Rozdział VI - Ostatnia lekcja

8 2 1
                                    

Kunea pożegnała się z dziewczynami i ruszyła w swoją stronę. Do jej domu prowadziła prosta droga, jednak okazało się, że nie była ona nikomu innemu po drodze, więc wracała sama. Nie przeszkadzało jej to, lubiła wędrować w ciszy, zatapiając się w swoich myślach. Tym razem nie było inaczej. W jej głowie pojawiało się pełno obrazów: szkolne lekcje, wizja spotkania klasowego, mijane drzewa i krzewy. Co chwila zmieniały się zastępowane przez inne. Jednak jeden z nich wciąż powracał. Widok chłopaka siedzącego w ogrodzie, jego piękne tęczówki oraz myśl, że on chodzi z nią do jednej klasy. "Opanuj się kobieto" karciła się w myślach "Jakbyś już nie miała wystarczająco dużo facetów na głowie, żeby przejmować się kolejnym. I co z tego, że się na niego patrzyłam? Często, jak się zamyślę w autobusie, to też patrzę na ludzi i jakoś mnie ich opinia na ten temat nie interesuje." Ta myśl trochę podbudowała ją na duchu.

Po przekroczeniu progu swojego domu od razu uśmiech wstąpił na jej twarz. Widok, który miała przed sobą dla większości ludzi wydawałby się dziwaczny. Jednak dla niej był codziennością. Widziała dwóch chłopaków. Jeden z nich miał na sobie piracki kapelusz i uciekając przed drugim śpiewał (a przynajmniej starał się) szanty do trzymanego w ręku, srebrnego przedmiotu, którego dziewczyna nie potrafiła w biegu zidentyfikować. Goniący miał na sobie biały fartuch, przewiązany w biodrach i krzyczał do uciekającego:

- Oddawaj tę chochlę, debilu!

Kunea przez chwilę przypatrywała się temu przedstawieniu, a potem wybuchnęła śmiechem. Dopiero wtedy oboje zastygli w bezruchu szukając źródła nowego dźwięku. Gdy już je odnaleźli i zobaczyli jak ich siostra skręca się ze śmiechu, spojrzeli po sobie i młodszy z nich podszedł do niej.

- Witamy panienkę na pokładzie! Czy chciałaby panienka dodać jakieś trzy słowa od siebie? - podstawił jej chochlę pod nos czekając na jej ruch.

- Ale jesteście głupi. - Granatowowłosa wytarła delikatnie łzy, które ze śmiechu zakręciły jej się w oczach.

- Dziękujemy, limit słów wyczerpany. - Chłopak odwrócił się do niej tyłem i natknął się na brata.

- Dawaj to. - Starszy zabrał mu jego "mikrofon", a potem jeszcze uderzył go nim w głowę. - Kuna, jeśli obiad nie będzie ci smakował, to wiedz, że to przez tego idiotę, którego musiałem gonić po całym domu.

- Nie moja wina, że w telewizji nagle zaczęły lecieć "Hiszpańskie dziewczyny"...

Dziewczyna z uśmiechem przyglądała się swoim braciom. Rike, 19-latek, miał mocne rysy twarzy, a swoje ciemnobrązowe włosy jak zwykle zaczesał do tyłu. Wśród kobiet uchodził za przystojnego. Za to Kou, mający 17 lat, posiadał typowo młodzieńczą urodę. Czarne włosy z czerwonymi końcówkami, które zawsze latały mu po całej głowie w nieładzie, teraz tylko wystawały spod kapelusza. Oboje mieli granatowe oczy, tak samo jak ona. Dzięki tej dwójce w ich domu zawsze było wesoło, pomimo tego, że czasami byli naprawdę nieznośni.

W tak radosnym nastroju poszła do swojego pokoju. Odłożyła torbę na łóżko, ale po chwili podniosła ją z powrotem i wyjęła z niej parę zeszytów z zamiarem zrobienia pracy domowej. Usiadła przy biurku i otworzyła pierwszy z nich. Nie zdążyła przeczytać nawet polecenia gdy usłyszała otwierane drzwi do jej pokoju, a potem łóżko skrzypiące pod ciężarem jakiejś postaci.

- Co byś chciał, Kou? - Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, który z braci przyszedł w odwiedziny.

- Jutro masz spotkanie z klasą po lekcjach, nie? - Odwróciła się w jego stronę zdziwiona. Zobaczyła, że leży na brzuchu opierając brodę na dłoniach, a łokcie na łóżku i macha nogami wpatrując się w nią.

Piątka KierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz