3; Szkło, szaman czy inny wódz.

82 13 6
                                    

          Tord obudził się w południe, kiedy to słońce nasiliło swoje promienie i nie pozwalało mu dalej spać. Na jego twarz wstąpił grymas, a on ziewnął przeciągle, tym samym rozciągając z największą przyjemnością swoje zbolałe kości. Musiał przyznać, że miło było obudzić się z brakiem bólu głowy;  teraz pozostawała tylko kwestia jedzenia.

           Tord uniósł się do pozycji siedzącej, rozglądając się po pomieszczeniu. Na końcu łóżka zauważył siedzącego Matta, uśmiechającego się do niego serdecznie. Słodząc cichym "Dzień dobry", podał szatanowi żółwią skorupę, w której prawdopodobnie znajdowało się jego "śniadanie". Musiał przyznać, że pachniało naprawdę apetycznie.

           — To ryż z odrobiną sosu pomidorowego i owocami morza — wtrącił rudzielec. — Moje ulubione danie.

           Larssin nabrał trochę ryżu na palce i włożył go sobie do ust. Musiał przyznać, że nigdy nie jadł niczego lepszego;  nawet jedzenie taty nie było takie dobre. Otworzył również jedną z muszelek i włożył sobie do ust ciepłego mięczaka. Zdawał się być gumowy, choć całkiem dobry. Mimowolnie chłopiec uśmiechnął się lekko.

           — Sam robiłeś? — zapytał, po raz kolejny napychając usta różowiutkimi ziarenkami. — Przepyszne.

           — Tak. Cieszę się, że ci smakuje.

           Po skończonym posiłku, Matt zabrał miskę i wyszedł z chatki. Tord postanowił w końcu wstać ze słomianki i rozejrzeć się nieco po pomieszczeniu. Na początek skierował się do miski wody, stojącej nieopodal łóżka. Zobaczył w niej swoje odbicie oraz twarz i włosy pokryte białą solą morską.

            Zamoczył głowę w wodzie, spłukując z siebie małe drobinki soli. Następnie wytarł twarz podręcznym ręcznikiem, czując się niezwykle odświeżony. Wstał z kolan, tym razem kierując się w stronę mającej swoje lata, zabytkowej, ciemniej komody. Zobaczył tam stary, zniszczony grzebień, kilka wsuwek oraz stare monety.

Zagadywał, że wszystko z wraku jakiegoś statku.

            Najbardziej zdziwił go jednak odłamek szkła, dość spory, leżący bezwładnie na powierzchni komody. Sięgnął niepewnie po niego, usiłując zgadnąć, do czego służy on Mattowi. Może jako scyzoryk albo nóż? Chyba, że owe szkiełko służy po prostu jako zwyczajna błyskotka. Albo piegus jest kolekcjonerem wszystkich możliwych pierdół.

           Przechylił bliżej swojego lewego ramienia przedmiot, widząc, co dzieje się za nim. Biała kotara przesunęła się w bok, a do pomieszczenia wszedł Matt. Widząc Torda, uśmiechnął się lekko rozbawiony.

            — Po co ci szkło? — zapytał prosto z mostu Tord, jak to na młodzieńczą ciekawość przystało.

            — Jeżeli ułożę je pod odpowiednim kontem, mogę podziwiać moje piękne odbicie — zaśmiał się, a na jego policzki wstąpił odcień różu. — Chcesz zobaczyć wioskę?

            Szatyn kiwnął głową, odkładając szkło na miejsce. Ruszył za Mattem do wyjścia z chatki, wciągając w płuca świeże powietrze (nie, żeby takiego nie było w chatce). Do jego nozdrzy trafił charakterystyczny odór ryb – taki, jaki zawsze panował na kutrze – a jego twarz oświetliły rażące promienie słoneczne.

           — Tutaj wędzi się ryby — Matt wskazał gestem ręki na dość duży piec z dymiącym kominem. — A tutaj ryby wiszą — wskazał ręką na drewnianą budowlę, która kojarzyła się Tordowi z suszarką na pranie, na której porozwieszane były pocięte plastry ryb.

Dalekie Horyzonty | TordMatt | Mermaid AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz