III

190 33 9
                                    

Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy wśród rachunków i niepotrzebnych reklam, jej palce odnalazły małą zdobioną kopertę. Nie spodziewała się odnaleźć tego w swojej skrzynce. Jednak nie sama przesyłka tak ją zadziwiła, a powód jej dostarczenia.
Mała Raisa wychodziła za mąż! Ta urocza kruszyna, najmłodsza z kuzynek Hunka miała zostać przyszłą panną młodą.

Nie spodziewała się po młodej Garrett tak prędkiej decyzji o ślubie. W końcu wciąż wydawała jej się być maleństwem, które ledwo co wyfrunęło z rodzinnego gniazda.
Może też z tego powodu z rozczuleniem zaznaczyła "przyjdę" w odpowiedniej rubryce i wsunęła zaproszenie do torebki.

Postanowiła, że zawiezie ją narzeczeństwu osobiście i pogratuluje im od serca. Tym razem nie wywinie się zmęczeniem, brakiem czasu, złym dniem czy humorami Kogane. Naprawdę w końcu ją odwiedzi.
Jednak to było drugorzędne, najpierw chciała dotrzeć do tego nieprzyjemnego szpitala.

Tym razem nawet nie wybierała się do Japończyka z pustymi rękami. Przygotowała mu obiad, a właściwie... Im. Było to jej kartą przetargową i pretekstem do rozpoczęcia rozmowy.
A przecież placuszki z groszku i ostrej papryczki zdawały się być idealnym pierwszym tematem. Potem jakoś to pójdzie.

Zaledwie godzinę później stała już pod salą numer dwadzieścia pięć.
Zapukała do drzwi energiczniej niż ostatnim razem i weszła do środka.
Nawet nie czekała na zachęcające "proszę wejść", emocje wzięły górę.
A jakże spotęgowały się w jej drobnej osobie, gdy dostrzegła ten niezwykły widok.

Chłopak pogrążony był w śnie. Wtulał się w poduszkę, opierając o nią policzek i obejmując dłońmi. Oddychał powoli, spokojnie i delikatnie marszczył zgrabny nosek.
Wyglądał jak anioł, mały cherubinek - przeszło jej przez myśl.
A koc w chmurki, którym był szczelnie otulony, tylko potęgował ten efekt.

Nie miała pojęcia ile czasu mu się przyglądała, jednak musiała szybko oprzytomnieć. Nie chciała przecież wyjść na dziwacznego obserwatora. Wyjęła więc pojemnik z obiadem i postawiła go na stoliku, wycofując się.

Nie dziś, nie tym razem. Jednak nie żałowała. Jedynie spróbuje przy innej okazji.

x x x x

Również i za drugim razem jej odwiedziny nie zakończyły się sukcesem. Shiro gorzej się czuł, miał również swoje badania. Inny problematyczny Azjata postanowił się odezwać, wywołując nieprzyjemne spięcie. Krewna Garretta próbowała wyciągnąć ją na kawę. Czuła w jej głosie jawną pretensję, w końcu nie wychodziły nigdzie od zakończenia studiów.
Doszły do tego obowiązki, problemy w pracy. To jedynie dodatkowo ją przytłoczyło.

Tak więc już po kilku godzinach mogła stwierdzić, iż ten dzień nie był jej. Należał do kogoś innego, do wyjątkowo złośliwego bytu, który naśmiewał się z jej losu. Irytowało ją wszystko, czuła się bardziej zmęczona i zastanawiała się nad sensem swoich działań, jakichkolwiek. Nie była pewna swojej pracy, opieki nad Kogane czy nawet tych pokracznych prób zbliżenia się do Japończyka.

Mówi się jednak, iż do trzech razy sztuka. Tym wolała się kierować, gdy szczelniej okrywała się kołdrą. W końcu wtedy najgłośniej myśl o drugiej porażce, obijała się o jej zmęczony już umysł.

x x x x

Cichy szelest niósł się echem po szpitalnej sali. Japończyk przesuwał palcami po stronach książki, starając się na niej skupić. Analizował wzrokiem maleńkie litery i sklecone z nich zdaniach. Przerwał jednak tę czynność, gdy drzwi jego sali powolnie się uchyliły.

W końcu postanowiła wejść i nawiązać kontakt.
Zauważył tę próbę, więc tym bardziej nie było odwrotu.
Przekroczyła próg i posłała Japończykowi nieśmiały uśmiech, gdy zsuwała z ramion swój pudrowy płaszcz. Zawiesiła go, by nie przeszkadzał i usiadła przy łóżku szatyna.

Szczęśliwy wypadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz