Cz 3

53 3 0
                                    


        Wciąż czuła jego gorące usta na swoich. Jego silne ramiona, które z początku ściskały ją agresywnie a po chwili obejmowały ją tak troskliwie i delikatnie, jakby była z porcelany. Jego bliskość, ciepłe dłonie na jej karku i plecach, wszystko to, choć wydarzyło się już kilka długich dni temu, nadal czuła bardzo dokładnie. Pocałunek, który dzielili, choć niezwykle delikatny i zaskakujący, załamał ich kompletnie. Emocje, które targały Follett od tamtego pamiętnego dnia nadal były bardzo żywe i wzburzone, Valkyon natomiast po raz pierwszy od lat nie potrafił nad sobą zapanować. W każdej wolnej chwili znajdował się tuż pod drzwiami jej pokoju, opierając czoło o ścianę i nasłuchując cichych odgłosów płaczu i tłumionych w poduszkach krzyków rozpaczy.

Zranił ją tak bardzo... Wykonał rozkaz, choć tak naprawdę nie chciał brać w tym udziału. Ale to ona przyszła do niego po pomoc. Tak bardzo chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu, chciała go lepiej poznać, zrozumieć i zbliżyć. Ufała mu najbardziej ze wszystkich członków straży. Szanowała go i, choć długo starała się temu sprzeciwiać, żywiła do Valkyona gorętsze uczucia. A z chwilą, gdy przelał ten nieszczęsny eliksir z własnych ust do jej... Gdy czuła wreszcie jego bliskość, traciła wszystko inne, całe swoje życie na Ziemi, wszystkich których tam znała i kochała. Zniknęła z ich pamięci jak wymazany gumką błąd w zapisie matematycznym. Sekundy, tyle trwało zniszczenie wszelkich dowodów jej istnienia po tamtej stronie. Pozbawił ją wszystkiego, co ją wyrzeźbiło, okradł ją z nadziei o powrocie, zniweczył tak delikatną więź, jaką w trakcie tych miesięcy od jej przybycia wreszcie zawarli... Nie potrafił sobie tego wybaczyć. Kompletnie nieobecny, myślami wracał do tej chwili, kiedy to jego usta spotkały się z jej. Kiedy zamiast odepchnąć go gniewnie od siebie, jej delikatnie drżąca dłoń jedynie zacisnęła się na jego kamizelce. Kiedy zaskoczone fiołkowe oczy przymknęły się, powoli oddając doznaniu. Kiedy objął jej delikatne ciało i przywarli do siebie. Dopiero po chwili strużki łez spłynęły po jej rumianych policzkach a nogi ugięły jej się w kolanach sprawiając, że opadli na podłogę. Wtedy poczuł odrazę do samego siebie za to, co właśnie zrobił. Fakt, że nie walczyła z nim przeszył jego serce niczym zimna stal. Nie krzyczała na niego, nie uderzyła, nie zrobiła nic, poza patrzeniem mu prosto w oczy z tym wyrazem twarzy, wyrażającym wszystko, co przemilczała. Nie mógł nic już zrobić. Nie mógł cofnąć tego, co się wydarzyło ani nie mógł jej pocieszyć. Jej zapłakana twarz, jej drżąca dłoń przysłaniająca nadal rozchylone usta, nie mógł znieść tego widoku. Wstał i wyszedł zostawiając ją tam samą, kompletnie rozbitą na kawałki, pozbawioną wszystkiego, co do tej pory miała...

Ponownie poszedł pod jej pokój z zamiarem błagania o przebaczenie i po raz kolejny cała jego odwaga i męstwo zniknęło, gdy usłyszał jej cichy płacz. A zaraz po tym głos, który od razu rozpoznał. Leiftan pocieszał ją, był przy niej kiedy tego potrzebowała. Valkyon oparł się plecami o ścianę ze spuszczoną głową. Białe, długie włosy spłynęły z ramion przysłaniając wykrzywioną przez złość i żal twarz. Niemoc przytłoczyła go zupełnie, zsunął się ciężko na podłogę i westchnął smutno. To nie pierwszy raz, kiedy to Leiftan jest przy niej w trudnych chwilach. Zacisnął złote oczy wspominając wszystkie złe wydarzenia, jakie do tej pory ją spotkały. To Leiftan wstawił się za Follett tuż po tym, jak znalazła się w Eldarii, on wyciągnął ją z podwodnego korytarza i zaniósł do przychodni, on pocieszył ją po tym jak dowiedziała się o wydarzeniach w Balenvii. Zawsze był krok do przodu...

- Nic tu po mnie... - Szepnął, podnosząc się powoli.

- Zgadzam się. - Leiftan zamykał właśnie drzwi. Jego ton był chłodny a zielone oczy przyglądały się mu przenikliwie. Valkyon zamarł na chwilę, próbując opanować narastający gniew, po czym minął go bez słowa. - Daj jej więcej czasu. Jest bardzo... Rozgoryczona. - Szef Straży Obsydianu nie zatrzymał się, ani na niego nie spojrzał, a na usta Leiftana wkradł się tajemniczy, nieco złośliwy uśmiech.

               Minęło kilka dni w których próbowała wrócić do normalnego funkcjonowania. Nie potrafiła jednak zupełnie zapomnieć tego, co się wydarzyło. Jej myśli wciąż wracały do tej chwili, w której czuła jak znika z życia swoich rodziców i przyjaciół. Jak wszystko, co było z nią związane blaknie, stając się kompletnie niewidoczne. Unikała wszystkich szefów jak tylko mogła. Unikała Miiko po tym, jak nie panując nad emocjami, wyładowała całą swoją złość w siarczystym spotkaniu jej własnej dłoni z policzkiem kitsune. Wolne chwile spędzała w magazynie, czytając stare księgi i zapiski, albo trenując na zewnątrz Kwatery Głównej, żeby nie natknąć się na niepożądane osoby. Rozmawiała jeszcze kilka razy z Leiftanem, ale nie zmieniło to jej nastawienia. Nie potrafiła wybaczyć Miiko i reszcie decyzji którą podjęli. Nie potrafiła ukoić żalu i uczucia zdrady, nie potrafiła zapomnieć ciepła jego ramion i zimnego płynu, który przekazał jej w pocałunku. Wzburzona obojętnością swojego rozmówcy postanowiła wrócić do pokoju, po drodze wpadając na osobę, której definitywnie nie chciała widzieć. Valkyon stał nieruchomo tuż przed nią, zakłopotany i niepewny tego, co się wydarzy. Czy wreszcie wyrzuci z siebie wszystkie negatywne emocje w jego kierunku? Czy powie mu, że go nienawidzi i że nie chce go więcej razy widzieć? Czy spoliczkuje go tak samo, jak to zrobiła z Miiko? Follett jednak minęła go bez słowa, nawet nie patrząc mu w oczy, co go dziwnie rozdrażniło. Odruchowo złapał ją za nadgarstek, przyciągając ją lekko do siebie. Zdziwienie malowało się na ich twarzach, gdy ich wzrok wreszcie się spotkał, po czym fiołkowe oczy zapłonęły złością. Starała się wyrwać z jego uścisku, ale mężczyzna jedynie zacisnął mocniej dłoń. Serce biło mu coraz szybciej, poziom adrenaliny rósł w jego żyłach. Zmarszczył gniewnie brwi i przenikliwie patrzył jej prosto w oczy, które zaczęły szklić się od łez. Poczuł niewyobrażalną chęć wzięcia jej w ramiona, schowania ją przed całym światem, zwłaszcza przed Leiftanem. Wiedział, że dopiero co wraca ze spotkania z nim, co rozdrażniło go jeszcze bardziej.

- Masz zamiar znów wymusić na mnie pocałunek? - Wycedziła przez zaciśnięte zęby spoglądając na niego z takim obrzydzeniem, jakiego się nie spodziewał. Zaskoczony poluźnił uścisk, co wykorzystała od razu, wyrywając rękę z jego dłoni i z tupetem odwróciła się do niego plecami. Jej długie, popielate włosy zafalowały na wietrze, gdy pewnym krokiem ruszyła w stronę budynku Kwatery Głównej, pozostawiając go oniemiałego. Poziom nienawiści, jaki do niego żywiła przekroczył jego najśmielsze oczekiwania. Zacisnął ponownie dłoń, po czym uderzył się w głowę nie wierząc w to, co zrobił. Miał dać jej więcej czasu! Miał cierpliwie czekać, aż da mu znak, że jest gotowa tolerować jego obecność. A on wszystko zniweczył. Po raz kolejny.

- Nie wyglądasz zbyt dobrze. - Ezarel poklepał go po ramieniu. - Sądząc po wyrazie twarzy, nasza mała Ziemianka nadal ci nie wybaczyła? - Valkyon zmarszczył brwi, po czym westchnął ciężko i pokręcił przecząco głową. - Musi to przetrawić, daj jej czas...

- Starałem się. Nie potrafię... Wiem, jak bardzo próbuje mnie unikać, jak opuszcza posiłki, żeby mnie nie spotkać w stołówce. Jak wciąż płacze w nocy, aż wreszcie zaśnie. Zniszczyłem...

- To nie tylko twoja wina. - Wtrącił elf troskliwym tonem. - Wszyscy zgodziliśmy się na takie rozwiązanie.

- Ale to nie ty zmusiłeś ją do wypicia tego eliksiru.

- Mówiłem ci, że wybrałeś najgorszy sposób podania jej tego świństwa... Wiesz, że żywiła do ciebie pewne uczucia... - Valkyon ponownie zacisnął pięści. - Jeżeli były prawdziwe, to...

- Nienawidzi mnie. Byłem tego świadomy w momencie, w którym zdecydowałem się zrobić to co zrobiłem. Ale nie sądziłem, że jej nienawiść będzie taka głęboka...

Uważaj, o co prosisz...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz