W sumie nie było tu tak źle. Nie wiedziałem już sam tak jak zawsze, miałem z kim pogadać, było to dla mnie nowe uczucie gdyż wcześniej trafiałem tylko na wrednych zgredów.
Zaprzyjaźniłem się głównie z Jai'em choć miałem też innych kolegów. Dni mijały, a ja byłem szczęśliwy chyba po raz pierwszy odkąd pamiętam. Nawet treningi u Wielkiego kretyna nie psuły mi tak bardzo humoru.Pewnego dnia do akademii przyszła nowa grupa kadetów. Był wśród nich chłopak, mega podobny do mnie. Miał granatowe włosy, niebieskie oczy. Poczułem jakieś dziwne uczucie, jakbym go już wcześniej spotkał. Po dłuższym namyśle postanowiłem zagadać, więc podszedłem do niego.
Hej, co tam? Nowy jesteś?-zagadnąłem go.
-tia...-odpowiedział chłopak- jestem Dave, Dave Morgan- w tym momencie wyczułem mocą, że kłamie, tylko po co? Najwyraźniej coś ukrywał skoro nie chciał żebym znał jego nazwisko.
Ja jestem Jake Bridger-przedstawilem się, a ten wytrzeszczył na mnie oczy.
-Jak Bridger przeczież ja...-zamilkł, jakby nagle ugryzł się w język.
-Ty co? -spytałem przyglądając się mu- i co jest nie tak z moim nazwiskiem?
-Nic, nie żartowałem sobie-skłamał szybko po czym odszedł pośpiesznie. Odprowadziłem go wzrokiem aż do końca sali. Co to za koleś? Co ukrywa? I co ma do mojego nazwiska? W głowie buzowało mi od myśli.Ej stary co ci?-wyrwał mnie z rozmyślań głos Jai'a.
Wiesz co to za gość ten nowy?-spytałem przyjaciela.
-Nie, a co? Wiesz w sumie podobni jesteście z wyglądu.....trochę to dziwne.....
Nom-przyznałem mu rację-nawet nie wiesz jak bardzo....
Idziesz na lunch? -szybko zmienił temat.-juz późno, zaraz kolejka będzie...
Luzik-odrzekłem spokojnie- mi i tak ustąpią miejsca, poza tym ty możesz nie zdążyć, ale ja nie jestem tak wolny.Pff-odparł Jai-ty to żółw jesteś w porównaniu do mnie. -Zaczęliśmy się ścigać, wygrywałem ale Kell tradycyjnie podłożył mi mogę przez co wywaliłem się na podłodze. Mój kumpel wyprzedził mnie, jednak nie nadługo, używając mocy otworzyłem jakieś drzwi, które nawiązały bliższą przyjaźń z twarzą Jai.
To nie fair- krzyknął do mnie -ja nie mam mocy.
Życie-wstałem i wzruszyłem ramionami- też grasz nie czysto, ostatni w stołówce to lothalski szczur- powiedziałem po czym powróciliśmy do wyścigu, który oczywiście ja wygrałem. (I'm winner bitches!)Po obiedzie, pożegnałem się z Jai'em, bo miał zajęcia, a sam udałem się do mojego pokoju z zamiarem poczytania książki. Po drodze jednak spotkałem rzekomego "Dave'a" , który wyraźnie coś kombinował. Postanowiłem go śledzić, żeby dowiedzieć się kim tak naprawdę jest.
Szedłem za nim korytarzem w milczeniu przez dłuższy czas, w pewnym momencie Dave przystanął przy jakimś droidzie, a ja ukryłem się za zakretem. Teoretycznie był w barwach imperium, jednak był dość stary, wyglądał na astromecha z okresu wojen klonów. Myślałem że imperium takich nie używa. Wydało mi się to podejrzane. Wychyliłem się z za trochę z za zakrętu i zobaczyłem jak Dave nagrywa wiadomość.
Widmo 6 do ducha-powiedział chłopak-udało mi się dojść, poczekam na odpowiedni moment żeby zwinąć dane o transporcie kyber. Jest jeszcze jedna sprawa. Jest tu chłopak Jake Bridger. Tak ma takie samo nazwisko jak ja i to mnie dziwi. Sprawdźcie go, bez odbioru.-skonczyl nagrywać, a droid zniknął w końcu korytarza- Dave zaczął iść w kierunku zakrętu, za którym się ukryłem. Mogłem zwiac, ale wolałem się dowiedzieć kim on jest, także zagroziłem mu drogę.
Kim jesteś i co tu robisz-spytałem ze stoickim spokojem. On jednak nie odpowiedział, zamiast tego zaczął zwiewać, normalnie dałbym sobie spokój, ale coś kazało mi pobiec za nim. Tak też uczyniłem. Goniłem go długo aż trafił na ślepy zaułek, ten jednak nie dawał za wygraną i zaatakował mnie pięściami. Zaczęliśmy się bić. O dziwo jak na zwykłego szpiega wyjątkowo dobrze sobie radził. Jednak ja oczywiście byłem lepszy, lata szkolenia robią swoje. Przygwozdzilem go do podłogi, zapaliłem mój miecz świetlny i przyłożyłem mu do gardla-gadaj kim jesteś albo cię zabije- oczywiście blefowałem, nie miałem najmniejszej ochoty go zabijać, ale z doświadczenia wiedziałem, że ludzie bardziej współpracują gdy stawką jest ich życie.
Nic ci nie powiem imperialny śmieciu-warknał do mnie- możesz mnie od razu zabić.
No, no-zdziwilem się - jestem pod wrażeniem, jesteś jedną z niewielu osób, od których to słyszałem. Wyluzuj nie wydam cię-uspokoiłem go.
-Niby czemu mam ufać inkwizytorowi?A masz inne wyjście?-spytałem z dość wrednym uśmiechem- słuchaj inkwizytorem nie jestem z własnej woli....
-I tak ci nie wierzę, spierdalaj-krzyknal.
-Nie drzyj się bo garnki się zlecą i już ci nie pomogę.
-Ty? Chcesz pomagać mi? Co będziesz z tego miał?
-Nie twoja sprawa? To co? Chwilowy układ czy wolisz sobie radzić sam? A uwierz, że cię złapią.Dave zastanawiał się chwilę.-Ehh...no dobra, ale nie próbuj mnie oszukać.
-Luz, nie zamierzam -pomoglem mu wstac-dawaj do mojego pokoju, trzeba to obgadać.