Tłukłem się z myślami na tyle długo, że rano przestało być rano i obudziłem się w południe. Otworzyłem leniwie oczy zadowolony z faktu, że słońce dziś nie razi. Nie było też za ciepło w namiocie. Obejrzałem się na chłopaka śpiącego z twarzą wtuloną w moje ramię. Włosy opadały mu na twarz, a moja ręka wbrew mojej woli odgarnęła je. Uśmiechnąłem się pod nosem szczęśliwy, że mogę cieszyć się nim sam. Nikt nam nie przeszkadza. Z niewiadomych przyczyn, wydało mi się to istotne. Wyglądał tak spokojnie. Obróciłem się na prawy bok tak, że nasze twarze były skierowane do siebie. Patrzyłem na niego tyle razy, tak dokładnie, ale dopiero teraz widzę, widzę, że mój idealny Johnny wcale nie jest idealny. Twarz poznaczonął miał drobnymi bliznami po trądziku. Jego skóra nie lśniła blaskiem księżyca, jak z reklamy. Usta miał wąskie i suche, co nie wpłynęło w żaden sposób na moją chęć całowania ich aż znowu stanął się pełne i wilgotne.
Yungho otworzył powoli oczy, a widząc mnie zrobił minę, jakby próbował coś sobie bardzo przypomnieć.– Taeil, czy ja ci mówiłem, że jestem w tobie zakochany? – odezwał się po chwili namysłu zachrypniętym od suchego powietrza głosem.
Serce załomotało mi w piersi, bo ostatnim czego się spodziewałem po przebudzeniu były deklaracje miłości. Przez chwilę bałem się nawet, że Johnny może zacząć się tłumaczyć, iż była to jednorazowa akcja i nic do mnie nie czuje. Miłe zaskoczenie.
– Nie, ale mam wrażenie, że próbowałeś to pokazać – ekscytacja wyrwała krótki śmiech z mojego gardła.
– Ah, Moon Taeil, zakręciłeś mi w głowie. Czy mógłbym poznać cię nieco bliżej? – Johnny podciągnął się wyżej opierając na przedramieniu.
– Jak bardzo bliżej? – miałem wrażenie, że chłopak zaraz zacznie śmiać mi się w twarz z powodu moich głupich odpowiedzi. Zaskakujące dla mnie było to, iż wyglądał poważnie. Uśmiech błąkał mu się po twarzy, jednak nie widziałem w nim ironii.
– Tak blisko, jak tylko mi pozwolisz – nachylił się całując mnie w usta. Uśmiechałem się powstrzymując od śmiechu. Moja ręka błądziła po potarganych włosach Yungho.
– Bawią cię moje uczucia? – odsunął się na moment udając obrażonego. Nie czekając na odpowiedź, dotknął wargami linii mojej szczęki i sunął dalej w dół. Zatrzymał się w zagłębieniu szyi. Skóra mrowiła przyjemnie w tym miejscu. Ciepło jego ust paliło niczym ogień. Jeśli miałbym powtarzać któryś poranek do końca życia, chciałbym, aby mógł być nim ten. Johnny łaskotał mnie nosem po obojczykach, kiedy duży cień przed namiotem zwrócił nasza uwagę.– Zaraz zacznie lać – głos Yuty sprawił, że Yungho niezadowolony odsunął się ode mnie. Rozsunął zamki i wychylił się z namiotu.
– Rzeczywiście. Jedziecie już? – zapytał przenosząc wzrok z nieba na Japończyka.
– Tak, Sicheng musi odwieźć Mochi do rodziców. Na razie. Cześć, Taeil.
– Cześć – odpowiedziałem wdrapując się Johnnemu na plecy, by widzieć chłopaka przed nami.
Śledziliśmy wzrokiem odchodzącego Yute. Przed samochodem stał Sicheng z Mochi na smyczy, który leżał na ziemi smutno wbijając w nią wzrok. Chińczyk pomachał nam wchodząc do samochodu. Zniknęli zostawiając nas samych na polanie. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może Jaehyun i Doyoung też o nas zapomnieli i wrócili do domu, obsciskując się w aucie.
Johnny wyszedł z namiotu ze mną cały czas przyczepionym do swoich pleców. Czy ja naprawdę ważę tak mało, że można mnie nosić jak dziecko?– Gdzie idziemy? – zapytałem poprawiając się i łapiąc go za szyję.
– Wrzucić cię do jeziora – stwierdził Johnny zmieniając kierunek.
CZYTASZ
pls, call me daddy | johnil |
FanfictionPunkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nikogo nie zdziwi więc fakt, że Johnny widział tylko Taeila jako cały swój świat.