Rozdział 3

3.9K 239 21
                                    

Nie rozmawiali o tamtym dniu choć zapewne obydwaj odczuwali jak zmieniła się ich relacja. Kolejne dni upływały im na zwyczajnych czynnościach i szczerze mówiąc to podobało się młodemu hrabi, czego nie można było powiedzieć o Sebastianie. Ciel ,choć nieświadomie, napawał się jego niezdecydowaniem i próbami kontrolowania się pozwalając samemu sobie na nieco więcej, zaś demon cierpiał katusze za każdym raze doszukując się w słowach i czynach panicza jakiegoś ukrytego znaczenia. Bo ten chłopiec co raz bardziej doprowadzał go do szaleństwa. Tego dnia również bił się z myślami przygotowując tort czekoladowy na życzenie swojego pana. Dlaczego poprosił go by został? I ta noc...

Sebastian wiedział, że jego panicz miewa koszmary. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W niektóre noce klęczał przed drzwiami do jego sypialni oczekując, że go zawoła, świadomie lub nie. Bez zgody jego pana nie mógł wejść do środka, a te krzyki sprawiały że nawet demon zwijał się na podłodze cicho błagając, by ta noc się już skończyła lub by poprostu mógł sprawdzić czy wszystko w porządku. Chodź wiedział, że nie jest. W noc śmierci Madame Red nie było inaczej. Choć teraz miał go w ramionach nagle poczuł jakby to nie miało znaczenia. Bo co ma mu powiedzieć? To tylko sen paniczu? Wszystko będzie dobrze? Wspomnieniom nie da się uciec, nawet jeśli jest się tak silnym i nieugiętym jak młody Phantomhive.
Zaczął głaskać go po głowie drugą ręką oplatając w tali. Nagle Ciel zaczął się wiercić, a jego oddech przyspieszył. -N-nie..- wyszeptał i zacisnął powieki. -Pomocy... Błagam!- krzyknął a Sebastiana znów ogarnęło to dziwne uczucie. - Jestem tu nic ci nie grozi.- rzekł i mocniej przycisnął go do siebie. -Pomocy.. Sebastian... Gdzie jesteś... n-nie... n-nie zostawiaj mnie!!!- krzyczał w poduszkę szarpiąc się i wyrywając. Łzy spływały mu po policzkach. Ciel nigdy nie płakał. Od śmierci swoich rodziców nie pozwalał sobie na łzy. Uważał je za oznakę słabości. Nagle podniósł się do pionu i rozejrzał dookoła w panice. Nie zauważając lokaja odetchnął z ulgą i zakrył twarz rękami. Czując wilgoć na policzkach spojrzał zdegustowany na swoje ręce.
-Nie wstydź się ich paniczu, nie powinieneś.- wyszeptał mu do ucha, aż chłopiec podskoczył zaskoczony. - Ach Sebastianie nie strasz mnie tak więcej, co tutaj robisz?- spytał jakby zupełnie nie pamiętał o swojej prośbie. Sebastian zapominając się zupełnie objął go ramionami w pasie i lekko przysunął do siebie tak, że teraz chłopiec opierał się głową o jego ramie. -Odganiam twoje koszmary paniczu...- wyszeptał mu na ucho. Ciela przeszedł dreszcz i sam zdziwił się swoją reakcją. Przymknął powieki próbując poukładać sobie wszystko w głowie. -Wybacz mi moje wczorajsze zachowanie, nie było godne głowy rodu.- rzekł po krótkim namyśle. -Jeśli chodzi o twoje życie nie wachaj się. Gdyby coś ci się stało ja.... - Sebastian urwał nie wiedząc jakiego słowa użyć. Żył już tak długo a to dziecko sprawiało, że plątał mu się język. -Ty?- zaciekawiony odwrócił głowę i spojrzał w głęboki burgund oczu demona. Tak, demona. Nie powinien o tym zapominać. - Nie wybaczyłbym sobie tego.- odpowiedział ów demon słabym głosem. Jak on musi teraz wyglądać w jego oczach? Na ustach hrabi pojawił się grymas. -Powinieneś wyczekiwać momentu, w którym się zawacham Sebastianie, momentu, w którym przegram. Powinieneś nie móc się tego doczekać, czyż to nie ty mówiłeś jak bardzo pragniesz mojej duszy?- powiedział uciekając wzrokiem, a lokaj poczuł jakby wymierzył mu uderzenie w policzek.
-W końcu tylko na tym ci za- urwał, gdy poczuł jak zostaje powalony na łóżko, a jego ręce zostają boleśnie przyciśnięte do materaca. Sebastian znalazł się nad nim tak blisko, że chłopca przeszedł dreszcz. -Przestań proszę. Wiem, że nigdy mi nie zaufasz i nie zmienisz o mnie zdania. Nie łudzę się tym, ale nigdy świadomie nie wyrządziłbym ci krzywdy.- mówił pewnie tak blisko jego ust, że Ciel przez krótką chwilę był pewny, że zaraz się zetkną, ale on się odsunął. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, lecz to Ciel odwrócił wzrok pierwszy. Nie dlatego, że nie mógł już znieść tego świdrującego spojrzenia, lecz przez to, że lokaj miał rację.- Wybacz.- wyszeptał. Sebastian wrócił do wcześniejszego ułożenia i przyciągnął panicza do siebie. Powoli starł mu łzy z policzków.-Dobranoc Ciel.- wyszeptał, a ostatnią myślą hrabi przed zaśnięciem było to jak jego imię niesamowicie brzmi w ustach kogoś kto zawsze zwracał się do niego per paniczu.

Nie rozmawiali o tym tak, jak służba nigdy nie wspominała o nocnych wrzaskach swego pana. Gdybym próbował z nim o tym porozmawiać wściekłby się. Nieco zbyt mocno rozbił jajko przez co rozbryzgało się na podłodze. Bard nawet tego nie skomentował widząc w jakim stanie znajduje się obecnie czarnowłosy. Po skończeniu ciasta i udekorowaniu go ruszył po schodach rezydencji w stronę gabinetu. Ciel już dawno porzucił próby czytania nowych listów. Stos papierów leżał na biurku.
-Witaj paniczu. Twoje ciasto jest już gotowe.- Postawił talerzyk na biurko i
podszedł do stojącego przy oknie hrabi, który nawet nie zaszczycił go swoim spojrzeniem. -Czy coś cię trapi paniczu?- spytał zwyczajnym tonem. Czuł, że obydwoje siedzą na skrzyni pełnej dynamitu i wystarczy mała iskra by wszystko wybuchło. Tylko demoniczną siłą woli powstrzymywał sie przed rzeczami, które jego pan mógł źle odebrać lub które mogłyby go przestraszyć. Nie chcę by się mnie bał. Mogę mu dać wszystko czego zapragnie, sprawić, że w końcu będzie szczęśliwy. Chcę zobaczyć jego uśmiech...-Czy ty masz uczucia Sebastianie?- padło pytanie, które niewątpliwie stało się właśnie taką iskrą.

Kontrakt [Ciel x Sebastian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz