Rozdział 8

4.4K 218 2
                                    


Po chwili zobaczyłam w oddali dwa stada wilków, które stoją na czele swoich alf.

Nagle usłyszałam dźwięk samolotu. Podniosłam łeb do góry. Cholera. To Avengersi.

Zawyłam jak najgłośniej potrafiłam i wyszłam z moim oddziałem z lasu. Po mojej lewej kroczył Lucas, a po prawej szedł Lou. Jest on najlepszy spośród delt.

Gdy wychodziłam warczałam, a watahy pokłoniły mi się.

~ Macie zaprzestać jakichkolwiek działań! - krzyknęłam telepatycznie do alf - Co wy sobie wyobrażacie?!

> Alfo alf, alfa watahy Złotej Rzeki domaga się moich ziem. Musiałem ich bronić - powiedział telepatycznie alfa Srebrnego Księżyca.

~ Wiem o co chodzi! Zachowujecie się jak dzieci, które nie potrafią się pogodzić i dojść do porozumienia! Dobrze wiecie, że żyjemy w zgodzie z ludźmi, a wy wywołujecie wojnę! Jesteście bandą dzieciaków, a nie wilkami z krwi i kości! Ostrzegałam was! Jeśli teraz nie dojdziecie do porozumienia zmienię alfę w waszych watahach, zrozumiano?!

<Tak jest, alfo - powiedział alfa Srebrnego Księżyca.

> Tak, alfo - powiedział alfa Złotej Rzeki.

Dwa wilki podeszły do siebie i zawarły porozumienie. Alfa Złotej Rzeki zaprzestał roszczenia sobie praw do ziem watahy Srebrnego Księżyca.

« Dobrze, że to skończyło się tak, a nie inaczej - powiedziała moja wilczyca.

» Zgadzam się z Tobą w pełni. Wracajmy.

Samolot Avengersów odleciał. Na całe szczęście. Ja i mój oddział przemieniliśmy się z powrotem w ludzi. Przez chwilę porozmawiałam z Lucasem o sytuacji w mojej watasze. Wszystko było dobrze.

Do Stark Tower wracałam powoli. Byłam zmęczona tym wydarzeniem.

Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że dzwoni tata.

- Gdzie jesteś? Wybiegłaś ze Stark Tower zdenerwowana. Nie ma Cię już prawie dwie godziny - powiedział tata.

» Ratunku, co ja mam mu powiedzieć?

« Powiedz, że kolega twojej koleżanki, która mieszka w Nowym Jorku chciał się zabić. Trochę drastyczne, ale powinien to łyknąć.

- Już wracam, tato. Przepraszam, że tak wybiegłam, ale kolega mojej koleżanki, która tutaj mieszka, chciał popełnić samobójstwo. Musiałam jej dotrzymać towarzystwa. Jest w kompletnej rozsypce - powiedziałam zmęczonym głosem.

Jestem coraz lepsza w kłamaniu.

- Ale mówiłaś coś innego do telefonu - powiedział tata.

- Wiem, ale byłam zaskoczona tym co mówi mi do telefonu moja koleżanka - odpowiedziałam.

- Ale ten kolega twojej koleżanki nie zrobił sobie tego? - zapytał tata.
- Na szczęście nie, ale było blisko. W ostatniej chwili Ana go powstrzymała - wymyśliłam na poczekaniu imię tej niby koleżanki.

- Richelle mogłaś zostać przy swojej koleżance. Przecież zrozumiałbym to - rzekł tata.

- Wiem, ale jej mama jest przy niej i nie potrzebuje mnie, a po za tym teraz najpewniej śpi - powiedziałam.

- Dobrze, to wracaj. Tylko się nie zgub - powiedział tata.

Pożegnaliśmy się i rozłączyłam się.

Do Stark Tower doszłam po dwudziestu siedmiu minutach. Byłam padnięta. Nawet nie szłam do wspólnego salonu, a prosto do łóżka, gdzie od razu zasnęłam.







Alpha of AlphasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz