Rozdział dwudziesty

415 11 19
                                    

- Mam naszą pizzę! - krzyknął Ethan trzaskając drzwiami. Chwilę później być już w progu salonu i obserwował nas dokładnie. - Obgadywałyście mnie?

- Nie, dlaczego? - zapytała Lindsay ciągnąc delikatnie swoją spódnicę w dół.

- Bo jak wszedłem nagle zrobiła się cisza. - powiedział podejrzliwie.

- Wydaje ci się. - stwierdziła Elody z opanowaniem w głosie.

- Nie wydaje, no ale olać. - przewrócił oczami i usiadł na dywanie obok Elody, a następnie otworzył dwa kartony pizzy. - Bierzcie laseczki. - powiedział wskazując dłonią na pudełka. Każda z nas wzięła po jedynym kawałku i jedliśmy w ciszy. Podczas całego posiłku żadne z nas się nie odezwało, lecz nie była to krępująca cisza. Była raczej spokojna, odprężająca i komfortowa.

- Jakieś świeże ploteczki. - spytał Ethan odpychając puste kartony po pizzy. - Dziwnie cicho jesteście.

- Ploteczki cię ominęły, nie trzeba było się spóźniać. - zaśmiała się pod nosem Elody kładąc się na plecach. Podłożyła rękę pod głowę, a nogi ułożyła na udach Ethana, który siedział po turecku.

- Nie moja wina. Pizza sama by się nie odebrała. - przewrócił oczami opierając łokcie na łydkach Elody.

- Jesteś strasznie marudny. - palnęła Ivy połykając ostatni kęs pizzy. - Nie wierzę, że się przyjaźnimy.

- Sugerujesz coś? - zapytał chłopak patrząc na nią podejrzliwie, lecz jego usta ułożyły się w łobuzerski uśmieszek.

- Skądże. - parsknęła Ivy. Patrzyłam na nich uważnie obserwując ich reakcje, a oni już po chwili wybuchli głośnym śmiechem. W międzyczasie Rick napisał mi smsa, że pojechał z Elizabeth do ich rodzinnego miasta, aby odwiedzić matkę Ricka, więc mam dom dla siebie. Tata pojawił się tylko na chwilę, aby wziąć bagaże potrzebne na dwutygodniową delegację.

***

- Emcia! - usłyszałam znajomy głos dochodzący z przedpokoju. - Jesteś?

- Salon. - powiedziawszy to dość głośno, by gość mógł to usłyszeć spojrzałam na Ethana. Zacisnął szczękę, a jego mięśnie się napięły.

- Emcia. - zaczął Will, lecz gdy tylko zobaczył siedzącego na kanapie Ethana i dziewczyny zrobił krótką przerwę. - Ymn, ja. Zostawiłem bluzę, a chciałbym ją odebrać.

- A, tak faktycznie. Jest w garderobie.

- Mogłabyś po nią pójść? - zapytał William, a ja skinęłam głową i poszłam do sąsiedniego pokoju po bluzę. Wychodząc rzuciłam okiem na dziewczyny, które patrzyły na Williama jakby ducha zobaczyły. Ethan wpatrywał się w mojego byłego z irytacją, złością a jednocześnie z podnieceniem. Na jego twarzy błądził triumfalny uśmieszek, lecz tak naprawdę był lekko zdezorientowany.

Szybkim krokiem poszłam do garderoby, chwyciłam w rękę bluzę wisząca na wieszaku, a następnie wróciłam do salonu. W pomieszczeniu panowała krępująca cisza i nieprzyjemna atmosfera. Wszyscy posyłali sobie dość dziwne spojrzenia krzywiąc się przy tym. Tylko William stal ze spuszczoną głową wbijając wzrok w swoje trampki w szachownicę.

- Proszę, twoja bluza. - podałam chłopakowi ubranie, które szybko przechwycił. Obserwował mnie uważnie, jakby czekał na mój kolejny ruch. - Pewnie się nie znacie. Will to jest...

- Znamy się. - przerwał mi Ethan i uśmiechnął się do mnie delikatnie.

- Ta, właściwie Emily chciałem cię gdzieś zaprosić. - zaczął William, na co Ethan przewrócił oczami, a Lindsay prychnęła kładąc nogi na ławę. - Może jutro?

Jesteś WszystkimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz