Patrzę przed siebie. Horyzont skąpany w ciepłym, pomarańczowym świetle zachodzącego słońca, ukryty gdzieś za oceanem. Widzę statek w oddali. Maleńki. Zaraz zniknie, rozpływając się w powietrzu. Jestem sam. Otoczony złotym piaskiem i bezkresem oceanu. Lubię zamknąć się w swoim małym świecie i nie myśleć. O tym, co było, co jest i co będzie, kiedy już wrócę do domu. Do miejsca, które nazywam domem, choć wcale nim nie jest.
Czuję chłód nadchodzącego wieczoru. Podmuch morskiej bryzy smaga moje nagie ramiona i łydki. Powinienem wstać, udać się w drogę powrotną, ale nie mogę. Nie chcę. W końcu jednak, gdy zimno wbija się w skórę niczym miliardy maleńkich igiełek, podnoszę się. Otrzepuję się z piasku i ruszam przed siebie, do wyjścia. Powoli, powłócząc nogami, brnę przez miękki, lodowaty już, piasek. Docieram do schodów. Staję na pierwszym stopniu nie mogąc zmusić się do pokonania kolejnego. Szesnaście kroków w górę dzieli mnie od brukowanej drogi, na której zostawiłem samochód, parkując w niedozwolonym miejscu – o tej porze nikt już nie zwraca na to uwagi. Kolejne pięć kilometrów do pokonania autem. Wjazd na podziemny parking, windą na czwarte piętro, mieszkanie numer dwadzieścia. Trzy pokoje, kuchnia, łazienka i taras z widokiem na las.
Oddycham głęboko. Pokonuję kolejne stopnie w niemym skupieniu, powoli. Odwlekając powrót do domu jak najdłużej. Czternaście. Piętnaście. Szesnaście. Wychodzę na drogę, kieruję się w stronę pojazdu. Otwieram drzwi – najpierw przyciskiem na pilocie, następnie ciągnę za klamkę. Wsiadam. Naciskam „start", a silnik budzi się do życia. Mruczy miarowo i cicho. Wciskam sprzęgło, włączam bieg. Ruszam. Jadę przed siebie, zostawiając za sobą światło. Kieruję się w ciemność. Przyspieszam. Spoglądam przelotnie na mijane drzewa. Jestem coraz bliżej.
Wjeżdżam na postój, zajmuję miejsce oznaczone numerem dwadzieścia. Wysiadam z auta i je zamykam. Noga za nogą kieruję się do windy. Naciskam „4", drzwi się zatrzaskują. Chwilę później dzwonek oznajmia, iż dotarłem do celu. Czwarte piętro, mieszkanie numer dwadzieścia. Sześć kroków w prawo. Z kieszeni wyjmuję klucz i przekręcam go w zamku. Prawą ręką naciskam klamkę, lewą odnajduję włącznik światła. Przedpokój zalewa jasna łuna. Odkładam przedmiot do miski, stojącej na dębowej komodzie, zdejmuję buty i idę do kuchni. Z lodówki wyjmuję mleko, które nalewam do szklanki. Wypijam je duszkiem. Odstawiam naczynie do zlewu, myję ręce i wychodzę z pomieszczenia. Pięć kroków w prawo, wchodzę do sypialni. Zdejmuję koszulkę, spodnie i skarpety. W samych bokserkach kładę się do łóżka. Nakrywam się kołdrą, pod samą szyję.
Patrzę przez okno, leżąc w ciemności. Nie mogę zasnąć. Boję się koszmaru – niezmiennego od lat. Za szybą widzę dom naprzeciwko. Zbudowany z czerwonej cegły, z dwoma oknami od frontu. Do wejścia prowadzą trzy wąskie, betonowe schodki. Nie pamiętam już, czy ktoś w nim mieszka.
Wychodzi. Nie ogląda się za siebie. Zatrzaskuje drzwi i wiem, że więcej się nie spotkamy. Upadam na kolana, ukrywam twarz w dłoniach. Zanoszę się płaczem. Jestem bezradny, odarty z uczuć, nieważny. Nie wróci. Nie spojrzy więcej na mnie lazurowymi oczami. Nie zmruży powiek, nie rozchyli warg w skupieniu, tworząc kolejne rysunki. Nie odwróci do mnie głowy, by posłać leniwy uśmiech malinowych warg. Jestem sam. Na zawsze. Nie mam nic, co mogłoby ukoić ból. Przyjaciółka czysta, już dawno się skończyła, a ja nadal jestem sam. W tych czterech ścianach, tak obcych, tak znienawidzonych. Zupełnie sam. Bez nadziei na lepsze jutro. A jednak jest! Patrzy na mnie, a ja tonę w bezkresnym błękicie oceanu. Nie potrafię pływać. Zanurzam się głębiej i głębiej, aż nastaje ciemność. I nadal nie ma nic. Nie ma lazurowych oczu, malinowych warg. Nie ma mnie...
a/n: Tak, wiem, miałam pojawić się z kolejnym rozdziałem Stay, ale... No właśnie. Za każdym razem, gdy usiadłam z zamiarem pisania historii Frei i Andy'ego... nie mogłam. To nie tak, że opuściła mnie wena. Absolutnie. Słowa płyną w mojej głowie nieprzerwanym strumieniem, jednak nie te, których oczekuję. Płyną zupełnie nowe, nieznane mi wcześniej. Bardziej mroczne i ciężkie. I oto jestem, z tym tworem. Nie mam pojęcia jak to się rozwinie. Nie wiem, czy w ogóle się rozwinie. Jeśli nie, to przepraszam. Na pewno będę Was informować na bieżąco.
Okay, idę pisać, a przynajmniej próbować pisać , Stay. Trzymajcie za mnie kciuki i dajcie znać, że tutaj jesteście. Bardzo liczę na Wasze opinie!
Pozdrawiam i ściskam :*
YOU ARE READING
Give
RomansTo miała być jedna historia. O jednym człowieku, jednej straconej miłości. O bólu, szczęściu, sięganiu dna rozpaczy. Jednak nie wyszło. Bo tego, co chce Wam przekazać, nie da się pomieścić w jednej historii. Bo nie można skazać jednego człowieka na...