diamond

8.1K 431 59
                                    

Puchate, tulipanowe kłębki górnej wargi rozszczelniły się niczym obłoki chmur, kreowane na wzór zapieczętowanej waty cukrowej w plastikowym kubeczku. Drżały niepewnie, lecz ani świst ani sylaba nie opuściły swej podziemnej komnaty. Taehyung się bał. Bał nie na żarty, a niepewność dewastowała jego krwiobieg, niezdolna do pozostawienia na nim suchej nitki. I nadszedł kolejny dzionek, który zmusił chłopaczynę do oblania swoich łydek złotym strumykiem, choć śniady blondyn nie mógł odgadnąć pory dnia. Nie liczył już, to nie miało sensu, gdyż wyczuwał zbliżające się utrapienie, kiedy z głodu jego cierpki mięsień miał sam siebie spożyć, przepełniony niedolą. Przeczuwał finalne łkanie za wolnością, tej, która została mu odebrana. Kocimiętka, skąd miałby wiedzieć, gdzie jego szkielet usychał niczym brutalnie splądrowana łodyga? Co stanie się z jego kośćmi? A co z duchem? Czy istnieje niebo? Piekło? Czy to miało znaczenie? Chyba tak. W ostatnich chwilach, człowiek powinien być pewny swej wiary, inaczej czym by się stał? Zacisnął klawisze zębów, a kilka słomianych, szczodrych kosmyków pofarbowało swą ckliwą barwą przygaszone kości policzkowe. Znowu je usłyszał. Te pieprzone, ciężkie kroki. Taehyung zastanawiał się, jak długo miały jeszcze przechadzać się pod żelaznymi drzwiami, zupełnie niczym odnóża niezdecydowanego zajączka świątecznego, co to zapomniał gdzie pochował poświęcone, estetyczne jaja. Tracił zmysły, a własne myśli przeprowadzały na żywicznych fałdkach tortury, za pomocą świeżo ściętego bambusa.

Chcę do domu. Boże, ja chcę to domu. Matulu, co mam począć?! 

Kim nie wiedział. Drewniane krzesło, prawdopodobnie wykonane z mahonia, zostało niemalże scementowane razem z jego szczupłymi zwłokami, a każda próba wyswobodzenia filigranowych nadgarstków kończyła się klęską. No i Tae tracił siły. Nie rozumiał dlaczego los wybrał sobie go na kozła ofiarnego, w końcu był jedynie rozrywkową, mało śmieszną pogodynką, niemalże każdego dnia o osiemnastej-trzydzieści. Natłok myśli szczelnie zablokował wszelkie dźwięki dopływające z okolic, pomijając nawet przekręcający się w drzwiach srebrzysty kluczyk, a dopiero pierwsze podrygi świetlistości obciążyły nieprzyzwyczajone, mgliste źrenice. Tłuste fałdki zaciskały się, lecz i rozbierały z mroku, aż wzrok przypomniał sobie, jak to jest, gdy człowiek zostanie naświetlony za pośrednictwem blasku sztucznej żarówki. Ktoś obrabował jego kruche kolana z wolnego miejsca, a ciężkie, żylaste dłonie poczęły intensywny masaż, jakby chciały wybawić go z opresji. Pragnął zapytać, czy zjawił się aby go uratować, aczkolwiek to nie mogło być takie proste. Jeszcze nie zgłupiał do tego stopnia.

- Jesteś głodny, Taeś? Ćśśś, nie odpowiadaj, na pewno jesteś. Chciałbym zaproponować ci zupę mleczną, skusisz się? - szepnął mężczyzna swoją melodyjną barwą, a wysoka tonacja zmotywowała rudawego blondyna do zaciśnięcia palców, zszytych z zakurzonymi stopami. Znał ten głos, znał nawet za dobrze.

- Jungkook...?

- Bingo! Chyba nie sądziłeś, że pozwolę komuś innemu cię skraść, hm? - Jeon zaśmiał się, a cukierkowa postać odruchowo zacisnęła swoje mięśnie. Co to miało znaczyć? Taehyung nic nie rozumiał.

- O...O czym ty mówisz? Uwolnij mnie, natychmiast mnie uwolnij! Jeśli zrobisz to teraz, to ja...ja...zapomnę o całej sprawie, unikniesz...unikniesz konsekwencji prawnych, obiecuję! - wydalił z siebie krzyk prezenter, aczkolwiek to jedynie uaktywniło rozbawienie, wyróżniające się na twarzy faceta. - No co...co cię tak bawi?!

- Twoje piękne oczęta, w których dostrzegłem iskrę, kiedy naprawdę poczułeś nadzieję, że tak się stanie - odparł kruczowłosy, na co drugi od razu ściągnął do siebie brwi. - Wiesz, tak całkiem szczerze to myślałem, że te kilka dni pozwolą mi na wytresowanie ciebie. Sądziłem, że kiedy otworzę drzwi, to rzucisz się na mnie niczym szczur na widok spleśniałego kawałka sera i będziesz wręcz błagał, żebym cię wyruchał.

˹Drippin Diamonds˼ ✧ ᵛᵏᵒᵒᵏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz