Szaleństwo

27 6 4
                                    

Wybiegłem do pobliskiego lasu, czułem się tam bezpiecznie. Przychodziłem tam, gdy miałem jakieś zmartwienia. Biegłem przez las jeszcze dobre 15 minut, potem byłem już zmęczony. Usiadłem pod wielkim dębem... 
                        ***
Nagle się obudziłem. ,,Cholera, już jest noc" pomyślałem. Nie miałem zamiaru wracać do domu. Z nudy zacząłem wspinać się po dębie. Siedziałem spokojnie na gałęzi, gdy ujrzałem dziwną posturę siedzącą na przeciwko mnie. Przyjrzałem się i zobaczyłem, że jest to duch zmarłej. Rzuciła się na mnie. Ze strachu spadłem na ziemię, łamiąc sobie przy tym rękę. ,,Cholera...". Zwijałem się z bólu, krzycząc o pomoc. Zemdlałem.
  
                      ***
Obudziłem się w szpitalu. Nikogo w sali nie było, więc wykorzystałem tą chwilę i wybiegłem. Poleciałem prosto na posterunek policji, krzycząc ,,TO JA JĄ ZABIŁEM, JA JESTEM WINNY". Zdezorientowana policja nie wiedziała co robić. W końcu zacząłem przed nimi uciekać. Biegli za mną wolniej. Rozbiłem szybę w sklepie. Byłem cały poraniony. Nie przeszkadzało mi to. Biegłem ciągle z psychicznym uśmiechem na twarzy. W końcu dotarłem do wyczekiwanego miejsca. Plaża... Grupa jakichś nastolatków akurat postanowiła urządzić sobie ognisko. Jak cudownie... Wbiegłem w ogień. Czułem jak moje rany są pożerane przez ogień, mimo to, nie zatrzymywałem się. Policja była zaskoczona. Szybko wbiegłem do jakiegoś auta i pojechałem na górę klifu. Nagle usłyszałem nadlatujący helikopter. Wszędzie była ta cholerna policja. Zaskoczona policja. Płomienie objęły już całe wnętrze auta. Dojechałem na górę. Wysiadłem, stanąłem na krawędzi i powiedziałem
-Czas rozpocząć nową grę...

Zabójcza graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz