Pomieszczenie nie było duże, za to ciemne i nieprzyjemnie wilgotne. Isael nie zwrócił na to większej uwagi. W końcu ile to razy przychodziło mu spędzać przeraźliwie zimne noce w znacznie gorszych warunkach? Nie, nawet choćby chciał, nie mógł się doliczyć.
– Siadaj.
Bez słowa podszedł do starego biurczyska, zza którego Kruk palił go zagadkowym spojrzeniem. Stał tak chwilę, mierząc siedzisko niepewnym spojrzeniem, jednak po dłuższej chwili wahania, spoczął na rozklekotanym krześle, jakie zaskrzypiało żałośnie pod ciężarem szpiega.
– Mów – mruknął Saga, wspierając się o łokieć. Był zmęczony, naprawdę zmęczony. Nie pamiętał kiedy ostatni raz spał we własnym mieszkaniu więcej niż godzinę. Problemy jakie piętrzyć się zaczęły w ostatnim czasie, powoli dawały się we znaki. Szybciej tracił cierpliwość, był nerwowy bardziej niż zwykle, a mordowanie ze zwykłego, machinalnego wręcz odruchu przemieniło sie w nieludzką przyjemność i sposób na do rozładowanie wściekłości. – Wszystko po kolei.
Arthur wciągnął ze światem powietrze, chrząknął, podrapał się po lewej dłoni. Jak na szpiega zdecydowanie za dużo miał dziwacznych zwyczajów, baczny obserwator bez większych problemów mógł zauważyć te niewielkie, aczkolwiek znaczące gesty, zdradzające mężczyznę. Na całe szczęście nikt poza przywódcą Nightraven nie wiedział kim był ani jak wyglądał ten tajemniczy osobnik – dzięki temu zdemaskowanie szpiega graniczyło z cudem.
– Mamy niemały problem – zaczął Arthur, rozpościerając koszmarne palce – Kundle z Hegway usiłują zawrzeć porozumienie z Żółtymi. Jak wiadomo nie w smak ani jednym, ani drugim wysoka pozycja jaką zajmuje nasz gang. Bardzo, ale to bardzo nie podoba się im, że Kruk biorąc w posiadanie co raz więcej drzew rośnie w potęgę, że wron za jego plecami wciąż przybywa...
– Nie wiedziałem, ze tkwi w tobie poeta – mruknął ponuro Saga, siląc się na krzywy uśmiech.
– Bynajmniej. O rymach wiem tyle, co o fizyce kwantowej.
– Zgaduje więc, że nie za wiele.
– Otóż to, są jednak rzeczy, które wykonać potrafię bardzo dobrze... Taką rzeczą jest na przykład szpiegostwo. I zabijanie.
– Nie wątpię, a nawet liczę na rychłe wyjaśnienia. Bo to nie koniec? Jak na razie nie usłyszałem nic, czego bym nie wiedział. – Brew bruneta powędrowała do góry, a pionowa źrenica spoczęła na podwładnym. Choć twarz Road'a skryta była w cieniu głębokiego kaptura, miał wrażenie jak gdyby Saga patrzył mu prosto w oczy, jakby posiadał zdolność czytania w myślach i prześwietlania umysł szpiega, by osądzić jego lojalność. Na całe szczęście było to tylko złudzenie.
– Namierzenie psiego informatora zajęło mi zaledwie trzy dni, to o wiele mniej niż się spodziewałem, bo ci zwykle zachowują nadzwyczajne środki ostrożności. Dowiedziawszy się wcześniej o pewnym spotkaniu, zabrałem potrzebne informacje, po czym małym podstępem wyciągnąłem z kundla informacje.
– Podstępem? Jaśniej.
– Podszyłem się pod wysłannika Tei Longa.
– Tak po prostu? – Druga czarna brew powędrowała ku gorze, tym razem jednak nie była to groźba, a jedynie wyraz niekrytego zdumienia. Arthur odetchnął.
– Tak po prostu – przytaknął. – Żołtego dorwałem w jednym z barów. Przesadził nieco z procentem i zaczął hałasować, mimo to język nadal trzymał za zębami, dopóki... Dopóki nie zagroziłem, ze owy język może zostać odcięty. Poharatawszy go nieco dowiedziałem się kilku pomniejszych informacji, które, nie ukrywam, przydały się w późniejszym czasie. Gdy jednak pytać zacząłem o umówione spotkanie, Żółtas umilkł na amen. Ale poradziłem sobie, zawsze mawiałem, że jak nie prośbą, to nożem. Jedno pytanie bez odpowiedzi, jeden palec mniej. I dogadaliśmy się w końcu, choć same negocjacje przebiegły w dość... nerwowej atmosferze.
– Przejdź do sedna.
Szpieg umilkł. Wziął głęboki wdech, złączył koniuszki palców w myślicielskim geście.
– Szykuje się wojna, Saga.
– Do ciężkiej cholery – Kruk obruszył się nieco, uległszy lekkiemu zniecierpliwieniu. – Nie pieprz mi o tym, co jest powszechnie wiadome.
– Ale to nie będzie byle jaka wojna, nie – Pokręcił wolno głową jakby na potwierdzenie własnych słów. – Oprócz kundli i Żółtych, którzy postanowili paść sobie w ramiona, jak i nas oczywiście, w grze jest ktoś jeszcze.
– O czym ty gadasz?
– To nowy gang, jednak zadziwiająco silny. Ma duże wpływy na południu. Nie słyszy się o nich wiele, ale działa to poniekąd na ich korzyść, ciężko znaleźć na nich haka czy dowiedzieć się czegokolwiek. Ale to groźny zawodnik, którego nie warto lekceważyć. Kundle początkowo wiązali z nimi nadzieje, jednak pogonili ich i z sojuszu nici. Dlatego zmuszeni byli do układów z Chińczykami.
– A więc usilnie działają na własną rękę – mruknął brunet, bardziej do siebie niż towarzyszącego mu mężczyzny. – Niedobrze. Cholera, bardzo niedobrze... Ale nie jest jeszcze za późno, w czarnej dupie na razie nie tkwimy... Na razie.
– Co zamierzasz z tym zrobić? – spytał Isael szczerze ciekawy. Obserwował uważnie stężałą twarz spod ciemnego kaptura, nie chcąc, aby najdrobniejsza zmiana uszła jego uwadze. Sytuacja była podbramkowa, ale wyjść mieli kilka. Mogli próbować sprzymierzyć się z nowym konkurentem, co wyrównać by mogło siły tej wojny – dwóch na dwóch, to miałoby jako taki sens, gdyby nie ryzyko zdrady, jakie często towarzyszyło gangsterskim układom. Lecz nawet gdyby Kruk zdecydował się na sojusz, Road wątpił by przystali na propozycję – kundlom odmówili, a ci z pewnością nie byli jedynymi, którzy liczyli na obstawione plecy. Mógł również poszerzyć swe szeregi o grupę najemników, jacy w trakcie wojny mordowaliby przeciwników z zadowalającą skutecznością. Możliwości, że Saga zrezygnuje z tytułu potęgi tego miasta i tym samym zupełnie się podda, nie brał nawet pod uwagę.
– Wbrew temu co mówią niektórzy, przez ostatnie tygodnie nie siedziałem na dupie, dłubiąc w nosie – zaczął Saga po dłuższej chwili milczenia, rozsiadając się wygodniej w starym fotelu. Kąciki ust drgnęły mu lekko ku górze, a po twarzy przebiegł cień. Zaniepokojony Arthur wiedział już, ze ta prowizoryczna parodia uśmiechu wyraża chytre, niepojęte wręcz zadowolenie.
A więc Saga musiał mieć coś w zanadrzu, asa, którego skrywał w rękawie przez długi czas.
Szpieg zaśmiał się możliwie jak najciszej, opanowując chęć palnięcia się w łeb. Jak mógł zwątpić? Przecież to Kruk, drapieżnik rwący grubym dziobem ochłapy ciał swoich wrogów! Nie był zwykłym kryminalistą, to geniusz zbrodni, geniusz śmierci.
CZYTASZ
Ciernie [yaoi]
RomancePo czwartej wojnie światowej ludzkość upadła - zniszczona planeta nie miała siły raz jeszcze się odrodzić, powstać z martwych. Ziemia została wyjałowiona, z nieba zaczęły padać kwaśne deszcze. Miasta zamieniły się w ruiny, miejską dżunglę, w której...