2; Wioska marzeń

104 16 1
                                    

        Nie było lepszego uczucia, niżeli dotknięcie suchego pisaku, zaraz po straceniu przytomności w rozszalałym oceanie. Nawet tak zapalony rybak jak Tord tylko marzył o tym, żeby morze jakimś cudem wyrzuciło go na ląd. Na całe szczęście tak też się stało, przez co Larssin omal nie uronił łez wzruszenia i wdzięczności.

        Rozejrzał się dookoła siebie, próbując zlokalizować swoje położenie. Kilka metrów od niego znajdowało się spokojne morze, pokrywające równomiernie co jakiś czas plażę – bo prawdopodobnie właśnie na niej się znajdował. Oprócz fal, wokół niego porozrzucane były różne części... Bardzo możliwe, że należące do jego statku.

        Po jego policzku spłynęło kilka łez, które zaczął natychmiast wycierać ręką.

        Następnie w jego oczy rzuciły się dość duże góry i dzika roślinności. Wywnioskował, że znajduje się na jednej z tajemniczych wysp oceanu rodem z filmu “Piraci z Karaibów”. Cała nadzieja wypłynęła z niego, kiedy zdał sobie sprawę, że to po prostu jego koniec. Przecież w życiu nie przetrwa sam w jakiejś dzikiej puszczy z dala od cywilizacji!

        To prawda, że był chłopcem bardzo inteligentnym i odważnym. Silnym też jak na swój wiek. Doskonale pamiętał, kiedy zgubił się w lesie niedaleko domu i musiał spędzić tam całą noc. Niestety, bezludna wyspa była czymś zupełnie innym, niżeli małym laskiem na obrzeżach miasta. A Tord o tym doskonale wiedział.

        Przyciągnął do siebie kolana i bezradnie schował w nich głowę. Czuł, jak jego warga drga, w gardle pojawia się gula, a z nosa zaczyna ciec lepka, żółtawa substancja, którą natychmiast wciągnął. Jego serce zabiło szybciej, a on pierwszy raz w życiu poczuł się bezbronny... Jak mały baranek.

         — O, wstałeś już! Jak się spało?

         Zerwał się gwałtownie z ziemi, stając w lekkim rozkroku i przybrał pozycję obronną. Skutkowało to tym, że woda nagromadzona w jego ubranku wylała się cała, tworząc pod nim mokrą kałużę. Nie przejmował się tym jednak, miał ważniejszą sprawę na głowie. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, przypominając dwa krążki.

         Przed nim stał chłopak, na oko w podobnym wieku. Miał roztrzepane, puszyste, rude włosy, wyginające się w każdą możliwą stronę świata. Od pasa w górę był zupełnie pozbawiony ubrań – tutaj też Tord się zdziwił, bo miał on całkiem ładnie mięśnie jak na małego chłopczyka. Od pasa w dół zaś... Jego skóra była całkowicie pokryta jakimiś fioletowymi łuskami.

         Nie przypominało to żadnego stroju;  wyglądało niezmiernie realistycznie. Przecież to niemożliwe, żeby przed nim stała jakaś kreatura rodem z książek fantasy, prawda? Kończąc wpatrywanie się w jego nietypowe nogi, powrócił wzrokiem do bladej twarzyczki, obsypanej ciemnymi piegami. Zielone oczyska wpatrywały się w niego z lekkim rozbawieniem.

         To, co również rzuciło mu się w oczy to to, że zamiast uszu, miał coś na wzór dwóch morskich płetw czy jakichś wodorostów. Postać trzymała w rękach jakąś tacę (a raczej żółwią skorupę) wraz z jakimiś owocami i innymi smakołykami.

         Tord odskoczył przestraszony, próbując ustabilizować bicie swojego szalejącego serca. Wzrokiem wyszukał drewnianego kołka, leżącego nieopodal, którego bez wahania chwycił i wycelował w tajemniczego piegusa. Zdecydowanie nie chciał mieć niczego wspólnego z tym czymś.

        — C-czym ty jesteś?! — krzyknął zdruzgotany.

        — Spokojnie, spokojnie.

        Chłopak odłożył na ziemię tackę i podniósł w górę ręce, ciągle uśmiechając się serdecznie. Widocznie cała sytuacja nie była dla niego czymś dziwnym, wręcz przeciwnie. Wyglądał, jakby doskonale się bawił.

Dalekie Horyzonty | TordMatt | Mermaid AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz