prolog

455 24 8
                                    

23 czerwca. Pierwszy dzień wakacji. Tak, w końcu skończyłam szkołę. Pożegnałam się z tym więzieniem. A teraz... Teraz będzie tylko lepiej. Wylatuję. Jak najdalej stąd. Tylko los wie gdzie.

Wyjazd planowałyśmy już pół roku temu. Przez ten czas tylko odliczałyśmy do tej chwili. Cherryl miała zamówić bilety. To miła być niespodzianka. Tak długo czekałam na ten moment. Już dawno chciałam opuścić to zapyziałe miejsce. A teraz? Teraz stoję na wielkim lotnisku i zastanawiam się dokąd zabierze mnie samolot.

Odprawa. Idziemy do bramki kierującej nas do Cardiff. A więc Wielka Brytania.

Wszystko poszło szybko i sprawnie. Po przejściu odprawy jesteśmy w miejscu odlotów. Nasze telefony są podłączone do gniazdek na środku wielkiej hali. Jednak nasza trójka buszuje w sklepach z ubraniami i stoiskami z wodą perfumowaną.

Po chwili namysłu decyduję się na zwiewną fioletową koszulkę z paroma świecącymi kamykami. Biorę jeszcze małą, czarną torebkę z paskiem przewieszonym przez ramię i słodkie perfumy z Channel w różowej fiolce.

Po wielkich zakupach udajemy się do sklepu spożywczego po ukochane batoniki z nutellą i kwaśne żelki. Moje koleżanki nie krępują się żeby wziąć ze sobą jeszcze butelkę wina. Ja w tym czasie przewracam oczami i przypominam sobie o gumie do żucia podczas turbulencji.

Lot minął spokojnie, bez żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Po czterech godzinach w powietrzu wylądowałyśmy. Przed nami tylko przejazd do nowego mieszkania. Zmęczona całym tym wydarzeniem, zrezygnowana wrzuciłam pieniądze do automatu i odebrałam swojego tymbarka.

Znalazłyśmy samochód, który przywieziono nam dwa dni temu. Naprawdę się przygotowałyśmy. To miały być idealne wakacje.

W radiu leciała piosenka, której nie lubiłam. Wyłączyłam je i próbowałam zatracić się we śnie.

Po dotarciu do mieszkania rzuciłam walizkę na podłogę a sama bez oporu opadłam na łóżko. Wielkie, z granatową pościelą i mnóstwem szarych i czarnych poduszek łóżko. Na panelach w odcieniu ciepłego brązu, tuż przed łożem leżał mały, włochaty dywanik w koloże szarym. Nieopodal miękkiego miejsca wypoczynku znajdował się wielki balkon. Obok drzwi prowadzących na dwór stała ogromna, czarna szafa z metalowymi uchwytami. Po drugiej stronie łóżka zauważyłam czarną toaletkę z szarym krzesełkiem i granatową poduszką na nim. Na ścianie obok miejsca do malowania się, widniało okno, na jego parapecie stały małe kaktusy. Przy ścianie prostopadłej do mojego nowego łoża stało biurko, a na nim ramki na zdjęcia i mój laptop, który również został przywieziony wcześniej.

Ściany pomieszczenia były koloru szarego. Nad łóżkiem wisiał abstrakcyjny obraz z wieloma kolorami. Przedstawiał on plamy. Dominowały tam kolory czerwonego i niebieskiego.

Pokój był naprawdę bardzo ładny, jednak bez chwili namysłu udałam się do krainy Morfeusza. To zdecydowanie było moje ulubione miejsce. Zawsze kochałam spać.

Ciekawe co wydarzy się w te wakacje. Chcę żeby były niezapomniane. Z niecierpliwością czekam na kolejny dzień, kolejny rozdział w moim marnym życiu.

Właśnie z tą myślą rzuciłam się w wir fantazji i wyobraźni odpływając na dobre.

Nowa, stara miłość | L.D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz