1. początek

394 8 0
                                    


🌹🌹🌹

latem, tego samego roku...

Jak zwykle lipcowego poranka, bladym świtem biegałam przez ocieniony i przyjemnie chłodny las, co ostatnio stanowiło nieodłączną część mojej wakacyjnej rutyny.

Nawet w mieszkaniu upał był nie do zniesienia i nie wyobrażałam sobie nie zacząć dnia od porannego truchtu w lesie.

Mieszkałyśmy z Wendy tutaj, w Whitehill, dopiero od tygodnia, a już drugiego dnia udało mi się odkryć urok okolicznych lasów, pobliskich łąk i niewielkiego strumyka, który z łatwością można było przeskoczyć.

Lubiłam, wpatrywać się w pływające w nim złote rybki, dla których różnej wielkości kamienie, zdawały się stanowić tor przeszkód albo swego rodzaju labirynt.
Zwykle przysiadywałam pod pobliskim drzewem i robiąc sobie krótką przerwę od biegania i nie zważając na znajdujące sie w trawie robactwo, a następnie wpatrywałam się w te drobne żyjątka przez dobre pół godziny.
Nie wiem, co mnie w nich tak fascynowało, ale ich życie wydawało mi się znacznie ciekawsze od życia niejednego bohatera jakiegoś dennego serialu.

Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Koniec wszystkich nieszczęść. Nasze życie przypominało teraz czyste kartki, które tylko czekają na to, aby wypełnić je jak najbarwniejszą treścią.
Stare zostały zniszczone, a ich strzępki gniją gdzieś na drugim końcu Anglii, setki kilometrów stąd.

Uciekłyśmy z Drifton, aby odciąć się od tamtych wydarzeń i móc zacząć żyć na nowo. Można by rzec, że przez ostatnie tygodnie nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie ma już w nim strachu.

Kiedy w moich słuchawkach kończyła się już ostatnia piosenka, wiedziałam, że jestem już blisko mojego celu.

Przystanęłam na rozwidleniu leśnej ścieżki i ponownie włączyłam pierwszy utwór na mojej playliście, którym okazało się być I don't care i ponownie ruszyłam przed siebie, skręcając w lewo.

Muzyka była moim nieodłącznym towarzyszem przez ostatnie dni i nie wyobrażałam sobie biegania bez niej. Chyba zanudziłabym się na śmierć, mimo tak wspaniałych widoków w okolicy.
Poza tym mocne brzmienia dodawały mi energii, przez co potrafiłam biegać nawet przez okrągłe dwie godziny.

Nie jestem oczywiście jakimś maratończykiem, lecz nastolatką, która ze sportem miała w życiu niewiele wspólnego, więc zazwyczaj robiłam sobie przerwy częściej niż to wskazane.
Ale to nie miało dla mnie aż takiego znaczenia.

W dodatku samo dojście do krańca lasu, gdzie graniczyl on z obwodnicą, biegnącą niedaleko mojego osiedla, zajmowało dobre piętnaście minut.

Czyli finalnie, sam bieg trwał około czterdziestu minut.

W miejscu, gdzie ścieżka skończyła się, przede mną rozciągała się ta część lasu, do której wstęp mają głównie tylko zwierzęta.

Przystanęłam i wyłączyłam muzykę, chowając telefon wraz ze słuchawkami, do kieszeni spodenek, a następnie ruszyłam wgłąb lasu.

Drzewa rosły tu coraz gęściej, a tuż przed moją twarzą, od czasu do czasu pojawiały się ostre gałęzie, które zdawały się pilnować terenu, nie pozwalając intruzom wtargnąć wgłąb zwierzęcego imperium.

- Ugh, ohyda... - powiedziałam sama do siebie, po tym jak wpadłam wprost na rozpostartą przede mną pajęczynę.

Wzdrygnęłam się i zrobiłam krok w tył, po chwili jednak się uspokajając i wyciągając pajęcze nici z włosów.

Steps you takeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz