Wdychając specyficzny zapach psiego futra przysnąłem. Obudził mnie śmiech Sichenga, który wszedł do przyczepy i rzucił się na łóżko. Za nim, zamykając drzwi, nadszedł Yuta machając paskiem od spodni. Nie byli zbyt zadowoleni widząc mnie na podłodze. Mochi szybko uciekł, wiedząc zapewne, co się szykuje. Ja wstałem niezgrabnie i trąc oczy burknąłem jakieś małoznaczące przeprosiny. Yuta zatrzasnął za mną drzwi, które natychmiast zamknął kluczem od środka. Znowu seria śmiechów, jakiś trzask, mlaśnięcia. Czując, że odgłosy nie są przeznaczone dla moich uszu odszedłem. Był już prawie zmrok. Wyciągnąłem telefon z tylniej kieszeni spodni, by sprawdzić godzinę. W oczy rzuciły mi się tylko SMSy od Johnnego. Zmarszczyłem brwi. Czego on mógł chcieć?
Daddy:
Taeil
Taeil
Taeil
Gdzie jesteś?
Boże
Taeil
Obraziłeś się?
Czy nie żyjesz?Już zamierzałem odpisać na wiadomości, gdy czyjaś ręka złapała mnie za szyję i poczęła dusić. Odruch pozostały po kilku latach treningu aikido pozwolił mi wydostać się z uścisku. Stanąłem na przeciw napastnika gotowy do dalszego starcia. Ręce opadły mi, gdy spostrzegłem się, że to Johnny. Zamiast rozluźnić się, spiąłem jeszcze bardziej. Odpisać mu na wiadomości a stanąć z nim twarzą w twarz, to co innego.
– Wow? – zdziwienie nie schodziło z twarzy chłopaka – Wszystkie liliputy tak potrafią?
– Haha, zabawne – przewróciłem oczami słysząc dotkliwy żart Yungho.
– Mówiłeś, że nie ćwiczysz.
– Bo tak jest. Ostatni raz do czynienia ze sportem miałem w liceum.
– Jestem pod wrażeniem – po tych słowach umilkł na chwilę spuszczając wzrok, jakby nie wiedząc, czy może wykonać jakiś ruch.
– Pójdziemy na spacer? – zapytał spoglądając na mnie przelotnie.– Jasne – starałem się zabrzmieć entuzjastycznie, mimo tego, że bycie z Johnnym sam na sam, to ostatnie czego teraz chciałem.
Przeszliśmy kawałek w ciszy, gdy minęli nas rozwrzeszczani Jaehyun i Doyoung kłócąc się o coś, jednak ciągle trzymając mocno za ręce. Uśmiechnąłem się widząc Doyounga w swoim żywiole, dobrze, że u niego w porządku.
Szliśmy dalej przez las. Gdzieś za drzewami szumiał strumień nadając rześką nutę dusznemu powietrzu. Johnny cały czas patrzył w górę szukając wzrokiem gwiazd, które w dziczy powinny wyglądać szczególnie pięknie. Mrok gęstniał, a my nadal milczeliśmy. W oddali coś zamigotało srebrnym blaskiem. Gdy zbliżyliśmy się bardziej zauważyłem, że to niezbyt rozległe jezioro. Stado komarów nad wodą nie ostudziło mojego pragnienia pobrodzenia w wodzie. Podekscytowany zrzuciłem trampki w biegu i z pluskiem wskoczyłem do jeziora, tak że woda sięgała mi kolan. Usłyszałem śmiech Johnnego z brzegu. Odwróciłem się w jego stronę.– Jak dziecko! – krzyknął.
Zaśmiałem się pod nosem. Miał rację, woda budziła we mnie chłopca nie martwiącego się niczym. Wyszedłem na brzeg odłożyć telefon, o którym przypomniało mi się, że nie jest wodoodporny. Yungho pokierował mnie jednak na niewielki trzeszczący pod nogami pomost. Położyłem tu buty i telefon. Moją uwagę przykuła spadająca na deski koszulka Johnnego. Podniosłem wzrok mimowolnie zatrzymując się na wyrzeźbionych mięśniach brzucha i karcąc w duchu, że z trudem odrywam od tego widoku oczy.
– Pływasz? – zapytał Johnny ściągając spodenki i wchodząc do wody.
– Nie mam kąpielówek – jęknąłem z żalem, że nie przewidziałem, iż może być okazja do kąpieli.
Usiadłem na pomoście z nogami w wodzie. Mąciłem wściekle wodę, patrząc jak Johnny spokojnie przecina taflę jeziora w tę i z powrotem. Po jakimś czasie podpłynął do mnie i na plecach dryfował po powierzchni. Wyglądał na pięć lat młodszego, niż w rzeczywistości był z mokrymi włosami i błogim spojrzeniem. Znowu poczułem, że nie umiałbym się na niego gniewać. Delikatne ukłócie w sercu zaburzyło pracę moich płuc. Przeczucie, że pomyliłem się wtedy na polanie, co do jego zamiarów względem siebie zamieniło się w gulę przesuwającą się w dół mojego przełyku, która, gdy dotarła do żołądka, rozlała się piekącą goryczą.
CZYTASZ
pls, call me daddy | johnil |
FanfictionPunkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nikogo nie zdziwi więc fakt, że Johnny widział tylko Taeila jako cały swój świat.