II

48 5 3
                                    

Obudziłam się wczesnym rankiem. Wypoczęta i cała w skowronkach, skocznym krokiem udałam się do łazienki która znajdowała się na przeciwko mojego pokoju. Wziełam szybki pryśnic i zrobiłam poranne czynności. Ubrałam jedną z sukienek mamy,od dziś będę je nosić częściej.

 Ubrałam jedną z sukienek mamy,od dziś będę je nosić częściej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wróciłam do pokoju i od razu zaczełam czytać pamiętnik.
++++++++
(Strona 1)

Witaj mam na imie Samantha Veronica Olivander. Mam 16 lat i mam ci tak bardzo wiele do powiedzenia. Zdradzę ci zaraz moją największą tajemnicę i mam nadzieje że dzięki moim zapiską uda ci się pójść tą samą drogą co ja. A więc mam pewien dar, dar wrodzony, jestem czarownicą,ty też masz dar, a wiesz dlaczego? Bo tylko ktoś z tym darem byłby wstanie otworzyć ten dziennik gdyż zostały na niego żucone potęrzne zaklęcia ochronne. O swoim darze dowiedziałam się w wieku 14 lat, byłam wtedy nie doświadczona. Z domu uciekłam w wieku 15 lat i zaczełam krążyć po Anglii w poszukiwaniu magicznych miejsc. Miesiąc po mojej ucieczce znalazłam właśnie takie miejsce, była to ulica pokątna. Dostałam się tam przez opuszczony bar, który kiedyś był nazywany dziurawym kotłem. Na zapleczu był ceglany mur. Sam/ sama będziesz musiał/a sie dowiedzieć jak z tamtąd dostać się na pokątną. Gdy tam dotarłam wszystko było opustoszałe. Chodziłam od sklepu do sklepu i na nikogo nie natrafiłam. Gdy weszłam do sklepu z różdżkami jedno z pudełek wyleciało z półki i poleciało na ladę. Otworzyłam je, a w środku niego znajdowała się piękna różdżka wykonana z czarnego drewna. Wziełam ją w dłonie, a w okół niej rozbłysło wspaniałe, oślepiające światło i już wiedziałam że jest moja. Następnym sklepem był ten ze zwierzętami. Byłam podekscytowana gdy jednak kogoś tam znalazłam. Była to całkiem miła harłaczka, która opiekowała się wszystkimi zwierzętami ,które zostały pozostawione w tym sklepie same sobie gdyż magia wymierała zabijając przy tym większość czarodziejów. Ta kobieta nazywała się Elphemia Filch i miała 32 lata. Podarowała mi sowę i czarnego kota. Sowę nazwałam migotka a kota Tiger, gdyż potrafił być równie drapiżny jak dzikie koty. Dała mi również parę ksiąg które według niej miały mi się przydać i miała racje.
++++
Byłam rozradowana po tym co przeczytałam. Muszę przeszukać księgi pozostawione po matce. Może znajdę w nich podręcznik do zaklęć. I tak było bo już po dwuch minutach trzymałam go w dłoniach i szukałam zaklęcia zmniejszająco powiększającego. Po chwili już je znalazłam. Założyłam zakładkę na odpowiedniej stronie i z uśmiechem stwierdziłam- za godzinę już mnie tu nie będzie- zamknełam oczy gdy nagle usłyszałam pukanie do dżwi- wejdź- powiedziałam i odwruciłam się w stronę Lucy- Alis zejdź proszę na dół, śniadanie już gotowe-powiedziała a ja kiwnełam głową i wstałam. Dobrze że przynajmniej nie pytała o moją sukienkę, której zapewne by nie rozpoznała.
**********
Po zjedzonym śniadaniu żuciłam na mój plecak zaklęcie zmiejszająco zwiększające. Do kufra z książkami dołożyłam jeszcze tyle moich książek ile się dało włożyć, tak samo postąpiłam z drugim kufrem w którym były suknie do których dołączyłam moje ubrania. Wpakowałam oby dwa kufry bez większych problemów do plecaka. Włożyłam tam również, laptopa, telefon, pościel,śpiwór,ładowarkę, reszte ciuchów, całą moją toaletkę, biżuterię, w zasadzie to wszystko co znajdowało się w pokoju oprócz mebli. Ubrałam się ciepło i narzuciłam plecak na ramiona. Weszłam do kuchni gdzie były też dżwi wyjściowe. Niestety w kuchni była też Lusy- Lusy ja będę spać dzisiaj u koleżanki a umówiłyśmy się jeszcze na obiad i pogaduchy więc wychodzę wcześniej- nie wieże ja po prostu kłamałam jej w żywe oczy i to jeszcze tak perfekcyjnie-no dobrze idź ale jutro o 10 masz być już w domu, zrozumiałaś?- zapytała retorycznie a ja pokiwałam głową na tak. Wyszłam szybko z domu i wyciągnełam różdżkę przed siebie przywołując przy tym błędnego rycerza. Po chwili nadjechał i z niego wysiadł duch Stan'a Shunpikea? Wow. Mężczyzna spojrzał się na mnie i uśmiechnoł się lekko w moją stronę-Witaj panienko w skromnych progach błędnego rycerza, autobusu dla zagubionych czarodzieji. Ja jestem Konduktorem i nazywam się Stan Shunpike a panienka to?- zapytał, a ja się uśmiechnełam-Jestem Alison Robinson, ale znacznie wole Olivander to panieńskie nazwisko mojej świętej pamięci matki- powiedziałam wesoło wsiadając do autobusu- Gdzie byś chciała pojechać Alison?- zapytał- Do dziurawego kotła a z tamtąd zamierzam się dostać na ulicę pokątną-odpowiedziałam mu i rozejrzałam się w okół. Było tu pełno duchów już dawno zmarłych pasarzarów i wydawali się nie wiedzieć że nie żyją-Erni dajesz jazde do dziurawego kotła- krzyknoł Stan- A pani może da się zaprosić kiedyś na herbatę-zapytał się mnie Stan- yyy, wiesz Stan, ja nie jestem pewna czy zmarli mogą opuszczać miejsce swojego spoczynku-odpowiedziałam zakłopotana- och no tak, trudno, ale mam nadzieję panienkę jeszcze spotkać- powiedział z lekkim uśmiechem na ustach- Na pewno się jeszcze zobaczymy Stan, jestem tego w 100 procentach pewna-odwzajemniłam jego uśmiech- Przystanek dziurawy kocioł- krzyknoł Erni- No to rzegnam panienkę- powiedział i ucałował moją dłoń, przez co na mojej twarzy pojawiły się jasno różowe plamy. Uśmiechnełam się do niego nieśmiało i pomachałam na porzegnanie wychodząc z autobusu.
***
Jestem na miejscu i co widzę?. Starą, prawie się rozpadającą ruderę. Nie tak to sobie wyobrażałam. W mojej głowie wyglądało to bardziej przyzwoicie, budenek tam był stary i miał tylko pobrzybijane dechy do dżwi, a tu wygląda jaby przeszło przez niego tornada bądź oberwał parę razy piorunami. Szyby miał powybijane dżwi nie było a przejście było uniemożliwione przez dwie deski przybite do ściany, które i tak nic nie dawały bo i tak była możliwość przejścia pod nimi. W ścianach były dziury z których na dodatek wychodziły myszy i szczury. Z nie małym obrzydzeniem przeszłam pod daskami, dostając się przy tym do budynku. W środku było obskórnie, ale nawet nie mam ochoty tego komentować, po prostu nie ma po co strzępić ryja. Bez żadnych ceregieli przeszłam na zaplecze gdzie jak opisała w dzienniku moja matka, znajdował się mur za którym znajdował się mur, który był przejściem na ulicę pokątną. Ja wiedziałam jak się tam dostać gdyż od dziecka uwielbiałam Harrego Pottera i Hogwart, można powiedzieć że jestem wierną fanką tej serii. Nacisnełam 5 poszczególnych cegieł i czekałam. Gdy już miałam odchodzić zawiedziona całą sytuacją mur się otworzył a za nim znajdowała się Ulica Pokątna.

Ostatnia CzarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz