zwei

613 48 4
                                    

Budzę się wczesnym rankiem. Nie mam pojęcia która jest godzina, ale sądząc po barwie nieba szybko wnioskuję, że może być co najmniej piąta. Przeczesuję palcami włosy i nawilżam wargi językiem. Podchodzę do walizki, a następnie wyjmuję z niej mój strój do biegania. Od razu się w niego przebieram i zakładam na nogi moje najwygodniejsze buty do biegania. Wychodzę bezszelestnie z pokoju, nie chcąc obudzić współlokatora, jednak jestem pewien, że nic w tym momencie nie dałoby rady zbudzić Markusa.
Na dworze panował lekki chłód, ale nie powstrzymało mnie to przed rzuceniem się w bieg. Kieruję się w stronę parku umiejscowionego niedaleko hotelu. Odwiedzałem go już w poprzednich sezonach będąc w Wiśle, więc nie był mi całkowicie obcy.
Biegnę przed siebie po pustych alejkach otoczonych zewsząd kolbami kolorowych kwiatów.
Po pokonaniu kilkuset metrów przystaję na chwilę by trochę odpocząć. Pochylam się i opieram ręcę na kolanach. Biorę parę głębokich wdechów napawając się listopadowym powietrzem. Postanawiam usiąść na położonej niedaleko mnie ławce. Siadam na niej i odchylam głowę do tyłu. Przymykam powieki.
Wtem, czuję przy sobie czyjąś obecność. Otwieram oczy i patrzę zdumiony na mężczyznę siedzącego nieopodal mnie.
- Poranny jogging? - pyta uśmiechnięty Polak szturchając mnie delikatnie łokciem przez co drżę.
- Hm, tak - odpowiadam starając się zachować wewnętrzny spokój.
- Mogłeś wcześniej powiedzieć, że zamierzasz iść się przebiec. Chętnie bym dołączył - mówi Kamil, a ja nerwowo przygryzam zębami dolną wargę.
- Mówiąc szczerze wolę biegać sam - wyznaję, a pomiędzy nami nastaje cisza.
- Wiesz, Andreasie, ostatnio mam wrażenie, że mnie unikasz. Coś się stało?
- Wydaje ci się - niemal szepczę.
- Nie, nie wydaje mi się. Podczas zeszłorocznego sezonu prawie co tydzień spotykaliśmy się na piwie z chłopakami, a teraz trudno mi nawet jakkolwiek cię zaczepić, aby choć przez chwilę móc porozmawiać. Traktuję cię jak przyjaciela, a przyjaciół nie zostawia się w potrzebie.
Czuję jak jego słowa niczym niewidzialne pociski trafiają w sam środek mojego serca. Z trudem przełykam ślinę.
- Chyba muszę już iść. Trener będzie zły, jeżeli kolejny raz spóźnię się na trening - wyduszam w końcu z siebie. Kamil spogląda na zegarek.
- Trening o szóstej? - pyta zdziwiony brunet, a ja w odpowiedzi wzruszam bezwiednie ramionami.
- Może cię odprowadzę? - proponuje, a ja zaczynam panikować.
- Kamilu, znam drogę do hotelu, poradzę sobie z dotarciem do niego - odpowiadam, a po chwili widząc podejrzliwy wzrok mężczyzny, dodaję:
- Zresztą, nie będę ci przeszkadzał w przebieżce, a ja już wystarczająco wybiegałem się jak na ten dzień.
- W porządku. Widzimy się po konkursie?
- Jestem już umówiony ze Stephanem na wypad do pobliskiej siłowni - kłamię gryząc się w język. Czuję metaliczny posmak krwi na zębach.
- Nie przećwicz się - śmieje się Stoch i macha do mnie ręką na pożegnanie.
- Nie musisz się o to martwić! - krzyczę za oddalającym się w głąb parku Kamilem.
Czuję nieprzyjemne pieczenie w kącikach oczu. Nawet nie zauważam gdy pojedyncza samotna łza spływa po moim policzku. Ocieram ją szybko rękawem i pociągam nosem. Czas na mnie. Patrzę jeszcze tylko za siebie w poszukiwaniu znajomej sylwetki, lecz nie potrafię jej już dostrzec.
Wracam przygnębiony do pokoju. Otwieram drzwi, a tam napotykam wzrok całej kadry siedzącej w pomieszczeniu.
- Gdzie byłeś? - zapytał Richard podchodząc do mnie.
- Byłem w parku. Biegałem - mówię. Spoglądam na twarze przyjaciół.
- Jakieś zebranie?
- Nie. Po prostu martwimy się o ciebie. Nie tylko my. Trener też zauważył w tobie zmianę. Coraz gorsze wyniki, a w dodatku ostatnio inaczej się zachowujesz - wyjaśnia Karl.
- Nie spotykasz się z nikim. Po kolacji zamykasz się w pokoju odizolowywując się od wszystkich - uzupełnia wypowiedź kolegi, Markus.
- Słuchajcie. Fakt, ostatnio nie najlepiej u mnie, ale chciałbym żebyście nie naciskali. Wkrótce wszystko wróci do normy, obiecuję. A teraz wybaczcie, ale idę się wykąpać. Nie widziałem wody od wczorajszego poranka - mówiąc to wchodzę do łazienki, a następnie zamykam drzwi przekręcając klucz w zamku. Zjeżdżam po nich plecami na ziemię i chowam twarz w dłoniach. Jestem beznadziejny.

do you feel me now? {stollinger}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz