Otwieram okno. Nie wyskoczę. To nie ten typ historii i nie ten typ faceta. Ja otwieram okno, żeby wykrzyczeć siebie. Po co to robię? Zamieszkaj na osiedlu pełnym niebezpieczeństw, a się przekonasz. Tutaj czasami po prostu muszę dać o sobie znać otoczeniu, żeby nikt nie dokonał profilaktycznego włamania, aby sprawdzić, czy nic mi nie jest.
Tak też odpowiadam na pytanie sąsiadki z ósmego piętra – nic mi nie jest.
– Czy tobie coś się w głowie poprzestawiało? Drzesz się...
A ja o piątej nad ranem czasami po prostu muszę obudzić pół bloku.
– Kurwa! – drę się.
– Budzisz pół klatki o piątej nad ranem! – odkrzykuje sąsiadka.
– Razem ich budzimy, tak myślę – czynię ją swoją partnerką, brudzę jej ręce krwią niewiniątek.
– Toż to tylko twoja wina, twoja i tej twojej partnerki! – sąsiadka unika współudziału, zapiera się rękami i nogami.
Kłamie, to oczywiste. Moja partnerka, której widok zapiera dech w piersiach, ręce nadają się idealnie do... modlitwy, a nogi wodzą na pokuszenie, nie ma z tym nic wspólnego. Jej sen jest twardy i głęboki. Zwłaszcza po udanym nocnym prologu do moich krzyków.
– Kurwa! – drę się znowu.
– Najpierw ta twoja kobieta drze się wniebogłosy, a teraz, po tym prologu nocnych hałasów, ty zdzierasz sobie gardło.
Mieszkam na piątym piętrze, jest piąta nad ranem, ona musi drzeć się wniebogłosy, żebym mógł ją usłyszeć. Kto tutaj kogo prowokuje?
Milczę.
– Co za prowokujący gówniarz! – drze się kobieta z ósmego piętra. – Jak śmiesz tak milczeć?
– Śmiem wątpić, czy zrozumiałabyś sens mojej ciszy.
Milczy, bo ma mnie za idiotę.
– O sensie moich krzyków nawet nie wspomnę – dodaję.
– Milcz, bo robisz ze mnie idiotkę – zarzuca mi sąsiadka. Właściwie, czy różnica trzech pięter to nadal sąsiedztwo? Ktoś kto mieszka trzy domy dalej jest dalekim sąsiadem, a tutaj trzy kondygnacje ludzie przyjmują jak pstryknięcie palcami, nico i pffft takie zwyczajne.
– Czy my jesteśmy tak właściwie sąsiadami? – pytam, drąc się, co oczywiste.
– Dalekimi – odbija piłeczkę sąsiadka.
Nawet nie wie, jak tym jednym słowem zbliżyła nas ku sobie. Jesteśmy dalekimi sąsiadami. A co z ludźmi za ścianą? W czasie stosunku z moją zasługującą na błogosławieństwo partnerką, mam wrażenie, że nie uczestniczymy w nim we dwójkę. Robi się z naszego spółkowania jakiś kilkumieszkaniowy kocioł, bo kiedy łóżko się przesunie, to pies spod 50. szczeka, a kobieta spod 52. uderza kilkukrotnie w ścianę, kiedy moja partnerka nieco głośniej jęknie.
– Pan to pewnie tak krzyczy, bo w łóżku to ani jęknie, co? – pyta ta z ósmego.
– Ale kto nie jęknie?
– Ta partnerka pana.
Czyli robimy to za cicho. Muzyka by się przydała. Kiedy mieszka się na osiedlu, to dalecy sąsiedzi powinny słyszeć imprezę, jeżeli ta ma być uznana za coś zjawiskowego.
– Robimy to za cicho? – pytam drąco.
– Przecież mówiłam, że słychać ją w całym bloku! – odkrzykuje kobieta.
CZYTASZ
SKOKI
Short StoryOsiedle śpi i nie słyszy. A oni drą się do siebie. Na przekór samotności i ciszy.