Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu obudziłam się z uśmiechem, a nie z chęcią zastrajkowania i zostania w łóżku na zawsze.
Chwilę pozostawałam w tym błogim stanie, aż nie skapnęłam się, że na kanapie ( na której wczoraj rzekomo zasnęliśmy razem) leżę sama. Ani śladu Adriena, ani śladu jego koszulki, która powinna gdzieś tu leżeć i ani śladu Plagga, jęczącego o ser gdzieś pod sufitem.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Pusto. Tylko Tikki drzemiąca sobie spokojnie na żyrandolu.
Usiadłam i schowałam twarz w dłoniach opierając łokcie o kolana. Miałam ochotę znowu się rozpłakać, ale co to da? Czy to cofnie mój piękny, pijacki sen i chwilkę nadziei, którą mi dał?
Wstałam z kanapy i zrzuciłam koc na podłogę. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Lodowata woda spływała po moim ciele łącząc się z ciepłymi łzami.
Gdy stanęłam z powrotem na zimnych kafelkach i spojrzałam w lustro przeraziłam się samej siebie. Papierowa cera, podkrążone oczy, opuchnięte od ciągłego płaczu, zgarbiona, zrezygnowana postawa i włosy sterczące na wszystkie strony.
Ubrałam się w te same ciuchy co od pół roku (bojówki, bluzę i T-shirt) i wyszłam z łazienki nie przejmując się nawet czesaniem włosów. Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę, by zaparzyć sobie kawę. Może ten okropny, czarny płyn wypełni to cholerne uczucie pustki.
Wsypałam fusy do kubka i zaparzyłam. W tym momencie otworzyły się drzwi mieszkania, a ja podskoczyłam tak, że prawie wylałam na siebie wrzątek.
- Już jestem Marinette!
Odstawiłam kubek w obawie, że go upuszczę i ostrożnie przeszłam do halu.
Stał tam. Podeszłam do niego i się przytuliłam, tak, że znowu nie mógł mnie od siebie odkleić.- Ty naprawdę żyjesz - zaśmiałam się - a ja myślałam, że znowu się upiłam i to wszystko mi się śniło.
- Poszedłem tylko do siebie się przebrać. Co jak co, ale nie mam zamiaru usłyszeć od ciebie, że śmierdzę - wyszczerzył swoje białe zęby w uśmiechu.
- Ty? Spójrz lepiej na mnie, co ja ze sobą w tym czasie zrobiłam. Totalnie przestałam o siebie dbać.
Przyjrzał mi się uważnie.
- Dla mnie nadal jesteś piękna, ale jak chcesz możemy coś potem na to poradzić.
Otoczył mnie ramionami w szybkim przytulasie, a następnie zdjął buty i wszedł do kuchni. Upił łyk mojej kawy i skrzywił się. Na widok jego miny ponownie się za śmiałam.
Blondyn w odpowiedzi wylał pół kawy do, zlewu i zanim zdążyłam zareagować dolał do reszty mleko i dosypał cukier. Zamieszał i podał mi z powrotem kubek.
- Masz. Teraz spróbuj.
Nieufnie chwyciłam podane mi naczynie i wzięłam łyczek.
- Mmm, Adrien, to jest pyszne! A ja przez tyle czasu nienawidziłam kawy.
- Mam śniadanie - odparł chłopak pokazując dwie papierowe torby z tostami. Rozłożył je na talerzykach i położył na stole. Usiadłam przy jednym krześle, a on naprzeciwko mnie.
Podczas jedzenia nie umiałam oderwać od niego wzroku. Dopiero co się odnaleźliśmy, a robimy tak banalne rzecz jak picie kawy, czy jedzenie tostów.
- Chcesz wracać do Francji, Marinette? - zielonooki przerwał ciszę pi paru minutach. Gdy tylko usłyszałam to pytanie, skuliłam się w sobie.
- Nie wiem - odparłam po dłuższej chwili - jak zareagują na mnie ludzie? W dwie godziny się spakowałam i wyleciałam nie żegnając się z nikim i nie dając znaku życia przez pół roku.
- Bo ty byłaś prawie nieżywa przez pół roku - wtrąciła Tikki wlatując do kuchni razem z Plaggiem - w zeszłym tygodniu tak się upiła, że przespała cztery, a potem znowu dwa dni. Nie mówiąc już o tym, że zachowywała się jak trup.
Czerwone kwami podebrało mi kawałek tosta, a ja siedziałam ze spuszczoną głową czując jak pieką mnie policzki.
- Marinette, czy to prawda? - usłyszałam głos Adriena. Pokiwałam głową.
- Marinette, spójrz na mnie - podniosłam głowę, jednak zielone oczy chłopaka były skierowane nie na moją twarz ale na moje nadgarstki - i zdejmij bluzę.
- Ej, ty, niewyżyty! - Plagg zaczął machać kawałkiem camemberta przed twarzą blondyna - ty głupi? Tikki ci tu coś ważnego mówi, a ty chcesz...
- Po prostu zdejmij bluzę, Mariś i pokaż mi swoje ręce - przerwał mu osiemnastolatek, a Plagg natychmiast umilkł - Tikki, Plagg, zostawcie nas samych.
Obszedł stół i kucnął przy moim krześle. Odwróciłam się tak, by siedzieć do niego przodem i powoli zdjęłam wierzchnie okrycie.
Gdy tylko materiał upadł na podłogę, Agreste złapał moje nadgarstki i obejrzał je dokładnie.
- Marinette, dlaczego? - spytał łamiącym się głosem.
- Ja... Nie umiałam sobie poradzić - odpowiedziałam pustym głosem, wbijając martwy wzrok w cztery podłużne blizny na prawym nadgarstku i trzy na lewym - a potem pomyślałam, że gdybyś żył, to byś tego nie chciał. Więc przestałam.
- Żyję - odparł - i masz rację. Nie chcę tego.
Pomału, po kolei pocałował każdą z moich blizn, a następnie podniósł się z ziemi.
- Ubieraj się - rozkazał - rozpoczynamy akcję "dawna Marinette"
---------------------------------------
Adrien naprawdę się postarał z tą akcji. Najpierw zabrał mnie do fryzjera, a po wyjściu od niego znów wyglądałam jak pół roku temu. Z dwoma kitkami do ramion.
- Lepiej? - zapytał, patrząc z zadowoleniem na moją fryzurę. Uśmiechnęłam się.
- Lepiej - potwierdziłam.
- To teraz - wskazał palcem gigantyczną galerię - na zakupy. Wybierasz co chcesz.
- Adrien ja nie mogę - pociagnęłam go za rękę - to za dużo.
- Marinette - odwrócił się do mnie i przysunął swój nos do mojego - chcę byś znów cieszyła się z życia i mogła pokazać się na ulicy nie powtarzając co pięć sekund, że wyglądasz jak trup. Wiem, że to moja wina, więc pozwól sobie pomóc.
- To nie twoja wina - odpowiedziałam, ale pozwoliłam się pociągnąć w stronę galerii.
Kilka godzin później weszliśmy do mojego mieszkania z naręczem toreb wypchanych ciuchami i butami. Zaraz po przyjściu mój ukochany wywalił wszystkie moje stare ciuchy. Glany, bojówki, czarne bluzy, a nawet mój czarny plecak wylądowały w wielkim kontenerze. Zamiast nich posiadałam teraz różnokolorowe marynarki, dżinsy, balerinki i adidasy, a żadna z tych rzeczy nie była ciemnego koloru, nie licząc jednej sukienki.
Ja sama ubrana byłam w tej chwili w dżinsy nad kostkę, biały top i granatowy żakiet.
Gdy otworzyłam pusta szafę by rozpakować to wszystko, Adrien złapał mnie za łokieć i pokręcił głową.
- Nie rozpakowywuj się Marinettka. Raczej pakuj. Jutro wprowadzasz się do mnie.
----------------
Hejka
Co tu dużo mówić
Kolejny rozdział. Trzeci(?) dzisiaj.
Jeśli i się podoba zostaw pi sobie jakiś ślad!Do następnego 😘😘😘
stingingrose
CZYTASZ
Razem || miraculous
FanfictionPół roku temu Władca Ciem został oficjalnie pokonany, a dwa dni później odbywa się dzień żałobny po 100 ofiarach felernej walki - wszystkie zginęły pod gruzami, gdy zawalił się sufit w muzeum. Zrozpaczona Marinette nie radzi sobie ze stratą i wyjeżd...