sapphire

1.4K 151 42
                                    

Dobiegała trzecia w nocy, gdy charakterystyczny zgrzyt klucza ochlapał bębenki Chanyeola. Jego żylaste, porcelanowe palce zsunęły się na kształtne, kościste kolano, gdy ten założył noga na nogę. Wskazówki stukały, obracając się wokół szlaczka gwieździstej osi, a mężczyznę ogarniało zmęczenie. Psychiczna katorga szkalowała jego umysł, a on nie potrafił oderwać się, niczym od zmysłowej, tajemniczej samiczki. Bywało, iż naprawdę chrapkę łapał na wybielacz, który mógłby wypić z włoskiego szkła, finalnie wbijając element wewnątrz zakreślonego, obfitego jabłka Adama, jednak to przyzwyczajenie złapało go za fraki i nie odpuszczało. Baekhyun miał go w garści, chociaż żyli w nieco sprośnej, pozbawionej morałów relacji, ten upadał przed nim na kolana, niczym naiwny Bambi, karmiony łzami kłamstwa oraz obłudy. Odczekał, aż sobie sam poradzi, a gdy zniewieściała panienka doczołgała się niemalże do salonu, on zacisnął klawisze perłowych zębów. Było mu za niego wstyd, iż w takim stanie wracał do mieszkania. Obietnica wcześniejszego wrócenia została zerwana, a on nie potrafił na niego patrzeć. Jego cukrowy chłopiec ukląkł przed łydkami Parka, a ten prychnął gorzko, przełykając kolejny łyk złocistej whiskey. Przynajmniej ona go nie zdradzi.

Ubierz się, nie mogę na ciebie patrzeć — zaczął, w głowie nie pojmując, jak ta bezczelna zwierzyna nie wyziębiała do szpiku kości. Lawendowe futro wystarczyć nie mogło, rywalizując z odkrytymi odnóżami.

Oj Channie, po co mam się ubierać, dopiero wróciłem. Wolałbym raczej, abyś mnie rozebrał — zaśmiał się, łasząc kapeluszem zmarzniętego nosa do potężnego, mięsistego uda. Uwielbiał denerwować Parka, wtedy zachęcał go do brutalności, której tak bardzo było mu brak. — Zrobić ci loda?

Umyj twarz, jutro o tym porozmawiamy — pogonił go, lecz usłyszał ten szyderczy śmiech, który doprowadzał go do białej gorączki. — Jutro ci nie będzie tak do śmiechu, gdy odetnę cię od pieniążków.

Matko boska, ale zrzędzisz. Czy ty musisz być takim nudziarzem? — spytał farbowany, aby spotkać się z siarczystym plaskaczem. W odpowiedzi zalał się rumieńcem, a Chanyeol nie był w stanie określić, czy pogłębił procentowe wycieki czy upiekł kolejny wypiek. Nienawidził, gdy prowokował go do takiego występku. Bądź co bądź, brutalem z natury nie był. — Od razu lepiej, tatusiu.

Zamknij się, nie mogę cię słuchać. Powinienem cię wykopać z mieszkania, ale pewnie zaćpałbyś się jeszcze tego samego dnia albo wywierciliby ci kolejną dziurę tymi brudnymi kutasami — warknął biznesmen, rozbawiając tym nawet bardziej swojego chłopaczka. Spokojnie, Chanyeol, kontroluj się. Wypuścił mdłe powietrze z płuc, odliczając w umyśle do dziesięciu. Baekhyun za to zwilżył jego łydkę wilgotnymi od taniego spirytusu kłębkami. — Nie odpalaj mnie.

Ćśś, skończ biadolić i zrelaksuj się, mój panie — szepnął pijany, przechodząc na czworaka. Wysunął spomiędzy plugawych warg swój cierpki mięsień, by prześlizgnąć się nim poprzez taflę stopy swojego sponsora. Baekhyun wręcz oddychał upodleniem, a jego drobny członek płonął wtedy, niczym podpalony, korzenny świerk. Chanyeol zamknął się, zastanawiając, czy Baekhyun naprawdę zawsze taki był. Chyba stracił rachubę. Gdy tak obserwował jego czyny, zaczęło mu go być żal. Istniał jako rozbełtany budyń, lecz z tym nic począć nie potrafił.

Kto cię tak skrzywdził, Baby-un?

Głupiutki, nikt tego nie zrobił, to Jungkook nauczył mnie, jak powinno się traktować własne ciałko, wiesz? Aż szkoda nie upiększyć tego kanwasu — odparł Byun, przypierając podbródkiem do kostki swojego kochanka.

Nie trzeba niczego upiększać, jesteś już wystarczająco piękny — zapewnił ochrzczony fortuną, wyobrażając sobie, że zakańcza żywot tego pierdolonego Jeona. Nienawidził typa od pradawnych dziejów, to on był winny wszystkiemu, więc powinien gorzko zapłacić. Niestety tacy jak oni wygrywają szczęście już po przecięciu pępowiny. 

˹Drippin Diamonds˼ ✧ ᵛᵏᵒᵒᵏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz