5. dziwne spotkanie

197 6 0
                                    



Miesiąc później. Wrzesień.

Obudził mnie dźwięk budzika, który z każdym kolejnym piknięciem, stawał się coraz głośniejszy, doprowadzając mnie tym do istnej furii.
Powoli zwlokłam się ze swojego materaca, zakładając rzucone gdzieś na podłogę skarpetki.
Odkąd przeprowadziłyśmy się z Wendy do nowego mieszkania w Whitehill, nie możemy sobie pozwolić nawet na zakup łóżka, co zresztą i tak nie robi nam większej różnicy.

Przynajmniej nie musimy słuchać już sąsiadów szepczących na temat naszej rodziny, w każdym zakątku naszego zapyziałego miasteczka na południu.

"Taka spokojna dziewczyna, a prawie zabiła ojca..."

"Dlaczego chłopak Wendy i ojciec dziecka im nie pomógł?"

"A gdzie się podziewa matka?"

Przez kilkanaście lat pragnęłam normalnego życia i w końcu się go doczekałam. O ile mieszkanie samemu z nastoletnią siostrą w starej klitce, na pierwszym pietrze i niestabilną sytuację finansową można nazwać normalnością.

Mimo tego czuję coś, czego wcześniej nie znałam - wolność.

W końcu mam dom. Miejsce, do którego nie boję się wracać wieczorem, gdzie nie wylewam łez w poduszkę, gdzie mogę zaparzyć sobie herbatę o drugiej w nocy i gdzie znajduję święty spokój po ciężkim dniu w pracy.

Ojciec rujnował całe nasze dotychczasowe życie, co na zawsze odbiło bolesne, niegojące się piętno na naszej psychice. Jednak dzięki niemu zrozumiałam coś, bez czego, nasza obecna sytuacja może przybierałaby o wiele ciemniejsze barwy.

To może dziwne, ale dzięki niemu doceniam to, co mam teraz. Umiem cieszyć się każdym dniem i każdą, nawet najkrótszą chwilą.

W moim skromnym (bo to chyba najbardziej trafne określenie) pokoju, nie ma miejsca na cały komplet mebli.

Po lewej stronie od drzwi mieści się tylko jasnobrązowe, niewielkie biurko z krzesłem, natomiast równoległą do niego ścianę zajmuje komoda o tym samym, lekko zgniłym kolorze.

Na parapecie zawsze stoi stare radio, bez którego nie wyobrażam sobie poranka, a pozostała wolna przestrzeń pokoju, została wypełniona przez wspomniany, leżący na środku materac.

Odchodzące od ściany tapety są tak zniszczone, że przypominają mi trochę te w opuszczonych od wielu lat psychiatrykach.
Niezbyt pozytywne skojarzenie.

Każdego dnia, przez małe okno nad biurkiem, na żółtawą tapetę pada stróżka światła, która rozprasza się po całym pomieszczeniu, natomiast w nocy oświetla je stojąca w pobliżu latarnia.

Nie ukrywam - mój pokój jest brzydki. Jednak czy brzydota musi zawsze być równoważna z czymś złym?

W pierwszy dzień szkoły muszę jakoś wyglądać, pomyślałam przekraczając próg pokoju i przechodząc do niewielkiego korytarza.

Byłam raczej podekscytowana nowymi doświadczeniami, aniżeli przestraszona, czy zdenerwowana. Zastanawiałam się tylko, czy odnajdę się w nowej szkole, wśród tylu kompletnie obcych ludzi.

Myśl, że gimnazjum to już zamknięty rozdział w moim życiu, napawała mnie pewnego rodzaju nostalgią. Odcięłam się całkowicie od tamtych ludzi i prawdopodobnie nigdy już ich nie zobaczę. W końcu mieszkamy setki kilometrów od siebie i nie oszukujmy się - nie będziemy do siebie przyjeżdżać. Nasze drogi się rozeszły i już dawno się z tym pogodziłam.

Szczególnie jednak będzie mi brakowało Ann. Przyjaźniłyśmy się od dziecka i byłyśmy dla siebie jak siostry. Jej od zawsze ekstrawertyczna natura znacząco na mnie wpłynęła, przez co stałam się bardziej otwarta na ludzi i myślę, że gdyby nie ona, do teraz byłabym nieśmiałą i zamkniętą w sobie osobą.

Steps you takeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz