Sylwia doszła do wniosku, że się z tobą nie podzieli, że wszystko sama zgarnie. Pokazała ci figę, odstawiła cię na boczny tor. Wkurzyłeś się, bo nie tak miało być, odwaliłeś czarną robotę i zostałeś z niczym. Poszedłeś do niej, nie dogadaliście się, nerwy ci puściły i utopiłeś Sylwię. 
-Nie, tu nie chodziło o kasę! Już panu mówiłem, że miałem pomścić śmierć tej małej. 
-Dobre sobie! -zaśmiałem się. -Nie kupuję tego. 

  W tym momencie usłyszałem dziwny hałas i nagle, ni z  tego, ni z owego, z sufitu zaczęła się lać strumieniami woda, a szyby w oknach pękały same z siebie. 
Z krzykiem zerwałem się z miejsca i rozejrzałem po pokoju przesłuchań. Nie wiedziałem, co się dzieje i co mam z tym zrobić. Spojrzałem na Janusza K. Siedział na krześle i ze  spokojem przyglądał się wszystkiemu. 
-Czy teraz mi pan wierzy? -zapytał, gdy po chwili wszystko się uspokoiło. Słychać było tylko ostatnie krople wody kapiące z sufitu. 

  Nie miałem pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z czymś takim. Czy to był zwykły zbieg okoliczności, czy... No właśnie, co? Duch tej małej? Do dziś tego nie wiem... 

------------------------------------------------------------

Ahh... Przepraszam was za taką długą przerwę, ale nie miałam weny ;-; <3 

Historie o DuchachWhere stories live. Discover now