euclase

1.5K 159 31
                                    

I jak tam, Tae? Możesz poruszyć nogą? — skąpany w słonecznych okruszynach zapytał, spoglądając uważnie na zaścielający rozkoszną łydkę blondasa, nieskoszony trawniczek. Skóra oprószona istniała teraz sypkim pudrem, a Taehyung pękał ze szczęścia. To niewiarygodne, iż brzemię finalnie zostało wyeliminowane, a narośl w formie złośliwego sąsiada przepadła w przełyku czorta. Likierowy czuł się teraz lekki, niczym kaszmirowe piórko, a wolność rozbijała hamak, żonglując lampą naftową. Najchętniej nauczyłby się tańczyć rumbę czy sambę, jednak wpierw chciałby zakupić rubinowe szpilę u Tiffaniego w butiku. Odczuwał wdzięczność, gdy tak przyglądał się Jonginowi, bowiem był on dumnym ojcem oraz małżonkiem, a i tak czas posiadał, by go trochę poskładać. Skinął psim łebkiem, poruszając odnóżem, lecz wolał pozostawać ostrożny, gdyż nie chciał znowu wylądować w uwodnionym siarczanem wapnia, sprawiając przy tym same problemy. Wsunął na rumiane półkule ocieplane spodnie, odczuwając niebywałą ciepłotę. Całe szczęście, że Jungkook pojechał na spotkanie biznesowe, bowiem chociaż nie był pewny co do tego czy chce, wolał zbadać teren. Kiedyś musiał, chociaż się o tym choróbsku nie rozmawiało, to nie oznaczało, iż nie istniało. 

Jongin? — zaczął, wbijając kruche szkliwo wewnątrz twardego naskórka. Mężczyzna przeskoczył na niego swoim wilczym wzrokiem spod opadających nieszkodliwie powiek.

Hmm?

Na co...na co jestem, no wiesz...chory? — spytał, a iż nie był pewny co począć z nagle przeszkadzającą mu nitką, zaczął zabawiać się jej powabnością. Cynobrowy, wełniany sweter wykonywał gimnastykę, a on odczuwał niecodzienny niepokój, w końcu odpowiedź oznaczała wiele smutku oraz łez. Zapewne tak było. 

Ach, Jungkook ci nie powiedział? To rzadka choroba serca, niestety praktycznie nieuleczalna — wyjaśnił Kai, a Taehyung na chwilę zamilkł. Analizował w myślach jego słowa oraz niezmienny wyraz twarzy, który sugerował, iż ten w ogóle nie przejmował się jego stanem lub tak znakomicie udawał. Nie, Jongin przecież nie był złowrogi, to sunący po tafli, obrośnięty w błogosławieniu anioł.

A to...to śmiertelne? Umiera się na to? — dopytał, chociaż mięsień zabił odrobinę szybciej, utwierdzając sylaby oraz spółgłoski, wypowiedziane przez starszego. Cóż to za żywot, cóż za teatr pozbawiony kostiumów. 

Spokojnie, Taeyong, o ile będziesz brał lekarstwa, tak będziesz czuł się znakomicie. Powiedz, jak się czujesz ostatnimi czasy? Kręci ci się w głowie? — wypytywał szatyn, sprzątając walizkę, przechowującą wszelkie przedmioty medyczne, związane z tym przypadkiem. — No?

To znaczy, czasem doskwierają mi mroczki, bywa, że się zachwieję, ale chyba nie jest tak źle — odparł blondasek, powstając, by zatoczyć drobne kółeczko, co pozostawało utrudnione, przez opuchnięty staw. Musiał zająć się czymś, bo chyba by zwariował. Jak dobrze, że przynajmniej kość się wzmocniła, a on mógł wrócić do całkowitej sprawności już niebawem.  

Rozumiem, w takim razie zwiększymy dawki, wtedy poczujesz się, jak w siódmym niebie — zapewnił lekarz, posyłając nikły uśmiech w stronę odbiorcy. Podszedł do uprowadzonego prezentera z drobną buteleczką, a ciekawski wzrok chłopaka poszybował na rzucający się w oczy napis, "Concor Cor". Tak, to to Jeon podawał mu każdego ranka oraz wieczora. Przyjął bezproblemowo tabletki wraz z kilkoma łykami świeżej wody, a gdy podał przezroczystą szklankę starszemu bratu, ten odstawił ją na swoje miejsce. Akurat wtedy do pomieszczenia wparował przystojny brunet, oświetlając wizjerem smukłą kończynę.  

O proszę, to już? Jak się czuje moja kocia primadonna? — zapytał, podchodząc bliżej, by poderwać pogodynkę, a następnie ukryć ją w skarbcu własnych, wykonturowanych ramion. Zwilżył gładki teren gwieździstej szyi, a Taehyung zadrżał nietuzinkowo. Polarowy goryl to jedyne towarzystwo, o jakim tego dnia marzył. Jego emocje kolidowały ze sobą, a wodomierz chwiał się ku przestrodze. 

˹Drippin Diamonds˼ ✧ ᵛᵏᵒᵒᵏOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz