Cały dzień spędziliśmy rozmawiając. Yuta wygrzebał, nie wiadomo skąd, kontener piwa, które było ciepłe i niedobre. Ograniczyłem się do jednego i męczyłem je niezdolny wypić paskudztwo do końca. Johnnemu, Yucie, Sichengowi i Jaehyunowi to nie przeszkadzało. Doyoung kręcił nosem, ale koniec końców tak się napił, że odpadł pierwszy uwieszając się na ramieniu swojego chłopaka. Następny, już przy drugim kontenerze, odpadł Yuta, którego Sicheng zaprowadził do łóżka i już do nas nie wrócił. Obaj fani koszykówki pili butelka za butelką, niewątpliwie ścigając się. Zapadał zmrok, a jedyne oznaki zmęczenia były widoczne u mnie. Plusem było to, że mogłem bez ograniczeń wgapiać się w Johnnego, który rozmawiał po angielsku. Jego głęboki głos brzmiał zdecydowanie lepiej, kiedy nie rozumiałem, co mówi. Chciałbym zostać z nim sam tylko po to, żebym mógł go podziwiać w spokoju. Tak przystojna buzia zasługuje na fanów.
Z nudów zacząłem szturchać butem Doyounga, który zerwał się niespodziewanie na równe nogi i, omiatając spojrzeniem pozostałych, uśmiechnął się niemrawo.– Już masz dosyć, kochanie – stwierdził dotykając twarzy Jaehyuna, jakby planował swój zryw już od dawna. Może tylko udawał, że śpi.
– Mmm – mruknął, najwidoczniej przekonany, wstając.
– My love needs me. Goodbye, bro.– Bro – odpowiedział Johnny salutując i również wstając.
Chłopcy odeszli. Zostałem sam z Johnnym. Młodszy oblizał usta przenosząc wzrok na mnie.
– Czy mogę prosić do tańca? – zapytał kłaniając mi się nisko.
– Nie ma muzyki – zaśmiałem się, jednak wstając.
– Niech chrapanie Yuty, w akompaniamencie żab, będzie naszą piosenką – stwierdził wyciągając rękę w moją stronę.
Podałem mu posłusznie dłoń, którą on ucałował. Speszyło mnie to i już chciałem uciec pod jakimś błahym pretekstem, ale powstrzymałem się mając przed oczami wizję, że taka szansa już nigdy się nie powtórzy. Johnny wyciągnął mnie z krzeseł przenosząc szarpnięciem w okolicę ogniska. Ukłonił się jeszcze raz i złapał mnie za ręce. Kiwaliśmy się powoli w lewo i w prawo. Usilnie wbijałem wzrok w koszulkę Johnnego, bo nie wierzyłem, że wytrzymam odwzajemnienie jego palącego spojrzenia. Kiedy jakiś ptak w lesie odezwał się, Yungho obrócił mnie w okół własnej osi. Ponownie złapał mnie, tym razem za biodra. Serce waliło mi w piersi tak głośno, że miałem wrażenie, iż Johnny tańczy do jego rytmu. Chłopak zbliżył się kładąc mi głowę na ramieniu, dzięki czemu słyszałem jak mruczy melodię jakiejś piosenki. Zaciągnąłem się jego zapachem, to działało na mnie lepiej niż najdroższy alkohol. Pachniał piwem, potem i ogniskiem, co nadal było najpiękniejszym wdychanym przeze mnie w życiu aromatem. Gdyby ktoś wypuścił na rynek perfumy o zapach Johnnego Seo o poranku, w dzień i wieczorem kupiłbym wszystkie dostępne ilości każdej serii.
– Taeil – zaczął Yungho wyrywając mnie z zamyślenia – miałeś rację, lecę na ciebie.
Po tych słowach odchylił mnie gwałtownie do tyłu, tak że chwilę wisiałem w powietrzu trzymany tylko przez jego ramiona. Położył mnie delikatnie na ziemi. Nie wiem co zszokowało mnie bardziej, jego słowa czy nagła zmiana choreografii. Przeszedł kawałek i usadowił się tak, że stykaliśmy się uszami będąc ułożonymi głowami do siebie. Był tak blisko, że gdybym obrócił się lekko dotknąłbym ustami jego policzka. Spojrzałem na niebo, na którym błyszczały miliardy gwiazd. Ognisko ledwie się tliło, więc oświetlało nas tylko ich światło. Widok zapierał dech w piersiach.
– Znasz się na gwiazdach? – zapytałem.
– Jasne – powiedział pewnie wyciągają rękę w stronę przestworzy – patrz, to gwiazdozbiór małego Taeila. Tu są oczy – machał ręką w powietrzu – tu wielki nos...
CZYTASZ
pls, call me daddy | johnil |
FanfictionPunkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nikogo nie zdziwi więc fakt, że Johnny widział tylko Taeila jako cały swój świat.