7.

23 1 2
                                    

Pierwsza część wakacji minęła szybko. Sam i Julie słuchały moich opowieści o Hogwarcie, a ja nie mogłam powstrzymać się przed nakłamaniem im względem przydziału. Słuchały zafascynowane, a potem przerabiały moje stare podręczniki do obrony przed czarną magią. Czasami jak weszło się do ich pokoju grubo po północy można było zobaczyć jak je czytały, nieraz kilkukrotnie cały rozdział, a że miały one zwykle około pięćdziesięciu stron to nie pozostało mi nic jak tylko złożyć gratulacje za wytrwałość.

Czasami bliźniaczki uczyły mnie jeździć konno. Następnego dnia po pierwszej, półgodzinnej lekcji bolało mnie wszystko. W szczególności te mięśnie, o których nie miałam pojęcia. Z każdą jazdą szło mi coraz lepiej, chociaż daleko mi było do poziomu bliźniaczek, którym udało już się galopować. Co prawda Julie robiła to raz, a Sam dwa razy.

Ciągle spodziewałam się wizyty aurorów albo tego, że któregoś dnia wujek wracając z pracy powie, że następnego dnia idę z nim na przesłuchanie. Takowe wydarzenia ni nastąpiły, a ja z każdym dniem coraz bardziej się rozluźniałam.

Pierwszy miesiąc dobiegał końca. Spakowałam się, a ciocia miała za zadanie zawieźć mnie do domu Dominique. Miała dzisiaj wolne od pracy, co nie zdarza się często, kiedy pracuje się w Ministerstwie Magii. Zwłaszcza kiedy jest to Departament Tajemnic.

  — Teleportowałaś się kiedyś?  — zapytała.

  — Coś około sześciu razy  — odpowiedziałam.

  — To nie powinno być problemów. Złap mnie za rękę.

Zrobiłam to co ciocia mi kazała. W drugiej ręce ściskałam rączkę kufra. Ali zostaje tutaj — wujek przywiezie ją na peron. Po chwili poczułam szarpnięcie w okolicach pępka. Nigdy nie lubiłam teleportacji. To zdecydowanie nie jest mój ulubiony sposób lokomocji.

Przed swoim domem czekała na nas Dominique. Postawiłam kufer na ziemi.

  — Cześć, Kath! Dzień dobry pani King! — przywitała się z nami jednocześnie mnie przytulając. 

— Też cię kocham, Domi, ale dusisz — wysapałam. Ona zdecydowanie lubi mnie dusić. Bliźniacy zresztą też.

Dominique puściła mnie i zwróciła się do cioci:

— Zapraszam panią na kawę i ciasto.

— Chętnie, ale mam już zaplanowany cały dzień — odpowiedziała ciocia z przepraszającym uśmiechem. Ten dzień miała zamiar spędzić w całości z wujkiem — to jeden z tych nie wielu dni, w których mieli wolne jednocześnie, a który nie jest niedzielą. W niedzielę cały dzień rodzinka spędza w domu grając w planszówki, karty i kości, a potem wychodzi do restauracji na obiad. Ogólnie cały dzień spędzają odpoczywając. Ja, w ciągu tych czterech tygodni, wpasowałam się w to. Niedziela w moim starym domu to dzień jak każdy inny — każdy zachowuje się tak jakby mnie nie było, a ja sama czytam książki. Tak, jestem wpadką. I to do tego wpadką, która trafiła do Gryffindoru. Mama mnie nie lubiła kiedy była w ciąży, ale nie zdecydowała się na aborcję — babka i prababka by ją za to znienawidziły, a dla niej to, że jest akceptowana przez rodzinę to wszystko. Przynajmniej tak było do niedawna, dopóki nie przybyła do Hogwartu z informacją o aresztowaniu taty, wtedy okazało się, że się o mnie martwi.

— Mama będzie zawiedziona, że nie mogła pani poznać, ale przeżyje.

Ciocia przytuliła mnie, powiedziała "do widzenia" i deportowała się. W tym roku będę mogła zapisać się na kurs teleportacji, ale nie na egzaminy. Siedemnaście lat kończę drugiego sierpnia przyszłego roku. Moje urodziny są za tydzień. Mam nadzieję, że przyjedzie ciocia, wujek i bliźniaczki, albo chociaż same bliźniaczki, oraz Wealsey'owie.

— No, Kath! Chodź pokażę ci twój pokój, a potem zapoznam z rozkładem domu! — Krzyknęła, wyrywając mnie z zamyślenia, Dominique.

  — Już idę, Domi — powiedziałam spokojnie wchodząc za nią do domu. Nie był jakiś ogromny. W każdym bądź razie na pewno mniejszy niż ja. W sumie wychowałam się w willi, a mimo tego, że jestem wpadką miałam zapewnione wszelkie luksusy.

Weszłyśmy do niewielkiego salonu oddzielonego od kuchni wyspą kuchenną. Przy ścianie, dotykając jej krótszym bokiem, stał prostokątny stół w kolorze jasnego drewna. Przy nim stało pięć krzeseł. Naprzeciwko drzwi wejściowych były schody prowadzące na półpiętro i tam zakręcające. Naprzeciw salonowej kanapy był kominek, na pewno połączony siecią Fiu z Pokątną i, być może, Hogwartem. Zaraz obok schodów były dwie pary drzwi — jedne prawie na pewno prowadziły do łazienki, a drugie, może, do składzika na miotły.

— Masz miotłę? — zapytała Domi.

— Ja miałabym nie mieć? — Zapytałam z udawanym oburzeniem. Otworzyłam kufer i wyjęłam z niego miotłę. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najbezpieczniejsze miejsce na przechowywanie miotły, zwłaszcza, że jest to Nimbus 2001, ale tylko tak mugole jej nie widzą. Domi mieszka w małym miasteczku, prawie w centrum. Wracając... Domi otworzyła drzwi domniemanego schowka na miotły. Okazało się, że to jest to czym w moich przypuszczeniach miało być.

— Kath, musisz zostawić tu miotłę.

Włożyłam miotłę do schowka, na jedną z wielu wolnych półek.

— Drzwi obok prowadzą do łazienki...

— Wiedziałam! — Przerwałam jej wypowiedź.

Domi niezrażona ciągnęła dalej:

— ... A teraz pokażę ci twój pokój, drugą łazienkę i mój pokój.

Poprowadziła mnie po schodach. Mój pokój był malutki. Ledwo zmieściło się tam łóżko oraz biurko. W wnęce, w jednej ze ścian, znajdowała się mała szafa. Wszystko było czarne, dlatego podejrzewam, że pokój należał do starszego brata Domi, który skończył Hogwart dwa lata temu. Od tego czasu prawie nie odzywał się do rodziny. Z tego co wiem pojawił się tylko dwa razy — za każdym razem na urodziny Domi wypadające pierwszego lipca. W końcu jest jego małą i kochaną siostrzyczką.

***
Hej!
Wiem, że się spóźniłam, ale czasami muszę robić takie przerwy. Wiecie, wena nie sługa. Czekajcie do następnego tygodnia na rozdział następny.

Lady_Weasley

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 18, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zakazana miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz